London Detective Mysteria

Po wielu latach spędzonych na wsi Emily, ostatnia z rodu Whiteley, powraca do Londynu. Powodem tej decyzji jest chęć odkrycia, kto zabił jej rodziców i ukaranie winnych w majestacie prawa. Jednak najpierw dziewczyna musi się do tego przygotować, a gdzie zrobi to lepiej niż w szkole dla detektywów?

Recenzję (oryginalnie po angielsku) napisała H.R. Crabtree

W życiu dziedziczki rodu Whiteley’ów nie ma miejsca na nudę. Jednak głównym tego powodem jest to, że natyka się ona na różnego rodzaju kłopotliwe sytuacje. Jeśli zdarzy się jej wpaść na trop jakiejś tajemnicy do rozwiązania lub, co ważniejsze, ktoś będzie w niebezpieczeństwie, to Emily bez zastanowienia zacznie działać. Sprawia to, że bohaterkę można polubić, a także łatwo zrozumieć, co przyciąga do niej innych detektywów-adeptów.

W London Detective Mysteria nie tylko protagonistkę można polubić. W przypadku pozostałych postaci dostajemy dość typowy zestaw archetypów. Bardziej interesujące jest jednak to, że samej Emily możemy nadać jeden z dwóch charakterów: logiczny do bólu lub emocjonalny. Jeśli chodzi o kompanów, to tylko jeden niezbyt mi podszedł. Wszystko dlatego, że bardzo blisko było mu do prześladowcy, a to mnie zawsze odrzucało. W samych dialogach jest dość humoru, co ożywia głównie poważną atmosferę. Prym w rzucaniu żartami wiedzie lokaj Pendleton i gdybym kiedyś mogła mieć lokaja, to chciałabym, aby był dokładnie taki jak on. Dodatkowo w grze znajdują się jeszcze dwie postaci, które mają swoje własne zakończenia określane jako „Charmed Ends”. Nie są to partnerzy romantyczni, a przyjaciele i przyznam, że jest to ciekawy i świeżym zabieg, z którym jeszcze się nie spotkałam i bardzo go pochwalam. Poza tym jedna z tych postaci, Sara Marple, jest niesamowita.

Ciekawym elementem opowieści były zagrożenia, jakie mogą wiązać się z byciem dziedzicem nazwiska rodowego i to na dodatek płci żeńskiej. W tamtym okresie dziewczęta rzadko otwarcie chodziły do szkoły, a kobiety przyjmowały różne role, które były przypisane mężczyznom. Jednak mimo łamania niektórych konwenansów, pozostałe wciąż ograniczają działania Emily, w tym chociażby słabość fizyczna czy ciągłe wątpienie w siebie i porównywanie się z resztą klasy, którą w głównej mierze wypełniają chłopcy. Zabiegi te zostały wprowadzone nie tylko dlatego, że gramy w otome, one po prostu mają sens dla tamtego okresu w historii. W wielu historiach fizyczna czy emocjonalna słabość bohaterki mnie irytuje, ale w tym przypadku sama się napominałam, przypominając sobie o settingu i tym, co było wtedy akceptowane przez społeczeństwo.

Zaskoczył mnie też i poruszył jawny rasizm wobec Akechiego i Kobayashiego, a stało się tak, ponieważ nie jestem przyzwyczajona do takiego zachowania w grach. Przez niektóre określenia wręcz się wzdrygałam. Imponujące jest jednak to, że rasizm nie przejawia się tylko u ludzi Zachodu, ale też u Japończyków. Generalna ksenofobia tamtych czasów została więc dobrze oddana, a skonfundowanie postaci o bardziej otwartych umysłach jest ożywiające i prowokuje do myślenia.

Jeśli graliście w Code Realize, to po pierwszym odpaleniu Londyńskiej Tajemnicy trudno będzie Wam uniknąć porównań. Tu też akcja toczy się w Londynie u schyłku XIX wieku z Królową Wiktorią i Mostem Londyńskim w tle. Różnice stają się jednak szybko widoczne, ponieważ LDM jest bardziej osadzony w realiach tamtych czasów, choć upchnięto w grze sporo postaci z literatury z tegoż okresu. Pewnie także z racji bardziej dojrzałych dialogów, skomplikowania tekstu i okazjonalnej poetyckości XSEED wybrał tę grę do publikacji. Zauważalne też jest to, że w grze tej jest trochę mniej dialogów niż w innych otome, ale też zdecydowanie mniej błędów w tłumaczeniu niż w innych angielskich wydaniach VN-ek. Poza tym w trakcie około 20 godzin z grą nie trafiłam na żadne wizualne wpadki, ale trafił się jeden błąd wyłączający grę. Gdy próbowałam przeskoczyć do następnej decyzji, apka się zawiesiła. Po resecie nadal robiła to samo w tym samym miejscu, ale na szczęście opcja przewinięcia tekstu pozwoliła mi w miarę szybko  dotrzeć do pożądanego miejsca. Podobna sytuacja już się więcej nie powtórzyła, więc obstawię, że to wina zapchanego RAM-u.

Wygląd postaci przez większość czasu jest przyjemny do oglądania. Jednak w przypadku panienki Whiteley muszę powiedzieć, że projekt jej osoby nie dokończa idzie w parze z pozostałą obsadą. Do końca też nie przyzwyczaiłam się do nieproporcjonalnych oczu protagonistki, więc moimi ulubionymi wstawkami z Emily były te, na których miała je zamknięte. Jakoś mi się też kojarzy z wykurzającymi maskotkami i może to tylko mój problem, choć pewnie znajdzie się kilka osób z podobnymi odczuciami. Za to w ogóle nie mogę narzekać na tła. Zawsze świetnie i głęboko oddawały obrazujące miejsce i czuć, że były robione z pasją do miejsca i okresu akcji. Co prawda ich liczba jest w zupełności wystarczająca, ale przy trzecim czy czwartym przejściu chciałam więcej.

W porównaniu z innymi VN-kami wydajność nawigacji po historii jest średnia. Do dyspozycji mamy szybkie przewijanie, które pomija cały już przeczytany tekst i zatrzymuje się na świeżym lub na wyborze odpowiedzi. Jest też opcja pełnego pomięcia, która na podobnej zasadzie co powyżej przerzuca nas do innego scenariusza. Główna wadą obu funkcji jest zatrzymanie na pytaniu, ponieważ nie dostajemy żadnego kontekstu do niego, czyli chociażby zdania poprzedzającego. W związku z tym, jeśli nie pamiętamy sytuacji z danego miejsca, będziemy się miotać. Trzeba też zachować czujność przy przeskakiwaniu czasu, bo timer ma tylko 10 sekund. Na szczęście zawsze możemy cofnąć się do ostatniej decyzji i wybrać inną, gdy źle odpowiemy. Jednak, gdy grę przechodzi się kilka razy, system ten staje się dość uciążliwy przy śledztwach. Wszystko dlatego, że w ich przypadku często pojawia się opcja wyboru przedmiotu, spojrzenia na coś czy porozmawiania z kimś. Poza tym w tej produkcji nie ma złych wyborów, przynajmniej dopóki będzie się przelatywało przez wszystkie. Tak więc, gdy przelatujemy przez całą grę, żeby zaliczyć ścieżkę konkretnego kompana, śledztwa pochłaniają masę czasu z powodu konieczności ręcznego wybierania tych wszystkich opcji. Najlepiej byłoby po prostu pomiąć te momenty. Sama już przy drugim przejściu zapamiętałam wszystkie śledztwa, więc w kolejnych przejściach po prostu klepałam przycisk, byle przelecieć momenty, które nie wymagały mojej uwagi. Takie rozwiązania psują intrygujące historie i wolałabym, żeby twórcy w tej pozycji  zastosowali zgrabniejszy pomysł. Niestety nie możemy też przewijać tekstu. Aby się cofnąć, można tylko wczytać zapis lub skoczyć do ostatniej decyzji, co nie jest najlepszym rozwiązaniem. Generalnie, zestaw mechanik może nie jest najgorszy, ale grałam już w otome z o wiele lepszymi.

Plus jest jednak taki, że gdy już dowiesz się, że zakończenie jest ustawione pod kontynuację, to potem spokojnie można nie skupiać się na intrydze, tylko na wątku romantycznym. I tu muszę powiedzieć, że naprawdę miło spędziłam czas z tymi chłopakami, szczególnie z Holmesem i Akechim. Podobało mi się, jak zakończyły się ich historie. Przy pozostałych miałam bardziej sceptyczne podejście, ale to pewnie dlatego, że ci bohaterowie nie przypadli mi do gustu tak, jak pierwsi dwaj. Wspomnę w tym miejscu, że wszystkie wątki romantyczne podobają mi dopiero, gdy są ze mocno powiązane, a tu tego nie ma, i ogólnie jest to rzadkie.

Elementem, który bardzo rozczarowuje, jest pamiętnik – można w nim zapisywać tekst i idące z nim w parze audio. Informację o tym dodatku dostajemy od razu po prologu, pojawia się także samouczek, jak korzystać go przy śledztwach. Szkoda tylko, że sama ani razu go nie użyłam. Problemem jest to, że można zapisać tylko jedno okno dialogowe na raz, a więc każde wyjaśnienie, które zajmuje ich więcej, wymaga kilku osobnych zapisów. Co gorsza, do pamiętnika nie można wejść, gdy na ekranie znajduje się pole wyboru, a że nie wiadomo, kiedy się takowe pojawi, to nie sposób się wcześniej przygotować, korzystając z omawianej funkcji. Wszystko to sprawia, że funkcja ta kompletnie traci na znaczeniu. Poza tym śledztwa nie są na tyle trudne, żeby trzeba było mieć dostęp do każdego detalu oraz nie składają się z wielu pomniejszych części. Mogę nawet stwierdzić, że gra bardziej prezentuje nam opowieść detektywistyczną, niż daje szansę stać się detektywem.

London Detective Mysteria jest grą, która desperacko próbuje być kryminałem, ale nie wie, jak pogodzić to z romansem. Sama przeczytałam kilka książek, w których taki miks się udał, więc zastanawia mnie, skąd takie kłopoty tutaj. W grze jest większa historia i motywowała mnie do metodycznego przekopywania się przez fabułę, choć ostatecznie okazało się, że większość istotnych szczegółów została zachowana do nieistniejącej jeszcze kontynuacji. Natomiast wiele postaci z grafiki promocyjnej pojawia się w finale opowieści i to tylko na chwilę.

Zdaję sobie sprawę z tego, że brzmi to dość negatywnie, jednak nie takie wrażenie wywarła na mnie gra. Mimo że nie jestem w pełni zadowolona z zakończona, szczególnie po czasie, który włożyłam w jego odkrycie, to jednak czas spędzony z tą produkcją był przyjemny. Największymi zaletami London Detective Mysteria na pewno są towarzysze oraz umiejscowienie akcji. Tak więc, jeśli macie chrapkę na dobrze zakrojoną, konkretną opowieść, która może wymagać pomocy poradnika oraz ma zająć o wiele więcej niż 20 godzin, to to nie będzie pozycja dla Was. Ale jeśli szukacie czegoś luźniejszego do po prostu zaliczenia kilku przyjemnych i przemyślanych historyjek w XIX-wiecznym settingu, to zdecydowanie polecam.


Ocena: 7,5/10


Serdecznie dziękujemy XSEED Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Karin Entertainment
Wydawca: XSEED Games
Data wydania: 18 grudnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,4 GB
Cena: 125 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *