Kirby Star Allies
Stworzona na potrzeby Kirby’s Dream Land postać stała się dość znaczącą marką na platformie Nintedo i od 1993 regularnie pojawia się na konsolach. Kirby Star Allies to już około trzydziesta produkcja z imieniem tej różowej kulki w tytule.
Tym razem nasz protagonista będzie musiał się mierzyć się ze swoimi przyjaciółmi zawładniętymi przez fragmenty wielkiego mrocznego serca. Kirby też zostaje poddany mocy tajemniczego kryształu, jednak wpływa na niego w inny sposób – zyskuje on moc przekabacania przeciwników na swoją stronę. Historia to tak naprawdę podróż od jednego świata do drugiego w celu zlokalizowania źródła tego zamieszania i pokonania go.
O ile nie spodziewałem się jakiegoś porządnego scenariusza w grze o różowej kulce, tak po rozpoznawalnym tytule od Nintendo byłem pewny, że gameplay mnie nie zawiedzie. Jednak i tu mam spore zastrzeżenia. Zacznijmy jednak od początku. Kirby ma umiejętność pochłaniania przeciwników, aby przejąć ich zdolności, dzięki temu może razić prądem, zamrażać czy podpalać, ale opcji jest więcej. Oprócz tego możemy też zrekrutować do trzech przeciwników, aby walczyli po naszej stronie. Liczba różnych oponentów, a tym samym nowych umiejętności, naprawdę zadowala, a ataki dwóch stworków można łączyć w kombosy. Brzmi jak coś o sporym potencjale, jednak praktyka nie jest tak kolorowa. Schemat plansz wygląda tak samo. Przejmujemy pierwszego napotkanego wroga, ponieważ najprawdopodobniej jego umiejętność jest kluczowa do dostania się do sekretnego pokoju, a następnie dobieramy dowolnie zespół. Jeśli jednak w jakimś momencie będziemy zmuszeni skorzystać z innych skilli, na sto procent możemy spodziewać się w pobliżu odpowiedniego stworka.
Rozgrywkę próbuje się urozmaicić za pomocą poziomów, w których nasza gromadka albo zamienia się w toczące się koło, albo wsiada na latającą gwiazdę. Dzieje się to jednak zbyt rzadko, aby jakość szczególnie przełamać główny schemat. Koniec końców szybko ogarnia nas znużenie, a kolejne plansze przechodzimy na zasadzie odhaczenia, aby jak najszybciej ukończyć fabułę. Także pojedynki z bossami nie pomagają, ponieważ śmiało możemy olać potyczki i wszystko zostawić sterowanym przez komputer pomocnikom.
Najprawdopodobniej produkcja zyskuje w czasie gry wieloosobowej, gdy dochodzi kooperacja, jednak i to nie przeskoczy poziomu trudności. Kirby Star Allies dostało kategorię wiekową 7+, a dzieciaki z tego przedziału radzą już sobie z o wiele bardziej złożonymi problemami, więc gra im też może wydać się za łatwa. Przychodzi mi do głowy tylko granie rodzica z naprawdę młodym szkrabem, aby w razie czego mu pomóc przy niektórych rzeczach. Mógłbym tu napisać jeszcze o dwóch minigierkach, ale nie są one ani ciekawe, ani wystarczająco pochłaniające, aby zawracać sobie nimi głowę.
Plansze i postaci są kolorowe, a nawet przeciwnicy wyglądają jak maskotki do przytulenia. Często jednak na ekranie dzieje się tak wiele i szybko, że trudno się połapać, co się dzieje. Najczęściej jest to odczuwalne w walkach z bossami, dając poczucie chaosu. Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę delikatna i nie zapada prawie w ogóle w pamięć, ale jakbym miał ją jakoś skategoryzować, porównałbym ją do audio klasycznych gier z lat dziewięćdziesiątych.
Jeśli ktoś po Kirby Star Allies spodziewa się czegoś na poziomie ostatniego Mario, czyli produkcji świetnej zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci, mam dla niego złe wieści. Tym razem dostaliśmy coś dla najmłodszych. Niestety, ale powtarzalność oraz poziom trudności sprawiają, że bardziej doświadczeni gracze po prostu w pewnym momencie zaczną ziewać…
Ocena: 6/10
Grę do recenzji dostarczył nam sklep
Producent: HAL Labs
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 16 marca 2018
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 3,1 GB
Cena: 249,8 PLN
W 4 gra się dość kiepsko – wzrost trudności wynika tylko z trudności w połapaniu się, kto jest kim 😛 Za to dwie minigierki były całkiem spoko.
No proszę, konkretna recenzja konkretnej gry 1st party na Switcha. Super! 🙂