Deep Ones

Najstarszą platformą, na jakiej grałem, jest Commodore 64, ale nie czuję aż takiej nostalgii, żeby pragnąć grać w gry podobne do tych, jakie wtedy wychodziły. Ale to idzie dalej, twórcy robią produkcje nawet na bazie ZX Spectrum i tu nie wiem, czy dla własnej satysfakcji, czy dla jakiejś konkretnej grupy odbiorców. Cóż, po pograniu w Deep Ones wciąż nie mam odpowiedzi.

Jeśli chodzi o fabułę, w zasadzie jej nie ma. Po prostu batyskaf naszego nurka zostaje zatopiony przez wielkie, mackowate stworzenie. Bohaterowi na szczęście udaje się uciec i opada na dno, po czym rusza przed siebie, zwiedzając kolejne tajemnicze miejsca, w tym wrak pirackiego statku czy ruiny starożytnego miasta. Wszystko to zostało przedstawione w dość kolorowej, banalnej wręcz piksleowatej grafice. W sumie… nie powiem, ma ona swój urok i biorąc pod uwagę, na czym jest wzorowana, wypada całkiem pozytywnie. Audio oczywiście też nawiązuje do tej estetyki, ale w przypadku muzyki należy przyznać, że jest w porządku – kawałków jest kilka i potrafią przypasować bardziej do klimatu. Gorzej jest już z efektami dźwiękowymi, te są po prostu irytujące.

Podobnie jak oprawę AV, tak i z gameplay twórcy musieli dostosować do wiekowych już platformerów. Jeśli chodzi o przeciwników, pojawią się jakieś strzelające ukwiały, rzucające koktajlami mołotowa rude trupy (ogień pod wodą, hłe, hłe), jakieś ryby itd. Gra ma niby nawiązywać do twórczości H.P. Lovecrafta, ale w postaci napotkanych istot nastąpi to dopiero pod sam koniec gry. W kwestii przeszkód standardowo będą to rozpadliny, kolce czy unikanie kul. Poradzimy sobie z tym wszystkim tylko dwoma ruchami – skokiem i atakiem (najpierw z pistoletu, potem mieczem). I już wracam do wspomnianego nawiązania do staroci. Otóż wszystko jest tak cholernie wolne! Niby można to wytłumaczyć to tym, że akcja dzieje się pod wodą, ale, cóż, podczas gry to po prostu męczy. Drugą kwestią jest kulawe sterowanie, czego dobrym przykładem jest ucieczka na koniku morskim przed rekinem – często zamiast przejść po skocie w górę najpierw konik robi ruch w górę i dopiero w bok, przez co tracimy cenną przewagę. Na koniec zostaje poziom trudności. O ile radziłem sobie do połowy gry, co jakiś czas ginąc z różnych powodów, tak boss pirat z połowy gry ma tak wredne ustawienie ataków, że spokojnie 50 prób spaliłem. I razy tylko gnoja pokonałem, ale sam przy tym zginąłem, i to nie wiem czemu! Dziad przywołuje grad kul, który trzeba wyczuć i raz na jakiś czas, oprócz kulki, puszcza w naszą stronę hak. Czasem po gradzie kul leci właśnie hak, a ciężko go ominąć oraz bywa, że jest już w połowie drogi. Poza tym nurek potrafi zareagować z opóźnieniem czy wykonać dziwny ruch po scence, co może skończyć się stratą życia, a tych mamy zawsze maks trzy i jest lipnie.

Nie ma co ukrywać, właśnie przy walce z tym piratem zrezygnowałem z dalszej gry. Miałem zamiar ją przejść, bo tragedii nie było, ale ten dziad mnie wkurzył, no bo ile razy można próbować przejść kiepsko zaprojektowaną walkę? Gra jest, jaka jest, powiedzmy przeciętna, być może trochę lepsza dla tych, którzy czują nostalgię do ZX Spectrum, ja nie czuję, więc dam niemal średnią ocenę za denerwujące decyzje twórców.


Ocena: 4/10


Serdecznie dziękujemy Sometimes You
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: BURP! Games
Wydawca: Sometimes You
Data wydania: 11 kwietnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 250 MB
Cena: 25 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 20 PLN.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *