Furi

Jeszcze nie grałem w produkcję, której koncepcja opiera się na walce z samymi bossami. W sumie nawet nie kojarzę, żeby takich tytułów bardzo się namnożyło, więc pewnie dlatego Furi jest pierwszą grą tego typu dla mnie. Ale nie tylko gameplay mnie do niego przyciągnął.

Taką grę można rozwiązać na dwa sposoby – albo po prostu kazać graczowi przechodzić od walki do walki, albo okrasić ją fabułą. The Game Bakers wybrali drugą opcję i nie zrobili tego po łebkach. Zaczynamy od poznania naszego bezimiennego bohatera. Wiemy, że jest uwięziony, a także widzimy jego strażnika. Po krótkim monologu oprawcy pojawia się inna tajemnicza postać, facet w masce królika, który zaczyna nas namawiać do ucieczki. Oczywiście udaje się ją uskutecznić, ale pojawia się pierwsza przeszkoda, czyli wspomniany już strażnik. Po pokonaniu go wyruszamy w drogę prowadzącą przez kolejne areny, na których czekają następni przeciwnicy. Przed każdą walką i zawsze po niej towarzyszy nam narracja królika. Opowiada o więzieniu, w którym jesteśmy, o strażnikach, ich motywacji i sytuacji, a także rzuca filozoficzne teksty. Wrogowie też mają niejedno do powiedzenia. Z kolei sam bohater nie mówi nic. Całą tę historię śledzi się z zainteresowaniem, budzi pytania i zdecydowanie chcemy wiedzieć więcej o tym świecie i samym bohaterze, ponieważ nie dostajemy wszystkich odpowiedzi. Po wyciemnieniu obrazu po napisach końcowych byłem już pewny, że chcę zobaczyć drugą część gry, w której wszystko zostałoby wyjaśnione. Okazało się jednak, że nie będzie to potrzebne! I mimo niezłego „WTF?!” w reakcji na to, co zobaczyłem, muszę oddać twórcom, że pomysł na zakończenie nieźle pasuje do nakreślonych wcześniej motywów.

Do pokonania będziemy mieli dziesięciu przeciwników. Liczba jest mała, ale to nie znaczy, że pójdzie szybko. Wręcz przeciwnie, już domyślny poziom trudności będzie dużym wyzwaniem dla każdego przeciętnego gracza. Osoby o wyższym skillu poradzą sobie z grą w lepszym czasie, ale obstawiam, że i im nie będzie za łatwo. Wszystko dlatego, że każda walka jest bardzo intensywna i wymaga bardzo dobrego wyczucia czasu oraz kontroli nad protagonistą. Każdy pojedynek składa się z kilku etapów, a i te są podzielone na części.  Najpierw musimy przebić się przez zesłany na nas grad kul, fale energetyczne, kombinacje obu tych rzeczy, a czasem i inne formy ataku. W trakcie ich unikania trzeba też zbić pasek życia bossa, a gdy już się to nam uda, przejdziemy do walki w zwarciu. Tam napotkamy na różne zestawy ataków fizycznych, obszarowych, fal energetycznych itd. Oczywiście im dalej zajdziemy, i to w przypadku etapów danej walki, i kolejnych przeciwników, tym będzie trudniej.

Od razu do dyspozycji mamy pełny zakres ruchów bohatera. Wbrew pozorom to nie atak jest tu najważniejszy, a dwie formy obrony. Pierwsza to dash, którego wyczucie jest niezbędne to unikania części strzałów i wszystkich fal energetycznych. Druga to sparowanie ataku, które również trzeba aktywować w odpowiednim czasie. Przykładowo, jeśli przy choć jednym ciosie zrobimy to za wcześnie, możemy oberwać kilka razy. Do ataku posłuży nam miecz, zadamy nim szybsze, ale słabsze ciosy oraz możemy wprowadzić też potężny, wymaga jednak naładowania. Do dyspozycji mamy też pistolet, który również ma dwie takie formy ataku. To, kiedy należy użyć danej opcji obrony czy ataku już zależy od ruchów przeciwnika. Nawet jeżeli chwilowo stoi, nie oznacza to, że uda się zabrać mu trochę zdrowia, ponieważ też potrafi parować ataki. Zakres naszego życia również nie ułatwia gry, bo startowo mamy trze szanse. Co prawda po udanym zakończeniu etapu część zdrowia się regeneruje, ale jeśli nam się nie powiedzie, musimy zacząć go od nowa. Dla przykładu, gdy polegniemy w trakcie zwarcia, musimy powtórzyć zarówno część bullet hell, jak i to zwarcie. Nadmienię tu jeszcze, że prowadzony więzień nie rozwija się, czyli zakres zdrowia i siły pozostaje na tym samym poziomie, co na początku.

Grafika w Furi robi wrażenie, choć niekoniecznie jakością tekstur 3D, bo do dużych produkcji im daleko. Za to koncept jest świetny, ponieważ interesująco zostały połączone motywy futurystyczne z nawiązaniami do chociażby dawnej Japonii i nawet psychodelii. Do tego dochodzą neonowe kolory w trakcie walk i interesujące, różnorodne lokacje. Ogromnym plusem są też interesujące modele postaci, które wykreował Takashi Okazaki, twórca „Afro Samuraia”. Samą grę obleciałem w trybie ręcznym i w trakcie walk działała bez zarzutów. Drobne przycięcia były widoczne tylko podczas doczytywania w trakcie chodzenia czy przed kolejnym etapem danej walki. Cały klimat podbija genialna ścieżka dźwiękowa. I jak nie przepadam za muzyką elektroniczną, tak tu utwory bardzo dobrze pasują do walk oraz etapów przejściowych i słuchałem ich z przyjemnością. Twórcy też nie poszli na łatwiznę z dubbingiem, naprawdę dobrze dobrali aktorów głosowych, dzięki czemu jeszcze lepiej śledzi się fabułę.

Furi został bardzo dobrze przyjęty na innych platformach i po przejściu go wcale mnie to nie dziwi. Zdecydowanie wpływ miały na to oprawa AV i fabuła. Sam gameplay też jest świetny, ale cholernie wymagający. Muszę się przyznać, że jak z pierwszymi dwoma bossami poradziłem sobie na normalu, tak trzeci mnie rozłożył i musiałem dokończyć grę na niższej trudności. I tu pojawiają się dwa zarzuty z mojej strony. Rozumiem, że gra ma być wymagająca i nic nie mam do podstawowej trudności, po prostu nie jest dla każdego. Szkoda tylko, że tryb łatwiejszy jest za łatwy. Mam wrażenie, ze twórcy poszli na zbyt dużą łatwiznę, wycinając część etapów walk i dodając więcej zdrowia. Naprawdę przydałaby się opcja pomiędzy, co pozwoliłaby bardziej cieszyć się grą większemu gronu, bo frajda z tych pojedynków jest spora. Drugi problem leży w czasie reakcji dasha. Już nie raz pisałem, że Słicz w trybie ręcznym niezbyt nadaje się do intensywnych gier, po prostu jest mało wygodny, poza tym tutaj dochodziła kiepska reakcja ZL. To jednak tylko jedna strona medalu. Druga jest w samej grze. O ile reakcja na ataki i gardę jest natychmiastowa, tak dash ma ustawionego laga, a właściwie krok, który następuje przed zniknięciem. Oczywiście da się to wyczuć, ale nie jest to proste, często też po prostu brakuje czasu na unik i widać, jak bardzo brak tego kroku zrobiły różnicę. Tak więc grę polecam wszystkim, którzy czują się pewnie w grach trudnych, będą bawić się bardzo dobrze. Natomiast reszta, z gorszym czasem reakcji, niech poczeka na jakąś promocję, bo nawet jeśli polegniecie na podstawowej trudności, tak wciąż warto tę grę przejść.


Ocena: 8,5/10


Serdecznie dziękujemy The Game Bakers
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: The Game Bakers
Wydawca: The Game Bakers
Data wydania: 11 stycznia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 3,9 GB
Cena dla Switcha: 80 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *