Resident Evil: Revelations 2

Pamiętaj, jak miałeś może 13 lat i wujek grał w Residenta Jedynkę na Plejaku, i jakiego miałeś łatafaka, gdy ten pierwszy zombiak się obrócił. A potem jeszcze ten doberman w drzwiach wejściowych do posiadłości… Od tego czasu słysz tylko o kolejnych częściach, nie graj w żadne. Dobij do trzydziestki, w międzyczasie polubiłeś horrory, ale nie polubiłeś w nie grać. Ponoć seria robiła się coraz gorsza, bo już nie była horrorem tylko strzelanką z potworami. W końcu zabierz się za jakąś grę spod szyldu RE, ale że masz tylko Vitę, pada na Revelations 2. Pograj godzinę, może dwie, zrób rage quita i chciej zapomnieć o tym szajsie…

Na początek wyjaśnię, dlaczego w ogóle zacząłem w to grać, choć zupełnie nie miałem ochoty. Gra w wersji na Vitę wyszła w Europie 18 sierpnia 2015 roku. Wtedy jeszcze istniała stara wersja strony i w ekipie był Nevrell. Kupił port, ograł, ponoć mu się podobało, choć jakość vitowej wersji pozostawiała wiele do życzenia. Oczywiście napisanie recenzji dla Was olał. Minęło trochę czasu, azjatyckie pudełko potaniało bądź też trafiło do jakiejś promocji, albo i nie, w każdym razie Szponix kupił je do kolekcji. Pograł, stwierdził, że to dno i kupa mułu, bo choć pierwszy epizod trzymał jako taki klimat, tak później zrobiła się z tego badziewna strzelanka, więc jej nie skończył. Oczywiście recenzji dla Was nie napisał. Przystanek trzeci – Arst w końcu też wziął pudełko do kolekcji. Pograł chwilę, rzucił „nope” i tyle było z jego recenzji. W międzyczasie pożyczyłem grę od Szpona i leżała sobie ze trzy, cztery miesiące. Po wypięciu się Arsta stwierdziłem, że dobra, niech będzie, przejdę, napiszę coś o tym i będzie z głowy. Tak oto powoli dochodzimy do wspomnianego we wstępie rage quita.

RER2 1

Teraz się pewnie zastanawiacie, co mnie w tej grze odrzuciło. Nie była to fabuła i grafika. Ta pierwsza nawet mnie zaciekawiła, bo o ile gry z uniwersum RE pod względem gameplay’u jakoś mnie nie ciągnęły, tak historie w nich przedstawione wydawały się ciekawe i chętnie bym się z nimi zapoznał w formie porządnych adaptacji (filmy widziałem, ale wszyscy wiemy, jakie są te filmy…). Same Revelations 2 zaczynają się od filmiku, w którym najpierw jest pokazany spot reklamowy agencji Terra Save, a potem trafiamy na przyjęcie. Widzimy na nim Clair Redfield i Moirę Burton, które wydają się dobrze bawić (dobra, Moira nie bawi się dobrze, bo jej ojciec, Barry, jest bucem). Bankiet szybko staje się o wiele bardziej interesującym miejscem, bo napada na niego grupa wysoce wyszkolonych najemników, którzy nawet mają do dyspozycji helikoptery! Ostatnia scena pokazuje uśpienie i porwanie Clair… która następnie budzi się w celi w zniszczonym budynku, w tym miejscu startuje też gameplay. Ruszamy więc przed siebie, żeby odkryć, że znaleźliśmy się w tajemniczej placówce, w której coś poszło bardzo źle. Jedną ze wskazówek są pałętający się po niej zmutowani ludzi i zabita koleżanka z Terra Save. Z czasem dowiemy się, że przeprowadzano tam okropne eksperymenty na ludziach oraz porozmawia z nami pewna kobieta. Straszne to wszystko nie jest, bardziej idzie w zwykłe gore, ale czuć napięcie i klimat. Jak jest dalej, nie mam pojęcia, ale Szponix mówił, że klimatu nie ma już żadnego, ot łazi się i strzela do kolejnych mutasów.

RER2 2

Dobra, to teraz to, co mnie odrzuciło już w trakcie pierwszych 30 minut z grą, czyli gameplay. Zacząłem na normalu, bo tak gram w każdą grę. No więc łażę po tym więzieniu, sztywno mocno, kuleje, a właściwie ślimaczy się też kamera. Napotykam pierwszych mutantów i szlag mnie trafia podczas walki z nimi, bo wszystko działa tak topornie… Zginąłem raz, zrobiłem więc powtórkę, przeszedłem trochę dalej i stwierdziłem: „Nope, nie gram tak!”. Na drugi dzień zacząłem na „easy” tylko po to, żeby zaliczyć tę grę i napisać coś o niej dla Was (to poświęcenie z mojej strony!). Lecę więc drugi raz od początku. Walki są o tyle prostsze, że ataki zabierają mi mniej zdrowia. Swoją drogą, wygrzebałem opcjach przyspieszenie kamery, więc celowanie było trochę lepsze, ale wciąż nie wyczuwałem go najlepiej. W międzyczasie trzeba było zbierać jakieś klucze, niektóre drewniane skrzynie można było rozwalać, znajdowałem kamienie szlachetne (co one tam robiły i po kiego grzyba były mi potrzebne, nie mam pojęcia i już nawet nie chcę wiedzieć…). Co jeszcze, w pewnym momencie odkryłem warsztacik do ulepszania broni (podbicie mocy, szybkostrzelności i wszystko to było odwracalne) i łykałem zielone ziółka, gdy zaszła potrzeba. Z wszystkiego, co kojarzę o RE, brzmi to jak standard (poza kamieniami). Zdziwiły mnie za to elementy zręcznościowe, czyli ucieczka ze zgniatarki (zginąłem dwa razy, zanim odkryłem, gdzie wejść) i omijanie żelaznych dziewic rozbudowanych o kręcące się na nich ostrza (zginąłem raz, bo zapomniałem, że można szybciej biegać). Ale to wszystko to pikuś, bo do tej pory najbardziej wkurzy mnie skrzynie otwierane łomem – pierwsza zajęła mi z piętnaście prób, bo pomysł na trafienie w zamek w okręgu jest tragiczny. O, uf, dochodzę w końcu do momentu, gdy mnie już szlag trafił kompletnie, czyli przypuszczalnie końca pierwszego rozdziału Clair. Załadowałem zębatkę w zamek, rzuciła się na mnie mała fala mutantów, w tym dwa wielkie gnoje z młotami, zginąłem, luz, zacząłem od nowa przygotowany na nich. Powtórka, padli, więc zabieram się za otwieranie łomem zabarykadowanych drzwi. Moira męczy się z tym łomem i męczy, a tu nagle druga fala napiera. Luz, przechodzę na Clair, ubijam ją z pewną utratą zdrowia i amunicji. Powtórka, trzecia fal, nie mam amunicji, dobijam resztę z noża, ledwo co widzę przez krew na ekranie. Idę z łomem i… nosz kur…! czwarta fala! Ile można odrywać łomem pieprzoną deskę z drzwi?! I skąd biorą się te mutasy, skoro nie było tylu cel, a do tej pory z nich wychodzili! Mając tylko nóż, w końcu padłem i rzuciłem tę grę w cholerę…

RER2 3

W kwestii oprawy graficznej mogę stwierdzić, że jest przyzwoita. Głównie dlatego, że różne elementy środowiska są widoczne i rozpoznawalne. Poza tym kolorystyka jest głównie mdła, a najbardziej biją po oczach niemal fluorescencyjne plamy krwi. Modele Clair i Moiry wyglądały najlepiej, a mutanty, po przyjrzeniu im się z bliska, różniły się detalami. W pierwszym epizodzie produkcja chodziła płynnie, ale grałem już na wersji mocno spatchowanej (niemal 900 MB do pobrania). Czy w dalszych etapach, gdzie przeciwników jest więcej, jest tak samo dobrze, niestety nie wiem (Szponix też nie zaszedł wystarczająco daleko, żeby wiedzieć). Audio z kolei próbuje nadać ton rozgrywce, ale głównie, gdy ma napaść na nas większa grupa przeciwników. Ogólnie miałem wrażenie, że dźwięk jest średniej jakości, szczególnie przy dubbingu. Więcej w sumie nie ma co pisać, AV jest przeciętne.

RER2 4

W końcu przyszedł czas na podsumowanie tego tekstu, który nie jest recenzją, a pierwszymi wrażeniami (zaznaczam to dla pełnej jasności, dlatego też nie będzie ocen). Zasadniczo jestem otwarty na niemal każdy gatunek gier, próbowałem różnych i choć czasem koncepcyjnie mi nie pasują, tak znajdują się pośród nich produkcje, które jednak mnie wciągają. Grałem w różne strzelanki z perspektywy trzeciej osoby, ale było do już dość dawno (na Vicie chyba w żadną, o ile Ratcheta i Clanka można w pewnym stopniu w to wliczyć). Istnieje więc spora szansa, że moje odczucia w kwestii sterowania postaciami podczas walk po prostu wynikają z zardzewienia w tym gatunku lub nieznajomości siakichś nowszych rozwiązań. Nie zmienia to jednak faktu, że przechodzenie w tryb celowania i próba trafienia w przeciwnika była dla mnie mordęgą w tej grze. Podobnie rzecz się ma z lawirowaniem między mutantami, unikaniem ich ataków i próbami przejścia do celowania. Czułem w tym wszystkim okropną toporność… I to zaważyło na mojej rezygnacji z dalszej gry. Reszta elementów, jak przeskakiwanie między postaciami, ulepszanie broni czy nawet poznawanie fabuły wcale mnie nie odrzuciły. Już nawet przebolałbym te niby zręcznościowe elementy i cholerne zamki w skrzyniach. Są jednak pewne rzeczy, których się nie przeskoczy… Tak więc, jeżeli, podobnie jak ja, nie graliście w żadne RE i/lub TPS-y nie są Waszym gatunkiem, lepiej sobie odpuście. Z kolei osoby wygłodniałe takich gier na Vicie przypuszczalnie jakąś przyjemność z Revelations 2 wyciągną, chociaż port wygląda na przygotowany na siłę.

PS. W grze jest jakieś multi, ale o co w nim chodzi i jak działa, nie wiem i na tym etapie nawet nie chcę wiedzieć. Grę włączyłem i tekst napisałem tylko po to, żebyśmy mieli -1 do zaległych recek. Ale może się komuś z Was na coś to przyda. Teraz odreagowuję przy Moe Chronicle.

RER2 5


Producent: Capcom
Wydawca: Sony Computer Entertainment
Data wydania: 18 sierpnia 2015 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna (wydanie azjatyckie posiada polskie napisy)
Waga: 2,8 GB + patch 900 MB
Cena:  125 PLN


Gra jest dostępna również na Nintendo Switch w cenie 99 PLN. Recenzję tej wersji znajdziecie TUTAJ.

Możesz również polubić…

4 komentarze

  1. Duckingman pisze:

    Ja jak na razie jestem po rozegraniu pierwszego rozdziału bo ostatnio udało mi się kupić ten tytuł za przyzwoitą cenę i bardzo mi się podoba. Domyślne scelowanie jest faktycznie skaszanione ale capcom dał sporo możliwości by w opcjach ustawić je pod siebie. Ja po 10 minutach dostosowałem je sobie tak że gra mi się już przyjemnie. Co do pierwszego rozdziału z którym nie poradził sobie recenzent to napiszę że tam trzeba było zablokować wejście do pomieszczenia miotaczem płomieni który stał na środku. Wówczas Moria w kilkanaście sekund odblokowuje drzwi.

    • Quithe pisze:

      Dzięki za koment 🙂 Mamy też reckę ze Switcha i tam Maniak wypowiada się już znacznie bardziej pozytywnie o grze.

      Pamiętam, że bawiłem się ustawieniami, ale mało pomogły. No ale, sporo czasu minęło i wpadł mi Resident Evil 4 Remake. Będę grał na Steam Decku i Legionie Go, więc może się pogodzę z tą serią xD

  2. Urouborous pisze:

    Dawno nie odczułem tak wyraźnej niechęci autora do recenzowanej gry. Nawet gdy gra jest denna szuka się zwykle pozytywnych aspektów. W tym przypadku widzę, że bariera była nie do przebicia 😛

    • Szponix pisze:

      Od siebie mogę napisać, że podobał mi się klimat samego początku gry 🙂 Był naprawdę niezły i szkoda, że dość szybko został zmarnowany, w moim odczuciu 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *