Rabi-Ribi
Ograłem wiele metroidvanii. Zaczynając od prekursorów w postaci serii Metroid, przez serię Shantae i kilka Steamowych perełek, aż docierając do tytułów dostępnych na naszej przenośce – Axiom Verge, Touhou Double Focus czy chociażby Exile’s End. Mimo tej gamy poznanych przeze mnie produkcji, Rabi-Ribi jest pierwszą, która jest autentycznie słodka, a zarazem wymagająca.
Zacznijmy więc od przysłowiowego początku, czyli od fabuły. W Rabi-Ribi naszą bohaterkę spotkamy w dosyć dziwnej dla niej samej sytuacji – budzi się w kartonowym pudełku, w miejscu, którego nie zna, a co więcej, już nie jako królik, a jako człowiek (aczkolwiek kilka charakterystycznych cech zostało – jakby chociaż puszysty ogon i królicze uszy). Erina, bo takie imię nosi protagonistka, postanawia na własną łapę, a właściwie już rękę, dowiedzieć się, co spowodowało tę zmianę i gdzie znajduje się jej Pani. Szybko jednak fabuła się komplikuje, a bohaterka trafia w sam środek potężnej intrygi.
Podstawową bronią Eriny, naszej protagonistki, jest młot, który o ile przez początek gry i na normalnych przeciwników powinien nam bez problemu wystarczyć, tak schody zaczną się przy bossach, a spotykamy ich prawie na każdym kroku. Jednak brak umiejętności Thora pozwalającej przywołać nam rzucony oręż sprawia, że przy unikaniu masy pocisków ciskanych w nas przez wrogów, staje się on prawie bezużyteczny. Z pomocą twórcy dali nam dosyć szeroki arsenał innych metod – chociażby pomoc wróżki Ribbon, która będzie towarzyszyć nam przez większość historii, pomagając nam w walce dzięki swoim dystansowym pociskom. Co więcej, możemy również kupić w sklepie ulepszenia zmieniające rodzaj ataku wykonywany przez naszą towarzyszkę.
Temat ulepszeń jest jednak szerszy – poza nowymi różdżkami dla Ribbon mamy tu również co nieco dla Eriny. W sklepie bądź podczas eksploracji świata znajdziemy mikstury stale zwiększające nasze punkty życia, many, PP (o którym za chwilkę), szybkość regeneracji, a nawet atak! Poza tym mamy również przedmioty regenerujące HP, ułatwiające nieco rozgrywkę (poprzez chociażby pokazywanie pasków ze zdrowiem przeciwników), jak i same ulepszenia naszych umiejętności.
W grze trafimy również na szeroki wachlarz odznak – po zdobyciu takiej w trakcie rozgrywki, możemy ją wyekwipować. Profitów, jakie nam dają, jest pełno – od standardowych, jak zwiększenie ataku bądź obrony, dodatkową regenerację many i życia, efekty działające po trafieniu w przeciwnika, dające mu chwilowy debuff statystyk, jak i te bardziej oryginalne – powiększenie bohaterki do gigantycznych rozmiarów bądź znaczne przyśpieszenie jej ruchu. Tutaj też natrafimy na wspomniane wcześniej PP – każda odznaka zajmuje konkretną ilość miejsca, które w wypadku Rabi-Ribi zwane jest właśnie PP. Im więcej go mamy, tym więcej medali możemy wyekwipować.
Korzystanie z ulepszeń jest relatywnie wskazane z jednego głównego powodu. W większości metroidvanii nałogowe eksploracja i zbieranie itemków skutkuje lepszymi statystykami, tym samym owocuje to czasami przekokszeniem postaci. Tutaj tak nie jest – za każdym razem, gdy Erina rośnie w siłę, robią to również napotykani wrogowie. Nie ma więc tutaj mowy o zrobienia epickiego bohatera, który będzie bez większego problemu przebijał się przez kolejne fale przeciwników i zjadał bossów na śniadanie.
Starcie z bossami również nieco różnią się od tych typowych dla gatunku. Walki przypominają te z gier bullet hell, takich jak na przykład seria Touhou. Normalnie nie spodziewałbym się, że połączenie platformówki i unikania miliona pocisków może wyjść grze na dobre, ale ekipa z CreSpirit stanęła na wysokości zadania, tworząc unikalną na swój sposób produkcję. Każdy boss cechuje się własnym schematem ataków i zachowań, tym samym nigdy nie natrafimy na podobną walkę.
Oprawa graficzna prezentuje się bardzo dobrze – tak jak i w większości metroidvanii, tak i tutaj spotkamy się ze scenografią wzorowaną na starszych, 8-, 16-bitowych produkcjach. Animacje są płynne, aczkolwiek sama gra miewa czasami drobne ścinki. Nie są one jednak na tyle duże i częste, żeby przeszkadzać w rozgrywce, aczkolwiek bywają zauważalne, szczególnie podczas starć z bossami i dużą ilością pocisków na ekranie. Design postaci nie pozostawia nic do życzenia – postacie są słodkie, urocze, urokliwe i ujmujące, dokładnie tak, jak zamierzali twórcy. Ścieżka dźwiękowa również dobrze wpasowuje się w ogólny klimat produkcji. Postacie są nieme, ale sama muzyka wystarcza, żeby nas na dobre pochłonąć.
Podsumowując, Rabi-Ribi jest produkcją bardzo dobrą. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć „Meh, gra z taką uroczą oprawą graficzną i bohaterkami nie może być trudna!”. I tu się mylimy, bo tytuł zachowuje się nieco jak mięsożerne rośliny – przyciąga żywą oprawą graficzną tylko po to, żeby chwilę potem nas pożreć. Na produkcji spędziłem dobre 20 godzin i wciąż nie odkryłem jeszcze wszystkich sekretów, więc fani metroidvanii na pewno będą usatysfakcjonowani. A reszta? Tak długo, jak nie będzie przeszkadzał Wam poziom trudności, który swoją drogą można podczas rozgrywki jednokrotnie zmniejszyć/zwiększyć, to możecie się śmiało zaopatrzyć w tę produkcję.
Ocena ogólna: 8.5/10
Serdecznie dziękujemy PQube
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: CreSpirit
Wydawca: PQube
Data wydania: 1 września 2017 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 603 MB
Cena: 84 PLN
Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 120 PLN.
” można by pomyśleć Meh, gra z taką uroczą oprawą graficzną i bohaterkami nie może być trudna!”
Chyba tylko jakiś kompletny ignorant mógłby tak pomyśleć.