Knytt Underground

Knytt Underground zawsze kojarzył mi się z klonem Limbo. W końcu udało mi się w niego zagrać i okazało się, że jednak źle mi się kojarzyło. W sumie szkoda, bo może wtedy byłaby to ciekawsza gra.

Wcielamy się w Mi, niemą dziewczynę, która lubi szperać w różnych zakamarkach opuszczonych miejsc. W chwili, gdy ją poznajemy, akurat ma w planach udać się do wróżek i dać im pieniążek na, nie wiem, ofiarę? W każdym razie podobno spełniają życzenia, a, tu znowu będę zgadywał, dziewczynie marzy się odzyskanie głosu. Jak to się rozwinie, dowiemy się w rozdziale pierwszym. W drugim natomiast wcielimy się w piłkę, która swoją część odbywa w przeszłości, ale wciąż w tych samych lokacjach. Sama też nic nie mówi, ale za to napotyka na wróżka, który nawija wystarczająco za oboje. Rozdział trzeci już łączy już grywalnych bohaterów w celu zadzwonienia w sześć dzwonów, bo jeśli nie zostanie to zrobione, świat ulegnie zniszczeniu czy coś. Tak, celowo nie pomijam tych gdybań, bo albo nie zapamiętałem, o co chodziło, a dopiero co w to grałem, albo przeleciałem dialogi. Starałem się je czytać, naprawdę, ale tak drętwych i kiepsko stylizowanych tekstów nie widziałem w grze już jakiś czas. Ani to nie było zabawne, ani interesujące, i w takich chwilach bardziej doceniam, gdy twórcy decydują się pominąć dialogi.

Pod względem gameplayu dostaliśmy platformówkę 2D, w której, jak wspomniałem, najpierw prowadzimy po jednej postaci, a potem przełączamy się między nimi. Sama Mi potrafi tylko skakać i wspinać się, natomiast piłka jak to piłka, odbija się jak szalona. Poza tym co jakiś czas natrafimy na planszach na różnokolorowe poświaty, które dodadzą Mi chwilowe zdolności, jak wylot w górę czy możliwość wybicia się w powietrzu, by sięgnąć do dalej położonej ściany czy półki. Czekają na nas też różne przeszkody, jak strzelające roboty, których ataki należy omijać, czy też kałuże żrących cieczy. Najważniejsze wydaje się jednak bieganie wte i we wte, odkrywając przy tym naprawdę obszerną mapę. To jednak następuje dopiero w trzecim rozdziale, który jest cholernie długi. Pierwsze dwa są tak właściwie tylko wprowadzeniem do możliwości ruchów Mi i piłki. Poza częścią zręcznościową napotkamy na różne postaci, które dadzą nam do wykonania zadania poboczne, a te polegają już właściwie tylko na „weź mi przynieść to i tamto”.

Wszystko to tworzy strasznie miałką produkcję, w którą po prostu nie chce się grać. Po szybkim obleceniu pierwszego i drugiego rozdziału nawet nie dałem rady dojść do pierwszego dzwonu, a przypomnę, że jest ich sześć. Niby biega się szybko, jakoś trudno nie jest, ale nadczułe sterowanie, denne dialogi, taka sobie oprawa graficzna (miks kiepskich rysunków, czerń platform i ładne tła tworzą słaby misz-masz) i tak właściwie nudna rozgrywka po prostu nie zachęcają do eksploracji i skończenia produkcji. Nie polecam.


Ocena: 3,5/10


Producent: Nifflas Games
Wydawca: Ripstone
Data wydania: 21 grudnia 2012 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Opcje crossowe: -buy z PS3
Waga: 694 MB
Cena: 25 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier na Vitę 🙂

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Brak odpowiedzi

  1. Anonim pisze:

    Thank you ever so for you post.Much thanks again.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *