Sine Mora

Gry niezależne często są małymi produkcjami, które mają po prostu wypełnić nasz czas niezobowiązującą rozgrywką. Podobnie jest z produkcjami typu shoot’em up. Liczy się w nich głównie zręczność oraz zniszczenie jak największej liczby przeciwników. Czasami jednak zdarzają się perełki, które oferują coś więcej niż prostą rozgrywkę. Taką właśnie pozycją jest Sine Mora.

Napisali: Medium i Quithe

W tej chwili zapewne zastanawiacie się, co takiego wyjątkowego ma w sobie ta pozycja. Zacznijmy od tego, że już samo zestawienie deweloperów jest ciekawą kombinację. W celu stworzenia Sine Mora swoje siły połączyły dwa studia. Pierwsze z nich to węgierskie Digital Reality, którego specjalnością są strzelanki. Drugim jest japońskie Grasshopper Manufacture, którym dowodzi Suda51, a znane jest z takich produkcji jak Killer is Dead czy Lolipop Chainsaw. Kolejnymi aspektami, już jako bezpośrednie efekty współpracy, są na pewno rozgrywka oraz oprawa audiowizualna, lecz o nich szerzej przeczytacie w dalszej części recenzji. Standardowo zaczniemy od świata przedstawionego w grze. I tu pojawia się duże zaskoczenie, ponieważ zwykle w takich produkcjach otrzymujemy tylko kolejne lokacje (często będące tylko mdłym tłem dla sianego zniszczenia) z ewentualnie zarysowaną fabułą. Natomiast w Sine Mora twórcy zadbali o bardzo dopracowany świat w klimatach dieselpunku. Tym sam zostajemy wprowadzeni do rzeczywistości, która jest mieszaniną klimatu pierwszej połowy XX wieku ze sporą dawką futuryzmu. Niech więc Was nie zdziwią samoloty, które wyglądem przypominają te z okresu między wojnami światowymi, oraz wrogie maszyny podobne do squidów z Matrixa. Jednak twórcy przyłożyli się nie tylko do kreacji świata, stworzyli także ciekawą i ciężką w odbiorze fabułę. Akcja gry rozgrywa się na planecie Seol, która obecnie znajduje się we władaniu imperium Layilów. Mimo że władcy dbają o rozwój rządzonej krainy, nie przebierają w środkach, aby ten stan utrzymać. Jednym z nich było wybicie niemal całej populacji nacji Enków, którzy potrafią władać czasem. Z tego powodu też Seol trwa w stanie wojny partyzanckiej zwanej „wieczną wojną”. Na tle tych wydarzeń przyjdzie nam prowadzić trzy grupy pilotów. Pierwsze dwie składają się Enków, którzy działają niezależnie od siebie i mają różne cele (zemsta oraz wyzwolenie). Trzecią stanowi „jednoosobowa armia” w postaci agenta imperium, który poluje na rebeliantów. Losy wszystkich bohaterów będziemy poznawać bez ciągu chronologicznego oraz w dwóch wariantach. Pierwszym z nich jest wprowadzenie do każdego rozdziału za pomocą przedstawienia kawałka historii przez daną postać. Drugim są dialogi w trakcie misji. Wszystko to tworzy ciekawą i mocną opowieść, ponieważ nie zabraknie zarówno mocnych słów, jak i opisów potworności działań Layilów. Więcej zdradzać nie będziemy, więc przejdziemy już do gameplayu.

obraz-2.jpg

Wchodząc w panel menu, dostajemy do wyboru cztery tryby zabawy. Pierwszym, który zasługuje na największe zainteresowanie, jest „Story Mode” (tryb opowieści). Tutaj poznamy historię planety Seol i stoczymy najważniejsze walki, decydujące o losach Enków. W bojach pomoże nam statek powietrzny, który stanie się naszą jedyną bronią i deską ratunku. Sterowanie nim twórcy rozwiązali w prosty i przystępny dla każdego sposób. Lewy grzybek analogowy odpowiada za ruchy statku, a kolejne przyciski umożliwią nam strzelanie (X) , użycie broni specjalnej (O) oraz uruchomienie kapsuły czasu (R1). Takie rozwiązanie jest dużym plusem, ponieważ na ekranie PS Vita dzieje się dużo, a zastanawianie się, który guzik nacisnąć, szybko doprowadzi do śmierci. Niemniej jednak osoby o innych preferencjach będą mogły w menu wybrać sobie inny rozkład przycisków.

Gdy opanujemy sterowanie, musimy czym prędzej ruszyć w bój. Droga bohatera, którą podążymy, wielokrotnie wystawi nas na ciężkie próby. Oczywiście najczęstszą będą żądni krwi przeciwnicy oraz potężni bossowie. Zarówno pierwszych, jak i drugich w świecie Sine Mora nie brakuje. Niszczyć będziemy przede wszystkim przeróżne samoloty, lecz nie zabraknie także urozmaicenia w postaci czołgów strzelających z potężnych luf czy droidów wyczekujących wroga. Walka z nimi rozgrywa się w systemie znanym nam już z wielu innych shoot’em upów. Ekran, na którym znajduje się nasz pojazd latający, nieustannie zmierza w prawą stronę, pchając fabułę i akcję do przodu. W związku z tym nasze pole manewru jest mocno ograniczone,  co w połączeniu z naprawdę dużą dynamiką gry da nieźle w kość początkującym. Jednak wyjadacze gatunku także nie będą mieli łatwo i nie raz zazgrzytają zębami przy wyzwaniach, które ich czekają. Poza  sporą zręcznością, trzeba wykazać się także niemałą koncentracją, ponieważ ekran często jest wypełniony setkami wystrzelonych pocisków oraz natrafimy na różnego rodzaju pułapki, np. lasery czy dobrze zamaskowane armatki. W walce pomogą nam power-upy, które niekiedy wypadają ze zezłomowanych maszyn wroga. Zaoferują nam wzmocnienie siły ataku (do maksymalnie dziewiątego poziomu), tarczę ochronną, mnożnik punktów, a także doładowanie broni specjalnej. No właśnie, broń specjalna. Nasz samolot, oprócz zwykłej broni wyrzucającej miliony pocisków, posiada unikatowe moce. W górnym prawym rogu ekranu znajduje się licznik w postaci zielonych kwadracików. Dzięki niemu wiemy, ile razy możemy użyć śmiercionośnej broni, która zmienia się wraz z kolejnymi poziomami. Czasem do dyspozycji dostaniemy nalot rakietowy, a innym razem zrzut bomb, wszystko zależy od pilota, którego akurat prowadzimy. Takie pomoce będą nieocenione, zwłaszcza przy starciu z większą liczbą rywali. Kończąc temat pomocnych w walce elementów, należy wspomnieć o kapsule czasu. Podczas przytrzymywania przycisku R świat zostanie spowolniony, a nasz statek (niewrażliwy na działanie kapsuły) otrzyma dodatkowy atut w walce. Oczywiście czas używania slowmotion jest ściśle ograniczony i lepiej używać go z rozwagą, w krytycznych sytuacjach.

obraz-3.jpg

Pora teraz opisać najbardziej innowacyjny motyw w grze, czyli system życia. W Sine Mora nie znajdziemy standardowego paska zdrowia czy czerwonych serduszek. Studia, tworząc grę, zamieniły wszystkie schematy dotyczące odporności bohatera i zastąpiła je licznikiem czasu, który jest ścisłym nawiązaniem do wykreowanego świata. U góry ekranu znajdziemy ustalony na początku każdego poziomu czas maksymalny. Gdy ekran zacznie poruszać się w prawą stronę, a my otrzymamy pełną sterowność, sekundy zaczną uciekać. Jednak nie będzie to nasz jedyny problem. Podczas kolizji z otoczeniem lub pociskiem wroga otrzymamy dodatkową karę czasową. Taki zabieg powoduje nieustanną walkę o cenne milisekundy. Na szczęście twórcy nie zostawili nas na pewną i często powtarzaną śmierć. Otóż, aby utrzymać się dłużej w powietrzu, będziemy musieli zestrzeliwać jak najwięcej wrogów. Niby oczywiste, lecz w tej grze po prostu nie opłaci nam się unikać walki, co czasami wydaje się dobrym rozwiązaniem. Za każdą zezłomowaną maszynę otrzymamy z góry ustalone sekundy, wydłużające naszą zabawę. Drugim sposobem na wzbogacenie timera i przedłużenie walki są wspomniane wcześniej power-upy. Jednym z nich jest dodatkowy czas, który stanie się bezcennym ratunkiem. Przyjmując pesymistyczny zwrot akcji i utratę ostatniej sekundy, nasz statek wybucha. Wtedy na ekranie pojawia się licznik, który informuje o liczbie szans, które możemy wykorzystać do ukończenia poziomu. Wykorzystanie jednej z nich zawsze cofnie nas do ostatniego zaliczonego checkpointu i ponownie podejmiemy próbę walki. Jednak gdy licznik przyjmie wartość zerową, rozdział zostanie zakończony niepowodzeniem i rozpoczniemy go od nowa (rozdział zazwyczaj składa się z dwóch etapów).

Temat mniejszych przeciwników oraz podstaw rozgrywki został wyczerpany. A jak wygląda sprawa bossów? Bardzo dobrze, a to przede wszystkim przez rozmach, z jakim zostali zaprojektowani. Przekłada się to bezpośrednio na ich zniszczenie, ponieważ w ich masywnych gabarytach zostały ukryte czułe punkty. Tym samym, uważając na pociski wroga, musimy znaleźć jego piętę achillesową. Każdy większy rywal wygląda inaczej, a czułe miejsca zostały rozłożone w inny, pomysłowy sposób. Takie rozwiązanie zwiększa poziom trudności i chęć podejmowania kolejnych wyzwań na planecie Seol. Szkoda tylko, że tryb opowieści zawiera w sobie 4–6 godzin rozgrywki. Nie jest to zadowalająca długość, ale naszą zabawę przedłużą pozostałe trzy formy zabawy. „Score Atack” opiera się na szybkiej zabawie ukierunkowanej na zdobywanie jak największej ilości punktów. Do dyspozycji mamy wszystkie mapy odkryte podczas „Story Mode”. Po każdym podejściu do bicia rekordu gra przenosi nas do poziomu menu. Jest to miłe urozmaicenie, biorąc pod uwagę fakt, że zdobytymi wynikami możemy pochwalić się w sieci. Kolejną możliwością jest uruchomienie trybu „Arcade”. Tutaj opowieść nie odgrywa żadnej roli, a naszym zadaniem jest ukończenie poziomu, uzyskując jak najwyższy poziom rangi. Po wyborze statku, pilota oraz unikalnej mocy wkraczamy na pole bitwy i cieszymy się destrukcją kolejnych przeciwników. Ostatnim trybem jest „Boss Training”, w którym możemy ponownie podjąć walkę z wcześniej spotkanymi bossami.

Warto też wspomnieć, że łowcy łatwych trofeów nie mają w tej grze czego szukać. Aby zdobyć większość z dwunastu dostępnych pucharów, należy spełnić z góry określone warunki. Na każde z nich składa się od sześciu do ośmiu zdań, którymi przykładowo są: zbierz 50 tokenów o wartości 100 000, opróżnij 100 pełnych kapsuł czasu, przejdź tryb fabuły bez straty życia. Tym razem jednak chętni nie będą musieli buszować po stronach z opisami przejścia, ponieważ twórcy sami podali wymagania w stosownym miejscu w menu oraz status zmiany ich wypełnienia. Na tym jednak dodatki wydłużające czas z grą się nie kończą. Dzięki opcji lokalizacji położenia (oczywiście po podłączeniu się do Internetu), gra naliczy nam przebytą odległość. Nabijając kolejne kilometry, odblokujemy kolejne porcje grafik z gry. I tu także twórcy pokazali, że szaleństwo jest ich ulubionym stanem, bo kto z nas przerobi 40 tysięcy kilometrów w sensownym czasie, aby odblokować wszystkie obrazy? Mimo wszystko pomysł, choć trudny w realizacji, jest całkiem fajny, a odkrywane grafiki bardzo dobre.

obraz-4.jpg

Na koniec pora napisać co nieco o oprawie audiowizualnej. Grafika została przygotowana bardzo pieczołowicie, jak na grę typu Indie. Modele wszystkich pojazdów wroga są bardzo szczegółowo przedstawione, co tym bym bardziej robi wrażenie, gdy wraz z postępami odkryjemy, jak wiele ich jest. Nie inaczej sprawa przedstawia się z lokacjami. Zarówno pierwszy plan, jak i tła przedstawiają w pełni przemyślany świat. I, co ciekawe, pośród przygotowanych lokacji będziemy poruszać się nie tylko po niebie jako takim, czy przelatywać przez bazę wroga, lecz także spędzimy trochę czasu pod wodą. W zależności od miejsca odczujemy też jego klimat, a to dzięki zastosowaniu odpowiedniej kolorystyki. Poza tym środowisko 2,5D otworzyło nowe możliwości dla nadciągających przeciwników. W tym bogactwie kryje się jednak pewien minus, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę liczebność wroga oraz wystrzelonych przez niego pocisków. Ponieważ nasz samolot jest dość mały, łatwo będzie się pogubić w dynamicznej akcji. Z drugiej jednak strony gra działa bardzo płynnie, więc nawet w najgorszej sytuacji nie doświadczymy spadków animacji. Skoro grafika w grze jest tak klimatyczna, a fabuła do lekkich nie należy, potrzebna jest jeszcze stosowna muzyka. I w tym przypadku twórcy nie zawiedli. Każda z ośmiu lokacji ma swój podkład muzyczny. Cechują je stonowane, ciężkawe utwory, które nie dość, że nie przeszkadzają w rozgrywce (chociaż często są zagłuszane wystrzałami), tak jeszcze potrafią podbić atmosferę, na przykład gdy przeciskamy się przez ciasne tunele. Na duży plus zasługuje także mroczny podkład, który usłyszymy przy rozpoczęciu każdego rozdziału, poznając historię załogi. Poza tym świetnie spisali się aktorzy głosowi, którzy wczuli się w swoje role. Dodatkowym podbiciem pod dziwny świat gry jest wybranie języka węgierskiego jako języka Seolu. W końcu nawet dla nas, Europejczyków z bloku środkowo-wschodniego, brzmi on „kosmicznie”. Nie zawodzą też efekty dźwiękowe. W tym przypadku twórcy pokusili się nawet o sporą różnorodność dźwięków strzałów. Koniec końców, jest to jedna z najlepszych opraw audio, jakie słyszeliśmy do tej pory w grach na Vitę. I tak na dobrą sprawę nie powinno Was już to dziwić, gdy dowiecie się, że nad tym aspektem pracował Akira Yamaoka, kompozytor ścieżek dźwiękowych do gier z serii Silent Hill.

2014-02-01-200236.jpg

Opinia: Medium

Przygodę z Sine Mora rozpocząłem od trybu opowieści. Od razu doznałem szoku wizualnego. Oprawa graficzna zrobiła na mnie spore wrażenie, które nie opuszczało mnie aż do końca zabawy z grą. Kolorowe i zróżnicowane lokacje napędzały do kończenia kolejnych poziomów. Strona audio również sprostała moim wymaganiom. Jedynym minusem był brak angielskiego dubbingu. Podobnie miłym zaskoczeniem był gameplay. Bardzo przypadł mi do gustu pomysł z licznikiem czasowym, który świetnie odnalazł się w tego typu rozgrywce. Różnorodni przeciwnicy i środki destrukcji urozmaicały czas oraz nie pozwalały popaść w monotonność. Dodatkowo produkcja świetnie sprawdziła się na przenośnej konsoli Sony, a intuicyjne sterowanie pozwoliło odprężyć myśli od spraw technicznych. Podsumowując, produkcję polecam każdemu.

Moja ocena: 7,5/10

Opinia: PSVmaniak

Choć nie dorastałem w latach 90., chyba mogę nazwać siebie fanem arkadówek. W dzieciństwie spędziłem przy grach takich jak Mario Bross czy Contra masę godzin, a gdy tylko nadarza się okazja, odwiedzam coraz rzadziej dziś spotykane salony gier, gdzie często zostawiam większość zawartości mojego portfela. Z tego też powodu ucieszyłem się na wieść o Sine Mora dla PS Vita. Gra świetnie połączyła klasyczną rozgrywkę sprzed lat z odpowiadającą dzisiejszym standardom oprawą AV. Zaprojektowane lokacje wyglądają pięknie na OLED-owym ekranie konsoli. Do gustu przypadają tez ciekawe modele przeciwników, a w szczególności bossów. Sterowanie jest intuicyjne i wygodne, co w tego typu grze jest wręcz obowiązkowe. Dostajemy do tego całkiem przyjemną fabułę oraz dość długą i wymagającą kampanię. Poziom trudności jest bardzo wysoki i nieraz rzucałem mięsem na widok ekranu Game Over. W niektórych etapach moja reakcja na pięćdziesiątą z kolei śmierć do najprzyjemniejszych nie należała. Jeśli uważacie się za książkowy przykład gracza hardcorowego, to w Sine Mora poczujecie się jak w domu. Poza rozgrywką warto też przyjrzeć się fabule, która ma kilka ciekawych momentów. W grze nie zauważyłem większych problemów niż mało znaczące bugi. A że nie lubię ich szukać na siłę, to na tym poprzestanę. Czy warto zainwestować w tego shootera 2D? Oczywiście, bowiem jest jedną z najlepszych gier dostępnych w PlayStation Store. Przyjemnie spędzia się przy niej czas, choć czasami dostarcza wiele frustracji. Jeśli kochacie arkady i macie dość prowadzenia gracza za rączkę, to nie myślcie dłużej nad zakupem. Polecam.

Moja ocena: 8/10

Opinia: Quithe

Nie ma co ukrywać, dostęp do gry uzyskałem dzięki subskrypcji Plusa. Była to jedna z pierwszych pozycji, które mogłem w ten sposób „mieć za darmo”, więc dodałem ją do listy pobierania. Co śmieszne, nawet nie przepadam za tym gatunkiem. Jednak po odpaleniu gry jakie było moje zdziwienie – świetny pomysł na świat, porządnie rozwinięty wątek fabularny, bardzo dobra muzyka i grafika, a przede wszystkim miodność rozgrywki. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie ten poziom trudności. Nie jestem dobry w takich grach, często dostaję oczopląsu, za wolno reaguję, więc o wysokich wynikach nie mam co myśleć. Mimo wszystko udawało mi się posuwać dalej, aż trafiłem na jeden przeklęty tunel z laserami… i utknąłem w nim. Cóż, wiele prób zakończyło się niepowodzeniem, a co za tym idzie, odłożeniem Sine. Lecz wrócę jeszcze do tej gry, bo naprawdę warto. Ten japońsko-węgierski twór jest pozycją obowiązkową dla wszystkich fanów gatunku oraz tych, którzy nie boją się wyzwań oraz szukają czegoś innego, ciekawego. Zdecydowanie nie żałowałbym wydanych pieniędzy (nawet mimo utknięcia!).

Moja ocena: 8,5/10


Plusy:

  • Przemyślany wątek fabularny
  • Świetna oprawa graficzna
  • Różnorodność jednostek przeciwnika
  • Solidnie wykonane audio
  • Innowacyjny system ograniczenia czasowego
  • Stabilne i płynne animacje

Minusy:

  • Poziom trudności, który może zniechęcić niedzielnych graczy
  • Cena

OGÓLNA OCENA: 8/10


Producent: Digital Reality, Grasshopper Manufacture
Wydawca: Digital Reality Publishing
Data wydania: 21.11.2012 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 675 MB
Cena: 42 PLN

Gra jest również dostępna ma Nintendo Switch w cenie 120 PLN. Pełna nazwa wydania to Sine Mora EX, zostało rozszerzone o m.in. co-op dla dwóch graczy w kampanii fabularnej czy trzy nowe tryby rywalizacji.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *