Iconoclasts

Iconoclasts śmiało można zaliczyć do grupy wyczekiwanych gier. Tworzenie trwało długo, bo około siedem lat, ale na bieżąco dostawaliśmy informacje o postępach. W końcu doszło do wydania i zostaje nam się tylko cieszyć, że produkcja wylądowała także na Vicie.

Główną bohaterką jest Robin. Dziewczyna, żyje w świecie, który opiera się na religijnych wierzeniach kościoła One Concern, a jego przywódczyni trzyma wszystkich w garści dzięki rozwiniętemu wojsku i bezlitosnym agentom. Dosłownie wszystko jest pod ich kontrolą, można wręcz powiedzieć, że jest to komunistyczna tyrania, w której nawet praca jest nadawana odgórnie, nie mówiąc już o wydzielaniu zużycia energii itp. Sama Robin buntuje się przeciwko tym porządkom, pomagając okolicznej ludności w naprawach różnych sprzętów, ponieważ po ojcu odziedziczyła smykałkę do techniki. Zresztą i sam bunt wiąże ją z nim, bo przez to właśnie zginął. Oczywiście te wywrotowe akcje protagonistki nie mogły ujść uwadze agentom One Concernu i w ten sposób zaczyna się wielka przygoda dziewczyny.

Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, że Iconoclasts będzie miało aż tak rozbudowaną historię. Cała nasza droga jest konkretnie nią napędzana i nie brakuje w niej niczego – pojawiają się motywy więzi rodzinnych, większa intryga, problemy związane z wszechwładzą, tudzież próbą utrzymania wszystkiego w szachu; mamy konkretny wątek religijny oparty na wydawałoby się szalonych wierzeniach, i wiele innych. Może brzmieć Wam to teraz na misz-masz, który nijak nie może trzymać się kupy, ale jest dokładnie odwrotnie. Scenariusz napisany przez Joakima Sandberga jest bardzo mocnym atutem gry, szczególnie dzięki świetnie rozpisanym dialogom oraz ogólnemu pomysłowi na świat. Razić może absurdalność końcówki, ale gdy się nad nią zastanowić, wcale nie jest przesadzona, wręcz w dziwaczny sposób łączy się z wszystkim, co zobaczyło się wcześniej.

Scenariusz poznamy dzięki przechodzeniu gry na regułach metroidvanii 2D. Czyli, jak to zwykle bywa w tym gatunku, z czasem będziemy dostawać różne upgrade’y, które pozwolą nam się dostać dalej oraz zajrzeć w różne miejsca, do których wcześniej nie mieliśmy dostępu. Poza standardowym skakaniem Robin będzie też mogła używać swojego klucza płaskiego do otwierania drzwi i atakowania, skorzysta też ze specjalnego pistoletu o dwóch funkcjach. Z kolei dzięki znajdowanym w lokacjach materiałom oraz przepisom będziemy mogli dodatkowo rozwinąć zdolności dziewczyny o np. dłuższe wstrzymywanie oddechu pod wodą (tu podwodne etapy nie irytują!), dłuższe kręcenie kluczem czy przeturlanie się. Żeby było ciekawiej, przynajmniej przez połowę gry będziemy mieli też towarzyszy, którzy czasem będą grywalni, choć w znacznej mierze będzie to miało miejsce w trakcie walk z bossami. W tym miejscu trzeba oddać Joakimowi, że się nie patyczkował z graczami, bo szefowie sprawiają dość trudności, by podchodzić do nich nawet kilka razy, a szczególnie przedostatnia walka daje w kość. Jeśli chodzi o zwykłych przeciwników, raczej nie doprowadzają do śmierci, ale czasem trzeba się trochę naskakać, żeby ich rozłożyć. Łatwe też nie będą zagadki, których w grze jest sporo. Niejednokrotnie będziemy musieli rozwiązać problemy zamkniętych przejść, przesuwania bloków i wykorzystania do tego posiadanych zdolności. Na szczęście wszystkie są wyważone i można je rozwiązać bez pomocy. Przyczepić się jednak muszę do sterowania, bo wydaje się trochę dzikie. Szczególnie problemy sprawia łapanie się zawieszonych w powietrzu sześciokątnych śrub, w które trzeba naprawdę dobrze przycelować; spokojnie mogła zostać dodana większa tolerancja na to.

Bardzo dużym plusem Iconoclasts jest grafika, którą określiłbym jako wypadkową pikselarta z ręcznie rysowaną. Świat jest niesamowicie detaliczny, kolorowy, żywy i różnorodny. Generalnie jego koncept idealnie pasuje do przedstawionej nam historii, a dodatkowo ubarwiają go ciekawe postaci i przeciwnicy. Co ważne, wszystko to działa płynnie bez żadnych zwolnień, a animacje są bardzo dobrze przygotowane. Pod względem muzyki też jest interesująco, choć tu znajdą się dźwięki, które mogą irytować co bardziej wyczulone uszy. Wszytko dlatego, że kompozycje nawiązują do ery 16-bitowej. Przyjemne są za to efekty dźwiękowe, które dobrze siedzą z „kreskówkową” oprawą. Mnie najbardziej urzekł dźwięk ładowania broni, takie „tuptuptup” – siedzi idealnie!

Iconoclasts zwrócił moją uwagę już po pierwszym widzianym materiale promocyjnym. Już nie pamiętam, czy był to jakiś screen z gry czy inna grafika koncepcyjna, ale od razu poczułem, że to będzie gra, którą chcę sprawdzić. W końcu się udało i byłem mocno zaskoczony tym, co zobaczyłem. Różne opisy, trailery itp. nie oddawały dużej ilości dobra, jaka na mnie czekała. Przede wszystkim pokochałem fabułę. Jak już wspomniałem wyżej, dostajemy w niej taki miks różnych wątków i emocji, która wraz z galerią różnorodnych bohaterów oraz interesującym światem tworzy wciągający i angażujący element produkcji. Co więcej, podbija go wspaniała oprawa graficzna i ciekawe audio. W sumie mogę stwierdzić, że jest to najlepiej opowiedziana historia, jaką do tej pory zaoferował mi indyk. Natomiast jeśli chodzi o są rozgrywkę, bawiłem się dobrze. Problematyczne jest trochę sterowanie, a właściwie kontrola nad bohaterką, nie układ klawiszy. Poza tym poziom trudności jest trochę zbyt podkręcony jak na normalny poziom trudności – szczególnie ten przedostatni boss jest masakryczny. Za to zagadki są odpowiednio stworzone, ale przy za to można pogubić się w lokacjach – no cóż, taki urok tych gier. Podsumowując, chciałbym polecić tę produkcję wszystkim, szczególnie że cała praca, jaką jeden dev włożył w to dzieło, zdecydowanie nie była czasem zmarnowanym. Niestety osoby, które na przykładzie innych produkcji, gdzie potrzebna jest większa zręczność, wiedzą już, że nie chcą tracić nerwów, będą musiały odpuścić. Przeciętni, jak ja, będą sobie radzić całkiem dobrze do czasu wspomnianego już dwa razy bossa. Reszta natomiast nie będzie narzekać, a pewnie nawet poleci na hardzi i spróbuje przejścia gry na jednym życiu (sic!). Jedno jest pewne, te premierowe 84 złote za Iconoclasts wcale nie jest wygórowaną ceną!


Ocena: 8,5/10


Producent: Konjak
Wydawca: Bifrost Entertainment
Data wydania: 23 stycznia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna (od Limited Run Games)
Opcje crossowe: -buy z PS4
Waga: 201 MB
Cena: 84 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 79 PLN.


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier na Vitę 🙂

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *