Dragon’s Crown

Spotykamy dzisiaj pozycję, która serwuje wyjątkowe doznania. Grę, której klimat emanuje rozkoszą, a przyjemność płynącą z rozgrywki trudno przekazać słowami. 

Napisał: Urouborous

Dragon’s Crown jest przedstawicielem gatunku, którego w obecnych czasach nie tak łatwo uświadczyć. Bardzo popularny w latach 90-tych model chodzonej bijatyki dzisiaj jest już tylko wspomnieniem dawnej świetności. Nieliczne wyjątki, na które raz na jakiś czas natrafiamy, nie zawsze spełniają nasze oczekiwania. Na szczęście Vanillaware już po raz kolejny udowadnia, że jest w stanie sprostać wyzwaniu powrotu do przeszłości i naszym wymaganiom. Po pamiętnym Odin Sphere z PlayStation 2, a także niedawnym Muramasa Rebirth przyszedł czas na Dragon’s Crown. Produkcja ta jest tak samo kontrowersyjna, jak urzekająca i w końcu trafiła na rynek europejski. Jej niewątpliwy urok postaramy się Wam opisać słowami.

2013-10-08-211731.jpg

Nastały trudne czasy. Niewdzięczna rola uporządkowania świata znów spada na nas. Niespokojne nastroje odczuwalne są wśród społeczeństwa. Nic dziwnego, bowiem pojawiły się plotki, że moc Smoczej Korony powraca. Starożytny smok jest bliski odzyskania nieśmiertelności, którą utracił wieki temu, a przeszkodzić mu w tym może jedynie garstka bohaterów.

Główny wątek fabularny prezentuje się bardzo standardowo. Podobne historie o powracającym złu, które planuje odzyskać dawną siłę, słyszeliśmy już wiele razy. I jak często są sztampowe, tak i w tej także nie ma nic specjalnie oryginalnego. Ot, drużyna poszukiwaczy przygód stara się odzyskać starożytny relikt i nie dopuścić do zniszczenia świata.

Na szczęście przedstawiona nam opowieść nie jest w Dragon’s Crown najważniejsza, ponieważ inicjatywę przejmuje soczysty gameplay – o czym za chwilę. Jednak podczas zabawy nie tylko rozgrywka dostarczy nam świetnych wrażeń. Gra aż kipi od odniesień do wielu dziedzin sztuki. Nawiązania do innych gier komputerowych, literatury, malarstwa czy filmu można by długo wyliczać, a odszukanie wszystkich zdaje się być niemożliwe. Nie będziemy Wam psuli przyjemności, podając przykłady, to po prostu trzeba odkryć osobiście.

2013-10-06-211332.jpg

Rozgrywka dla jednego gracza.

Odejdźmy na chwilę od warstwy fabularnej i skupmy się na czysto mechanicznym aspekcie rozgrywki. Dragon’s Crown to reprezentant gatunku chodzonej bijatyki z elementami RPG osadzony w realiach fantasy. Szalone połączenie magii, epickich bitew i arcypotężnych smoków oprawione w skórę przerysowanej animacji oraz licznych nawiązań do kultury popularnej sprawia, że produkcja Vanillaware wychodzi poza ramy klasycznej formy gatunku. Zdecydowanie oryginalna, przykuwająca oko oraz mocno perwersyjna animacja może wprowadzić w zażenowanie niemal każdego, kto zdecyduje się w Dragon’s Crown zagrać w miejscu publicznym.

Nasza przygoda rozpoczyna się w miejscowej tawernie. Przy jednym stole podczas wieczerzy spotykają się przedstawiciele sześciu różnych klas i jednocześnie trzech ras. Każda z obecnych tu postaci jest grywalna. Już za chwilę dokonamy wyboru, który zwiąże nas z jedną z nich na najbliższe godziny.

Postacie znacznie się od siebie różnią – zaczynając od tego, co oczywiste – wyglądem, system walki, zestawem ciosów oraz unikalnym arsenałem umiejętności. Opis każdej z nich wyraźnie klasyfikuje stopień zaawansowania dla każdej z klas. Wojownik, krasnolud i amazonka przedstawieni zostają jako klasy prostsze w opanowaniu i mniej wymagające. Bardziej zaawansowane postacie elfki, czarownika i czarodziejki wymagają większej wprawy i znajomości systemu walki. Zauważmy, że nazewnictwo postaci mocno plącze ze sobą dwie warstwy. Spotykamy się jednocześnie z bohaterem przedstawianym jako wojownik, a obok widzimy krasnoluda. W gruncie rzeczy obaj są wojakami i mogliby z powodzeniem uprawiać tę samą profesję. Brak jednoznacznej klaryfikacji tego zagadnienia obrazuje, jak twórcy luźno podeszli do kwestii fabularnej gry.

Char

Gdy już dokonamy tej niezwykle trudnej decyzji i wybierzemy bohatera, nazwiemy go oraz dostosujemy wygląd, przyjdzie czas, aby opuścić tawernę i wybrać się… nie, nie moi drodzy. Jeszcze nie na przygodę. Najpierw udamy się na przechadzkę po mieście. Zanim to jednak zrobimy wspomnę jeszcze, że w późniejszych etapach gry oberża posłuży nam jako swego rodzaju koszary. Tutaj dobierzemy zespół bohaterów niezależnych, którzy wraz z nami wyruszą na wyprawę, zapiszemy stan gry czy wprowadzimy zmiany w naszej postaci.

Miasto staje się od teraz naszą bazą wypadową. Do naszej dyspozycji zostanie oddany jednak niewielki jego skrawek, a uściślając – zaledwie jedna ulica, wzdłuż której umieszczono wszystkie niezbędne nam obiekty usługowe. Kolejno mijamy świątynię, w której wskrzesimy bohaterów, których szczątki znajdziemy na eksplorowanych przez nas później obszarach; sklep z magicznymi przedmiotami Morgany, gdzie zidentyfikujemy przedmioty, spieniężymy łupy czy naprawimy ekwipunek; wieżę maga Lucaina (dostępna w późniejszym etapie gry), w której poznamy tajniki stosowania run oraz liczne wątki fabularne; gildię przygód ułatwiającą nam poznanie nowych umiejętności i podejmowanie zadań; zamek pełniący przede wszystkim rolę łącznika fabularnego; oraz na koniec bramy miasta, przez które opuścimy mury grodu i udamy się do wybranego obszaru. W późniejszym etapie rozgrywki bramy zostają zamknięte, a nasz dostęp do świata zewnętrznego ograniczony. Od tej pory prowadziły one będą do losowo wybranej lokacji, a jedynym sposobem na udanie się do konkretnego miejsca będzie skorzystanie z płatnych usług nowo otwartej stajni, która w ramach swej działalności zapewni nam także dostęp do trybu wieloosobowego.

2013-10-06-213805.jpg

Gdy już wybierzemy się na porządkowanie świata wraz z trójką wybranych towarzyszy szybko zauważymy, że podąża za nami łotrzyk Rennie. Zadba on o to, abyśmy nie zapomnieli o zebraniu mawet najdrobniejszych błyskotek, które upadną na podłoże oraz odpowiednio zajmie się każdym zamkiem. Jego pomoc szybko okazuje się nieoceniona. Do naszej dyspozycji oddane zostają dwa sposoby sterowania Renniem. Możemy za pomocą prawego analoga wskazać mu kursorem miejsce, które ma sprawdzić lub po prostu użyć w tym celu ekranu dotykowego.

Zawartość skrzyń, które otwierał będzie dla nas Rennie, jest losowa tak samo jak poziom ich unikalności. Poziom skarbu, który wewnątrz nich znajdziemy, dzieli się na konkretne klasy, zaczynając od najsłabszej E, D, C, B, A aż po najwyższą S. Im wyższa jakość skarbu, tym atrakcyjniejsze łupy. Typ przedmiotów, który wewnątrz znajdziemy, także jest przypadkowy. Mogą to być akcesoria, oręż lub błyskotki, które przekładają się na punkty i sztuki złota.

Wszystko, co zbierzemy podczas przygody, będzie dostępne dopiero po jej ukończeniu. Tak samo sytuacja wygląda z punkami doświadczenia, które przyznawane są dopiero po zakończeniu przygody. Po powrocie do miasta przejrzymy zebraną zawartość i zdecydujemy, co chcemy z nią zrobić. Tutaj pojawią się ciekawy i oryginalny aspekt. Wszystkie przedmioty mają postać niezidentyfikowanych obiektów, co jest nam już dobrze znane z wielu produkcji. Wszystkie cechy niezidentyfikowanych przedmiotów są jednak po części widoczne, ale szczegóły ukryte pod znakami zapytania. Możemy dzięki temu wstępnie oszacować tylko ich liczbę oraz bardzo ogólną ilość zadawanych obrażeń – widzimy, czy ilość zadanych przez dany oręż obrażeń jest jedno- czy dwucyfrowa.  Jawny jest poziom i klasa przedmiotu oraz jego typ i przypisane do konkretnej klasy. Co ciekawe, identyfikacja prawie każdego przedmiotu kosztuje nas więcej niż jest on wart po ujawnieniu szczegółów. Naszym zdaniem jest oszacowanie na podstawie posiadanych informacji czy dana pozycja będzie dla nas użyteczna, czy też nie. Jest to niezmiernie trudne, a wręcz ociera się o hazard, niemniej jednak wprowadza nutkę galopady emocji w czynność, która normalnie powinna odbywać się automatycznie i bez namysłu.

2013-10-06-215029.jpg

Nasz ekwipunek nie jest też niezniszczalny, a każdy przedmiot posiada określoną wytrzymałość. Cały oręż wymaga utrzymywania go w dobrej kondycji, co z kolei zmusza nas do dosyć częstego odwiedzania sklepu Morgany, która za odpowiednią opłatą zadba o jakość naszego sprzętu. Na szczęście przedmioty nie ulegają całkowitemu zniszczeniu, gdy ich wytrzymałość osiągnie poziom 0. Nie stają się też całkowicie bezużyteczne. Nadal możemy walczyć uszkodzonym mieczem, ale jego atrybuty ulegają znacznemu obniżeniu.

Nie wspomnieliśmy jeszcze o pojedynkach z największymi potworami tego świata. Każdy z odwiedzanych przez nas obszarów wieńczony jest bowiem potyczką finałową z bossem. Większość pojedynków nie będzie jednak czystym wrzucaniem jak największych obrażeń w ciało przeciwnika. Podczas finałowych bitew niejednokrotnie będziemy musieli wykazać się sprytem i pomysłowością. Nie chciałbym na tym etapie zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale dodam, że czasem konieczne będzie korzystanie z przeszkód terenowych i znajdujących się w otoczeniu przedmiotów, aby bitwa nie zakończyła się naszą klęską.

2013-10-09-232706.jpg

Każdy z obszarów dane będzie nam odwiedzić co najmniej dwukrotnie. Po wykonaniu zadania fabularnego otrzymamy możliwość podjęcia zadania pobocznego na tym samym obszarze – od najprostszych typu „Zabij 10 potworów danego typu”, po bardziej zmyślne w rodzaju „Otwórz skrzynię znajdującą się za ukrytymi drzwiami, nie budząc przy tym śpiących strażników”. Dodatkowo mniej więcej w połowie rozgrywki, gdy obrót spraw nabiera tempa, w każdej z lokacji odblokowana zostanie druga ścieżka, a na końcu każdej z nich kolejne czekające na zgładzenie monstra.

Progres naszej postaci został ściśle podzielony w zależności o poziomu trudności, który wybierzemy. Zabawa zaczyna się w trybie Normal, na którym możemy osiągnąć poziom 35. Po ukończeniu gry odblokowany zostanie tryb Hard. Tutaj level cap to już 65. Ostateczny tryb to Inferno, który umożliwi rozwinięcie postaci do 99 poziomu.

2013-10-08-233446.jpg

Tryb wieloosobowy.

Rozgrywka wieloosobowa nie jest dostępna od samego początku naszej przygody w Dragon’s Crown. Jest to logiczne rozwiązanie, ponieważ po co mamy męczyć się ze świeżakami, którzy nie poznali jeszcze podstawowych zasad zabawy. Aby rozpocząć przygodę z przyjaciółmi i losowymi osobami, będziemy musieli najpierw odblokować stajnię, co fabularnie ma miejsce mniej więcej w połowie kampanii. Uzyskamy wtedy możliwość przejścia w tryb online i rozpoczęcie trybu kooperacji z innymi graczami.

Tryb kooperacji jest ściśle powiązany ze zwykłą rozgrywką dla jednego gracza. Nasi kompani dołączają w miejsce tych sterowanych skryptami. Muszę powiedzieć, że tutaj magicy z Vanillaware spisali się na medal. Przejście z trybu dla pojedynczego gracza do gry wieloosobowej przebiega płynnie, a wręcz niezauważalnie. Zanim się obejrzymy, podczas zwykłej eksploracji kolejnego obszaru szeregi naszej drużyny wypełnią żywi gracze, z którymi zabawa staję się znacznie ciekawsza. Gdy to my zechcemy dołączyć się do innych graczy, wystarczą nam trzy kliknięcia: przejście w tryb online, wyszukanie pokoju, dołączenie. Wszystko to w dowolnym momencie zwykłej rozgrywki. Na uwagę zasługuje fakt, że w tryb wieloosobowy przejdziemy dopiero, gdy udamy się do miasta, z którego rozpoczynamy naszą wyprawę. Eliminuje to konieczność oczekiwania na osoby, które zdecydowały się uzupełnić zapasy czy naprawić ekwipunek. Zdecydowanie przemyślane rozwiązanie.

Tryb kooperacji staje się w Dragon’s Crown pomostem pomiędzy trybem samotniczym, a zabawą grupową bez konieczności uruchamiania skomplikowanych połączeń. Oba tryby przeplatają się pomiędzy sobą. Nie są oddzielną formą zabawy.

Poza trybem kooperacji przewidziano dla nas także arenę, na której zmierzymy się z innymi graczami w pojedynkach nawet do czterech osób jednocześnie. Ta odblokowana zostanie dopiero po ukończeniu wątku fabularnego. Koloseum, na którym toczyły będą się bitwy to niewielki, zamknięty obszar. Nie możemy tutaj liczyć na pomoc z niczyjej strony. Jesteśmy zdani tylko i wyłącznie na nasze umiejętności. Postacie niezależne staną tutaj w roli naszych oponentów, uzupełniając nieobstawione przez graczy pozycje. Oczywiście zabawa z oskryptowanym przeciwnikiem nie daje tyle satysfakcji, co pojedynki z prawdziwymi graczami, ale pomaga w zdobyciu bezcennego doświadczenia.

2013-10-10-145613.jpg

Oprawa audiowizualna.

Bardzo mocnym atutem Dragon’s Crown jest oprawa graficzna. Szata stylizowana na ręcznie malowane animacje prezentuje się bajecznie. Dopracowana w najmniejszy szczególe i wzbogacona o dodatkowe grafiki, którymi jesteśmy nagradzani za wykonanie zadań pobocznych, tworzą unikalny obraz świata fantasy.

Wiele osób zarzuca grze mocno perwersyjny wydźwięk animacji. Półnagie niewiasty, mocno przerysowane krągłości oraz karykaturalnie zniekształcone ciała (także mężczyzn) spotykamy na każdym kroku. Jednak taka została przyjęta konwencja i można się nią albo cieszyć, albo przyzwyczaić, albo odrzucić (tracąc przy tym obcowanie z ciekawą grą).

Framerate w grze jest bardzo stabilny, a jego spadków uświadczymy w nielicznych sytuacjach. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest ilość obiektów i efektów znajdujących się na ekranie. Na ekranie dzieje się naprawdę dużo. Momentami widzimy jednocześnie kilkanaście postaci i mnogość efektów specjalnych, w szczególności podczas pojedynków finałowych, gdy do akcji wprowadzamy cały nasz arsenał. Zdarza się to jednak niezmiernie rzadko, trwa bardzo krótko i w żadnym wypadku nie powoduje spadku jakości rozgrywki.

Oprawa dźwiękowa to przede wszystkim epicka poprawność. Nutki, które doskonale wpasowują się w klimat, choć bardzo przyjemne i zdecydowanie zlewające się z atmosferą, którą wykreowali graficy, nie wykraczają poza to, co słyszymy w podobnych tego typu produkcjach. Zdecydowanie zapadający w pamięć motyw to utwór wybrzmiewający podczas wyboru obszaru. Melodyjna linia wokalna koi zmęczone odgłosami walki uszy. Spójna całość tworzy przyjemny, aczkolwiek obojętny efekt.

2013-10-08-211134.jpg

Podsumowanie

Dragon’s Crown czerpie garściami z najgłębszych zakamarków kultury popularnej oraz sztuki w czystej postaci, sięgając do klasycznych gier komputerowych, literatury, malarstwa czy filmu. Wiele smaczków wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech. Nawiązania do moich ulubionych pozycji uważam za bezcenne (m.in. film Monty Python and Holy Grail czy dzieło Bruegela Wieża Babel). Olśniewająca oprawa graficzna okraszona nieco perwersyjną stylistyką balansującą na granicy dobrego smaku wyraźnie podkreśla jej unikatowość. Gameplay to czysta istota dobrej zabawy. Brakuje mi tutaj jedynie głębszej i bardziej przemyślanej historii. Jej ograniczoną formę i luźne podejście do tematu tłumaczę sobie jednak oczywistymi założeniami przyjętymi przez Vanillaware, które zostały zrealizowane w 100%. Przyjemność płynąca z rozgrywki z nawiązką rekompensuje braki fabularne. Jest moc!

Fairy.png


 

Plusy:

  • Soczysty gameplay
  • Spektakularne pojedynki z bossami
  • Liczne nawiązania do kultury popularnej
  • Genialna oprawa graficzna
  • Klimatyczna ścieżka dźwiękowa

Minusy:

  • Płytki i naiwny wątek fabularny

Grafika: 9
Dźwięk: 7
Fabuła: 6

Gameplay: 9
Multiplayer: 9

Ogólna: 8.5/10


Serdecznie dziękujemy NIS America za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


 

Producent: Atlus, Vanillaware
Wydawca: NIS America
Data wydania: 11.10.2013 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 1087 MB
Cena: 159 PLN

Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. pecetowiec pisze:

    Najlepszy chodzony siekacz na Vite! Miodna rozgrywka, ogrom lootu, grind do mega koksów. Klasyka gatunku i jak ktoś ma w peselu 8 z przodu to z pewnością się zakocha.

  2. pecetowiec pisze:

    Najlepszy chodzony siekacz na Vite! Miodna rozgrywka, ogrom lootu, grind do mega koksów. Klasyka gatunku i jak ktoś ma w peselu 8 z przodu to z pewnością się zakocha.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *