Code:Realize – Guardian of Rebirth

Dawno, dawno temu, w XIX-wiecznej Walii, w opuszczonym zamczysku schowanym pośród bujnych zarośli i wiecznego cienia, zatopiona w półśnie, w pół-oczekiwaniu, mieszkała samotna trująca dziewczyna… W ten sposób zaczyna się gra Code:Realize – Guardian of Rebirth, reprezentująca szlachetny gatunek gier otome. Sprawdźmy, czy warto wskoczyć do zaprezentowanego w niej steampunkowego Londynu i zaryzykować kontakt ze śmiertelnie groźną trucizną!

Recenzję napisała Nadtechnecjanna

Na początku należy zaznaczyć jedno – Code:Realize żadną miarą nie aspiruje do miana gry oryginalnej. O ile gry z tej grupy, które były już zrecenzowane na wortalu, próbowały dodać nową jakość do wypróbowanej receptury, tak Guardian of Rebirth wiernie trzyma się klasycznych schematów gatunku. W sposób dość przykry informuje nas o tym już sama fabuła. Wcielamy się w samotnie mieszkającą Cardię oczekującą na powrót ojca, który zniknął bez śladu dłuższy czas temu. Pewnego dnia, na skutek pewnego zbiegu okoliczności, dziewczyna trafia do dość nieformalnej grupy składającej się z (niespodzianka!) młodych, przystojnych mężczyzn i wraz z nimi zaczyna poszukiwania zaginionego rodzica. Przy okazji odkryje też, że ówże rodzic ma plany i ambicje niezbyt pasujące do ciepłych wspomnień naszej protagonistki. Poza tym spotkamy jej brata, poznamy jej sekret i weźmiemy udział w walkach z wampirami. Brzmi dość znajomo, prawda? Nic dziwnego, bo opis historii brzmi jak streszczenie innej gry od Idea Factory – „Hakuouki”. Z początku byłam dość uprzedzona tak wierną kalką fabularną i nie obiecywałam sobie po reszcie zbyt wiele, jednak spotkało mnie spore zaskoczenie. Całość fabuły, razem ze wszystkimi detalami i smaczkami, jest wręcz (trudno mi znaleźć lepsze określenie) szekspirowska. Czegóż tu nie zobaczymy! Genialne wynalazki, widowiskowe walki, porwania, zdrady, niespodziewane zwroty akcji, potwory, a nawet wyścig statków powietrznych! Trzeba przyznać, że scenariusz jest wartki, barwny i czasem trzyma w napięciu. Poza tym w sposób bardzo zgrabny i udatny korzysta z mnóstwa różnych kulturowych i pop-kulturowych klisz. Nie ma tu właściwie ani jednego elementu, którego byśmy już gdzieś nie widzieli, ale razem tworzą feerię naprawdę ciekawych wydarzeń. Poza tym scenariusze poszczególnych postaci są niespodziewanie emocjonalne i głębokie. Pomijając całą dramatyczną i przygodową warstwę opowieści, wydarzenia każdej ze ścieżek są świetnie dopasowane do wiodącego aktualnie bishona, dzięki czemu wydobywają na światło dzienne jego prawdziwy charakter i jego historię. Dodatkowo, w tych opowieściach o przeszłości zawsze jest coś przykuwającego uwagę i budzącego sympatię, a w niektórych przypadkach nawet współczucie.

code realize 1

Kandydatów do trującej rączki naszej protagonistki jest pięciu. Każdy z nich jest nawiązaniem do jakiejś postaci historycznej lub sławnego bohatera fikcyjnego (polecam zapoznać się z nieznanymi nazwiskami). Nie tworzą też zupełnie typowej galerii bishonenów z gier otome, choć ogólnie każdy wpasowuje się w konkretny schemat. Postacią kanoniczną (czyli domyślną, rozwiązującą całą zagadkę) jest Arsene Lupin, złodziej-gentleman, elegancki włamywacz o 100% skuteczności. Na pozór bardzo lekkomyślny i fircykowaty, jednak w rzeczywistości jest mózgiem większości akcji, a jego szybkie reakcje i chłodna analiza zdarzeń niejeden raz uratowały sytuację, dzień i świat (tak przy okazji). Solidnym odwzorowaniem schematu tsundere jest Abraham van Helsing, słynny łowca wampirów, bohater wojenny i człowiek niezmiernie użyteczny we wszelkich sytuacjach bojowych, przez co nazywany jest „ludzką bronią”. Abraham wydaje się być zupełnie pozbawiony emocji i skrupułów, ale, jak to w takich grach zwykle bywa, tak naprawdę ma miękki wnętrze i tylko zewnętrzna skorupa ma kolce. Victor Frankenstein, błyskotliwy alchemik, z racji posiadania miłej, chłopięcej powierzchowności, mógłby uchodzić za szotę, ale z czasem pokazuje całkiem inną twarz. Okazuje się człowiekiem nawiedzanym przez demony przeszłości i własne poczucie winy. Impey Barbicane jest największy, najgłośniejszy i najbardziej przewidywalny ze wszystkich bohaterów, ale jego przechwałki o byciu genialnym wynalazcą pokrywają się z prawdą i nie sposób go nie polubić. Hrabia Saint-Germain, ekscentryczny szlachcic o dość enigmatycznych motywach, użycza swej rezydencji jako kwatery głównej dla naszej wesołej gromadki i mimo miłej, wiecznie uśmiechniętej twarzy niewątpliwie skrywa nieznaną nikomu tajemnicę. Z kolei nasza protagonistka jest klasyczną heroiną z gier otome, czyli istotą dość bezbarwną i bladą, nawet mimo ciekawej otoczki – jej ciało wydziela truciznę zżerającą dosłownie wszystko, czego dotknie, bez udziału jej woli, a w skórę pod jej obojczykiem wtopiony został niezwykły klejnot – Horologium. W porównaniu z innymi tego typu produkcjami wypada przyzwoicie, w końcu bywało znacznie gorzej, ale i zdecydowanie lepiej. Na plus można zaliczyć fakt, że po odebraniu lekcji od wszystkich swoich przystojnych współlokatorów Cardia staje się dość skutecznym sprzymierzeńcem i czasem nawet pomaga w walce czy włamaniu i jest to miła odmiana po wszystkich bezradnych dziewczynkach biernie czekających na ratunek. Na osobne wspomnienie zasługuje cała plejada postaci drugoplanowych, takich jak Sherlock Holmes (przez jakiś czas ukrywający się pod sprytnym pseudonimem Herlock Sholmes), królowa Victoria, kapitan Nemo, królowa Ginewra czy Kuba Rozpruwacz. Każdy występujący tu bohater ma swoją historię, swoje motywy, osobowość i różną rolę w różnych ścieżkach fabularnych. Co ciekawe, czasem te poboczne historie stawały się równie istotne jak wątek główny i aż prosiły się o jeszcze większy udział w grze.

code realize 2

Z początku mamy do wyboru czterech kandydatów na amantów, piąty i ostatni, Lupin, zostaje odblokowany dopiero po osiągnięciu przynajmniej „normalnego” zakończenia u każdego pozostałego bohatera. Dopiero przy scenariuszu złodzieja poznajemy ukrytą prawdę, wszystkie elementy się ze sobą połączą, wątki wszystkich panów dopełniają się (wcześniej były traktowane oddzielnie) i generalnie wszystko ułoży się w zgrabną całość. Przy okazji chcę zaznaczyć, że największe wrażenie wywarło na mnie ukoronowanie historii pobocznej Sherlocka Holmesa.

Gra, oprócz różnych pozytywów fabularnych, posiada też jedną, bardzo poważną wadę i jest nią powtarzalność głównego, początkowego wątku. Jest bardzo długi, ma aż osiem rozdziałów, a każdy z panów dla siebie na wyłączność ma kolejne pięć rozdziałów. Przechodząc początkowy wątek wspólny, z ukierunkowaniem dla dowolnej postaci, wygląda on właściwie tak samo, ponieważ modyfikacje są bardzo drobne. Oznacza to, że już po drugim przejściu wybiera się drogę na skróty, czyli z poziomu menu przeskakujemy do ostatniego rozdziału wspólnego fragmentu, ustawiamy wybranego przystojniaka na maksymalny poziom zaawansowania związku i po błyskawicznym przewinięciu do początku indywidualnej ścieżki możemy już zaczynać zabawę. W dość znaczący sposób utrudnia to zaangażowanie się w grę, gdyż pomija się stopniowe poznawanie wybranego bisha podczas wspólnych przygód. Muszę przyznać, że pod tym względem jest to jedna z najgorzej skonstruowanych gier otome, z jakimi się dotychczas spotkałam.

code realize 3

Mechanika gry jest identyczna z typowymi grami otome. Sterowanie niczym nie odbiega od schematu, do którego już zostaliśmy przyzwyczajeni na Vicie. W przypadku wyborów gra w żaden sposób nie sugeruje nam, że zaznaczyliśmy poprawną odpowiedź. Sugeruję więc robienie zapisu, przynajmniej quick-save’em, przed każdym wyborem, gdyż bardzo często zła decyzja zostanie nam pokazany bardzo dobitnie – zginiemy i gra się skończy. Mimo to rozgrywka jest bardzo łatwa i naprawdę nietrudno uzyskać „prawdziwe” zakończenie – odpowiedź, po której przeżyliśmy i która jest dość logiczna, nabija nam punkty u wybranego bishona. Warto wspomnieć, że równie łatwo można zdobyć platynowe trofeum – wystarczy po prostu zakończyć grę.

W ramach dodatków otrzymamy w eleganckiej walizeczce bonusowe sceny, po jednej dla każdego pana, które będzie można obejrzeć po zakończeniu danej ścieżki. Co prawda nie wnoszą one nic nowego, ale przeważnie są ciekawe i miło się je ogląda. Poza tym możemy odsłuchać poszczególne utwory ze ścieżki dźwiękowej, obejrzeć wszystkie filmy, które dotychczas odblokowaliśmy, przeczytać słowniczek uzupełniany na bieżąco podczas naszych przygód oraz obejrzeć napotkane do tej pory CG’s. Nic oryginalnego, ale za to podane w gustownej i przystępnej formie.

code realize 4

Pod względem graficznym Code:Realize jest wręcz piękne. Atmosfera steampunkowego Londynu jest widoczna w każdym elemencie świata. Tła są zróżnicowane, wykonane bardzo starannie w żywych kolorach i doskonałej jakości. Wiele z nich nadawałoby się na obrazek czy plakat. Postacie nie są animowane podczas mówienia, co stanowi pewnego rodzaju krok w tył, jeśli chodzi o postęp w grach otome. Mimo to ich grafiki cieszą oko, design stoi na wysokim poziomie, a mimika jest bardzo rozbudowana i dobrze odwzorowana. To samo tyczy się CG’s, czyli obrazków przerywnikowych, dla których warto byłoby zaopatrzyć się w artbook, ponieważ są dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach. Gra została też bardzo stylowo wykończona – może główna grafika tła nie imponuje, ale projekt graficzny menu jest gustowny i steampunkowy oraz obfituje w pomysły takie jak Memory Trunk (wszystkie dodatki są dosłownie zapakowane w ozdobnej walizce), co wygląda dość uroczo. Staranność wykonania każdego graficznego szczegółu robi wrażenie dzieła wykończonego z pieczołowitością i bez pośpiechu.

Niestety muszę się jednak przyczepić do dubbingu japońskiego, a konkretnie do doboru seiyuu głównych bohaterów. Nie chcę w tym momencie twierdzić, że role aktorów głosowych nie zostały odegrane dobrze, bo byłaby to krzywdząca opinia, tym bardziej, że w większości są to aktorzy doświadczeni i bardzo uzdolnieni. Mimo to chyba każdy, kto zna ich inne wcielenia i choć trochę posłuchał japońskiego dubbingu w anime i grach, stwierdzi, że mogłoby być lepiej. Szczególnie mocno rzuca się to w uszy w przypadku Van Helsinga. Suwabe Junichi to doskonały seiyuu o wielkiej rozpiętości głosu, toteż świetnie nadaje się do dubbingowania osób o kilku osobowościach, czy często zmieniających ton głosu (np. Undertaker w „Kuroshitsuji”). W roli Van Helsinga mówiącego cały czas jednym, bezbarwnym tonem wypada po prostu nijako. Innym przykładem może być Saint-Germain, osoba tajemnicza i dość niezwykła, który znacznie skorzystałby na aktorze o mniej pogodnym, niecharakterystycznym głosie niż Hirakawa Daisuke. Nie razi to jakoś szczególnie, ale można dostrzec zmarnowany potencjał, co jest dość dużą szkodą w tego typu grach, gdzie właściwie cała akcja opiera się na dialogach. Bezbłędnie natomiast zostały dobrane głosy dla postaci drugoplanowych – moją zdecydowaną faworytką jest królowa Victoria.

Jeśli chodzi o muzykę, to istnieje, zgadza się z ogólnym nastrojem sceny i nie przeszkadza. Są to dość ładne utwory, ale nic, co przyciągnęłoby uwagę.

code realize 5

Gra Code:Realize, mimo zupełnego braku oryginalności i polotu, oferuje naprawdę dobrą rozrywkę i kilka godzin spędzonych w doborowym towarzystwie przystojnych bishonów w steampunkowej atmosferze. Oprócz śledzenia głównego wątku, pełnego niesamowitych wydarzeń i barwnych postaci, pozwala też na wyciągnięcie się w wyłapywanie drobnych smaczków i nawiązań do historii i literatury, co sprawia sporo radości. Gra posiada kilka wad, niektóre z nich nawet potrafią zirytować, ale udowadnia to tylko, że największe znaczenie ma grywalność, a ta jest niewątpliwie mocną stroną tego dzieła. Mogę je śmiało polecić zarówno koneserkom tematu, jak i początkującym – z uwagi na klasyczną formę i niski poziom trudności wydaje się być znakomitym początkiem. Niestety, grający w tę grę mężczyźni w najlepszym przypadku zanudzą się na śmierć, w najgorszym zabije ich zażenowanie i przesłodzenie.


Plusy:

  • Bardzo barwna, głęboka fabuła
  • Śliczna oprawa graficzna
  • Nawiązania do postaci fikcyjnych i historycznych

Minusy:

  • Konstrukcja rozdziałów
  • Dubbing niektórych postaci
  • Brak oryginalności

Grafika: 9,5  
Dźwięk: 7,5  
Fabuła: 8 
Ocena końcowa: 8/10


Serdecznie dziękujemy Aksys Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Design Factory, Otomate
Wydawca: Aksys Games
Data wydania: 21.10.2015 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 3,2 GB
Cena: 144 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 160 PLN.


Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. ximinez pisze:

    Podejmę się komentarza, jako mężczyzna, który przebrnął przez całą tę ‘słodką żenadę’. Jak na pierwszy kontakt z Otome i jedno z nielicznych podejść do klasycznych VN w ogóle, bawiłem się z tym tytułem nad wyraz dobrze. Fabuła potrafiła wciągnąć a rozbicie wszystkich wątków pobocznych stanowiących tło głównej ścieżki z Lupinem było dobrym pomysłem, który zachęcił do brnięcia przez historie każdego członka bandy, żeby mieć pełny obraz wydarzeń z pierwszego planu. To, że przyjemny odbiór zapewniały w głównej mierze postaci drugoplanowe to już inna sprawa. W moim odczuciu, osoby nastawionej bardziej na opowieść a mniej na amantów, to właśnie Victoria, Aleister czy genialny Nemo stanowili główny motor napędowy dla opowieści. Mocną stronę stanowiła sama Cardia, która jak wspomniano w recenzji miała wyraźnie zarysowaną osobowość i pomimo kilku momentów słabości stanowiła świetną towarzyszkę do zapoznania się z wydarzeniami. Co do samych opowieści – chybił-trafił. Miałem tego pecha (a może i szczęście), że na początku wylądowałem w scenariuszu Van Helsinga, który jest jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym w grze. Przemęczenie problemów jakie zaserwowano z Frankensteinem (dramaturgia) czy Saint-Germain’em (dramaturgia, chaos i coś na m co jest mocnym spoilerem) naprawdę było wyzwaniem dla mojej cierpliwości. Kolejnym była sztywna i powielana struktura fabularna głównych ścieżek: zawiązanie intrygi – długa i męcząca retrospekcja – finał. I tak co postać. No ale o gustach się dyskutować nie powinno (bo powszechnie krytykowany Impey wzbudził moją sympatię). Co do doboru seiyu jak i samej ich pracy bym nie miał specjalnych zastrzeżeń. Odwalili kawał rzemiosła i w moim odczuciu pasowali głosem do postaci.
    Myślę, że poważny facet z odrobiną dystansu może dać grze szansę. Chociażby dla walorów edukacyjnych. Nie nazwał bym jej pozycją obowiązkową ale zarówno sama intryga, część postaci jak i otoczka steampunkowa pozwalają usiąść na dłużej i dać szansę temu ‘romansidłu dla bab’.
    PS: ponad 3 miesiące walczyłem z tym tytułem 😉

  2. ximinez pisze:

    Podejmę się komentarza, jako mężczyzna, który przebrnął przez całą tę ‘słodką żenadę’. Jak na pierwszy kontakt z Otome i jedno z nielicznych podejść do klasycznych VN w ogóle, bawiłem się z tym tytułem nad wyraz dobrze. Fabuła potrafiła wciągnąć a rozbicie wszystkich wątków pobocznych stanowiących tło głównej ścieżki z Lupinem było dobrym pomysłem, który zachęcił do brnięcia przez historie każdego członka bandy, żeby mieć pełny obraz wydarzeń z pierwszego planu. To, że przyjemny odbiór zapewniały w głównej mierze postaci drugoplanowe to już inna sprawa. W moim odczuciu, osoby nastawionej bardziej na opowieść a mniej na amantów, to właśnie Victoria, Aleister czy genialny Nemo stanowili główny motor napędowy dla opowieści. Mocną stronę stanowiła sama Cardia, która jak wspomniano w recenzji miała wyraźnie zarysowaną osobowość i pomimo kilku momentów słabości stanowiła świetną towarzyszkę do zapoznania się z wydarzeniami. Co do samych opowieści – chybił-trafił. Miałem tego pecha (a może i szczęście), że na początku wylądowałem w scenariuszu Van Helsinga, który jest jednym z lepszych, jeśli nie najlepszym w grze. Przemęczenie problemów jakie zaserwowano z Frankensteinem (dramaturgia) czy Saint-Germain’em (dramaturgia, chaos i coś na m co jest mocnym spoilerem) naprawdę było wyzwaniem dla mojej cierpliwości. Kolejnym była sztywna i powielana struktura fabularna głównych ścieżek: zawiązanie intrygi – długa i męcząca retrospekcja – finał. I tak co postać. No ale o gustach się dyskutować nie powinno (bo powszechnie krytykowany Impey wzbudził moją sympatię). Co do doboru seiyu jak i samej ich pracy bym nie miał specjalnych zastrzeżeń. Odwalili kawał rzemiosła i w moim odczuciu pasowali głosem do postaci.
    Myślę, że poważny facet z odrobiną dystansu może dać grze szansę. Chociażby dla walorów edukacyjnych. Nie nazwał bym jej pozycją obowiązkową ale zarówno sama intryga, część postaci jak i otoczka steampunkowa pozwalają usiąść na dłużej i dać szansę temu ‘romansidłu dla bab’.
    PS: ponad 3 miesiące walczyłem z tym tytułem 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *