Persona 4: Dancing All Night

Jak na Zachodzie wykorzystuje się znaną markę? Co roku wydaje się to samo, lecz z małymi zmianami. A jak to robią w Kraju Kwitnącej Wiśni? Często podobnie, ale pojawiają się też pomysły mające znacznie więcej polotu, co udowadnia recenzowana produkcja.

Na początek należy zaznaczyć, że P4 Dancing All Night nie jest jedynie grą rytmiczną z postaciami z oryginalnej produkcji, to także pełnoprawny sequel. Bohaterów spotykamy w jakiś czas po wydarzeniach znanych z Golden, gdy szykują się do występu na festiwalu Love Meets Bonds. Oczywiście jego główną gwiazdą ma być Rise, jednak równie ważnymi postaciami będą nieznane dotąd dziewczyny, które należą do girlsbandu Kanamin Kitchen. Protagoniści znani z pierwszej części również pojawią się na scenie, lecz posłużą jako tło w trakcie występu swojej przyjaciółki, mimo że brakuje im wiary we własne umiejętności taneczne. Niestety ta idylla zostaje zachwiana przez bardzo znajomo brzmiącą plotkę: O północy na stronie festiwalu można zobaczyć teledysk, na którym tańczy nieżyjąca już gwiazda, a osoba go oglądająca już więcej się nie obudzi. Nie chcę jednak zdradzić zbyt dużo, więc wspomnę tylko najważniejszy element czekającej na Was fabuły: bohaterowie, na skutek przebiegu wydarzeń, trafiają do wymiaru zwanego Midnight Stage, w którym egzystują cienie, a jedynym sposobem, aby się ich pozbyć, jest wyrażenie siebie poprzez taniec. Nie będę ukrywał, że nie spodziewałem się w produkcji tego typu tak rozbudowanej historii. Naturalnie wydarzania są tak kierowane, aby co raz to kolejne osoby trafiały na scenę, lecz przyjemnie się je śledzi. I mimo że nie jest to poziom znany z Golden, tak Dancing All Night trudno byłoby zarzucić jakieś większe niedociągnięcia. Mnie trochę irytowały zbyt przerysowane nowe postaci, ale ma to swoje uzasadnienie. Na plus natomiast trzeba zaliczyć achronologiczne przedstawienie wydarzań oraz drzewko, na którym je umieszczamy, by móc później obejrzeć od początku do końca kompletne sceny.

2015-10-13-205318.jpg

Rozgrywkę możemy toczyć w dwóch trybach. Pierwszy to połączenie gry rytmicznej z visual novel, czyli po prostu fabularne Story Mode, a drugi to tzw. Free Dance pozwalający na szybkie rozpoczęcie tańca. I właśnie na tańcu teraz się skupimy, ponieważ stanowi kręgosłup tej produkcji. Na początku mamy dostęp tylko do paru utworów, ale wraz z zaliczaniem ich zyskujemy kolejne (każdy ma trzy poziomy trudności). Przydatną opcją w wyborze kawałków z playlisty jest automatyczne odtwarzanie ich fragmentów podczas wertowania spisu, więc nie jesteśmy skazani na znajomość ich nazw. Niestety tancerze są z góry przypisani do utworów, więc może się zatem zdarzyć, że ulubionej piosenki nie odtańczymy ulubioną postacią. Na szczęście trochę łagodzi tę sytuację wybór partnerów, których można samemu dobrać przy okazji wyboru kawałka. Sama rozgrywka nie jest jakoś specjalnie rozbudowana. Naszym zadaniem będzie odpowiednie trafienie w bit właściwym przyciskiem, a poziom trudności określa liczbę nut i ich szybkość. Do dyspozycji mamy tylko sterowanie fizyczne, więc trochę szkoda, że nie można pobawić się dotykiem. Jednak z drugiej strony przypomina mi się Michael Jackson, w którym zasłanialiśmy sobie przy takiej grze ekran, co znowu wymuszało zapamiętywanie sekwencji. Do wystukiwania rytmu wykorzystamy tylko sześć przycisków, które mają swoje odzwierciedlenie na ekranie w postaci krążków umiejscowionych przy bocznych krawędziach. Nuty wypływają ze środka sceny, zmierzając do przycisków w trzech wariacjach:

  • zwykła, pojedyncza nuta, którą zaliczymy, trafiając w nią;
  • nuta połączona, docierająca w jednym momencie do dwóch różnych krążków;
  • nuta podłużna, którą musimy „przydusić” od jej początku aż do końca.

“Perfect”, “Great”, “Good” i “Miss” to oceny, jakie otrzymujemy za każdy ton. Aby zebrać najlepszą notę za występ, będziemy się starać uzyskiwać pierwsze dwie, ponieważ każde pudło resetuje licznik kombosa, tak samo jak zbyt częste „dobre” trafienia. Podbijanie wyniku odbywa się także za pomocą pojawiających się okręgów. Są to dodatki, którymi się nie musimy przejmować, jednakże trafienie w nie joystickiem jest nagradzane dodatkowymi punktami. Warto się nimi zainteresować jeszcze z jednego powodu. Raz na jakiś czas przybierają one postać tęczy, a zebranie takich trzech dodaje do naszego występu chwilowy tryb “Fever”. Właśnie w tym momencie na scenę wkracza partner i razem swoimi ruchami rozgrzewamy widownię.

2015-10-17-084029.jpg

Co jednak, jeśli dochodzimy już do takiej perfekcji, że nawet najwyższy poziom trudności jest dla nas banalny? Albo odwrotnie, jeśli nasze poczucie rytmu jest tak słabe, że nie pozwala nam zaliczyć utworu? W obu przypadkach na ratunek przychodzą wykupywane za zdobyte w grze pieniądze modyfikacje, dzielące się na dwie kategorie. Pierwsza ułatwia nam rozgrywkę, np. poprzez możliwość trafienia w nutę każdym przyciskiem. Druga grupa działa odwrotnie, przykładowo, znacznie przyśpieszona czy znikająca przed dotarciem do okręgu nuta wymusza u nas reakcję opartą tylko na wyczuciu rytmiki, co tworzy wyzwanie tylko dla najlepszych. Oczywiście obie grupy modyfikacji nie odbiją się jedynie na rozgrywce, przekładają się też na otrzymywane dolary i osiągnięty wynik końcowy, zmniejszając lub zwiększając go. Pieniądze wykorzystujemy w sklepie, w którym wykupujemy wspomniane właśnie usprawnienia, ale to nie wszystko. Oprócz modyfikatorów za gotówkę zakupimy stroje dla tancerzy oraz różne dodatki, jak okulary, słuchawki czy inne gadżety.

2015-10-17-082959.jpg

Oprawa graficzna, przynajmniej w części visual novel, nie różni się od tej znanej z Persony 4: Golden. Obrazy są „żywe”, dokładne i barwne. Trochę szkoda, że jest ich dość mało, co rzuca się w oczy zwłaszcza podczas prezentacji cieni. Do wyglądu głównej rozgrywki też nie można się przyczepić, nutu są wyraźne i nie występują spadki animacji, co dla takiej produkcji mogłoby być zabójcze. Na resztę tak naprawdę zwracamy uwagę tylko w dwóch przypadkach, gdy nauczymy się układu tonów na pamięć albo oglądamy powtórkę, w innych sytuacjach nasza uwaga skupiona jest na osiągnięciu jak najlepszego wyniku. Lekkie zastrzeżenie mam natomiast do samych utworów. Brakowało mi w nich większego zróżnicowania. Wykorzystana ścieżka dźwiękowa może i pasowała do Persony 4 w formie RPG, ale do produkcji rytmicznej jest zbyt zwyczajna. Na szczęście notę za audio podnosi angielski dubbing, który jest wykonany naprawdę solidnie. Szkoda jednak, że zachodni gracze nie mogą przełączyć się na japońską wersję.

Podsumowanie zacznę od tego, że Persona 4: Dancing All Night zaskoczyła mnie tak rozbudowaną fabułą. Nie spodziewałem się także, że twórcy zrobią z tej gry solidną kontynuację RPG-a. Dzięki temu produkcja trafi nawet do osób, które nie lubią gier rytmicznych, pozwalając im skupić się na historii. Ograniczenie rozgrywki do kilku podstawowych ruchów z możliwością utrudnienia ich idealnie się sprawdza, szkoda tylko tańczone kawałki pochodzą z pierwszej części.


Plusy:

  • Rozbudowana jak na ten gatunek fabuła
  • Czytelna rozgrywka
  • Spore możliwości utrudnienia
  • Spora liczba utworów…

Minusy:

  • …jednak jak na grę rytmiczną mogłyby być lepsze
  • Mała ilość grafik 2D
  • Tylko angielski dubbing

Grafika: 9
Dźwięk: 6
Fabuła: 8
Gameplay: 8
Ogólna: 7,5/10


Serdecznie dziękujemy NIS America za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Atlus, Dingo Inc.
Wydawca: Atlus
Data wydania: 06.11.2015 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 3,1 GB
Cena: 159 PLN

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. cell767 pisze:

    Wielu moich znajomych bardzo chwali serie Persona. No i ja w końcu się za nią zabrałem. Fakt, że bez sensu bo właśnie od tej części ale było warto. Świetne kawałki, ciekawa historia, jeśli duże części cyklu też są takie dobre to pewnie nie będę żałował inwestycje w te zwykle drogie tytuły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *