Secret of Mana

Najwyraźniej odświeżone Adventures of Mana przyniosło dość zysku, by Square Enix podjęło się wydania drugiej odsłony serii. Czy i tym razem produkcja spod szyldu „Mana” pozwoli nam miło spędzić czas przy konsoli? Cóż, nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.

Obie wspomniane we wstępie gry nie są ze sobą powiązane fabularnie, ale dzielą ten sam świat. Jego najistotniejszą cechą jest magiczna moc, która utrzymuje wszystko w harmonii. Jednak, jak to bywa z takimi siłami, zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce wykorzystać je do własnych, niecnych celów. Nie powinno więc nikogo dziwić, że taki ktoś pojawia się również tutaj. Ale wiecie, co jeszcze jest typowe? Tak, dokładnie, bohater z przypadku. W Secret of Mana protagonista ma na imię Randi i jest młokosem, któremu zdarzyło się spaść w przepaść. Oczywiście przeżył, a przy okazji znalazł dziwny, zardzewiały miecz. Jednak zanim położył na nim ręce, wysłuchał ducha, który obwieścił, że chłopak został wybrany przez los do uratowania świata. Potem akcja toczy się już standardowo, czyli poznajemy kolejne wydarzenia prowadzące do uratowania świata i w sumie niczym nie zaskakują. Jednak historię śledzi się z zainteresowaniem, czego głównym powodem są sympatyczni bohaterowie. Jest tu też trochę humoru oraz podniosłych chwil, szczególnie w końcówce, co sprawia, ze historia jest dobrze zbalansowana. Generalnie, w kwestii fabuły, ta część manowej sagi jest bardziej rozwinięta i ciekawiej napisana niż jedynka.

Tak jak i w poprzedniej części gameplayowo dostajemy action RPG-a z widokiem z góry. Dużą zmianą jest to, że mamy do dyspozycji trzy postaci. Pierwszą jest już wspomniany Randi. Chłopak może atakować tylko fizycznie, ponieważ Miecz Many nie pozwala mu korzystać z magii. Tu z pomocą przychodzą dwie inne osoby. Pierwszą jest księżniczka Primm, która przyłączyła się do nas, aby uratować swojego ukochanego. Drugą postacią jest duszek o imieniu Popoi. Poza atakowaniem zwykłą bronią, obie pomocnice mogą korzystać z mocy many, lecz z pewnym rozróżnieniem – jedna głównie skupia się na, powiedzmy, czarnej magii, a druga na białej. Dostęp do kolejnych czarów otrzymamy wraz z postępami w fabule, ponieważ na swej ścieżce natrafimy na ośmioro strażników żywiołów, którzy użyczą nam swych mocy, a Primm i Popoi dostaną inny zestaw czarów od każdego z nich. Dla przykładu, magia wodna pozwoli księżniczce leczyć, a duszek nią zaatakuje. Motyw dzielenia się dotyczy także broni. Wejdziemy w posiadanie ośmiu różnych typów i każdej z trzech postaci będziemy mogli dać dowolny oręż.

Na raz możemy prowadzić tylko jedną postać, ale też możemy w dowolnej chwili przeskoczyć między nimi. Jednak, tak na dobrą sprawę, warto to robić tylko w dwóch przypadkach – gry prowadzona przez nas osoba straci całe HP lub gdy inna ma ustawioną broń potrzebną do pokonania przeszkód terenowych (topór i bicz). Najprościej po prostu lecieć Randim, bo jest najsilniejszy, a z czarów korzystać przez wybieranie ich z menu. Szkoda tylko, że korzystanie z niego jest niewygodne. Wejście do kółka Randiego jest na kwadracie, a do dziewczyn na trójkącie. Gdy już jesteśmy w menu, obojętnie czyim, to też musimy pilnować tych przycisków. Poza tym każde koło ma kilka opcji, przez które się przeskakuje. Są więc okręgi składające się z pól pod statystyki, szybką zmianę broni, użycie przedmiotu i u dziewczyn magii. Oczywiście, gdy się już jest przy magii, to trzeba wybrać żywioł i potem dopiero konkretne działanie. Nie jest to złe, gdy nie trzeba dużo czarować, ale co jakiś czas trafiają się walki, gdzie żonglowanie postaciami, magią i przedmiotami staje się naprawdę upierdliwe.

Kolejnym mankamentem produkcji jest walka. Niestety, pomijając już wspominane menu, sporą bolączką jest oparcie siły ataku na pasku energii. Jeżeli jest na stu procentach, wtedy zada się cios normalnej siły lub krytyczny. Z kolei im procent niższy, tym większa szansa na chybienie lub zaatakowanie nawet dziesięć razy słabiej… Miałoby to sens, gdyby nie ilość życia przeciwników i kiepskie AI naszych sojuszników. Co więcej, gdy powalimy przeciwnika i zaatakujemy go znowu, to informacja o tym, ile zabrało mu się życia, potrafi pojawić się z 2-3 sekundowym lagiem, co też wydłuża jego ubicie. Przez to wszystko potyczki z mobami wyglądają tak, że atakujemy, kręcimy się aż naładuje się pasek i znów atakujemy – jeśli przeciwnik już wtedy stoi, dobrze dla nas, jeśli leży, to już niezbyt. Żeby było zabawniej, oczywiście nieraz zaatakuje nas kilka potworków, a manewrowanie trzema postaciami między nimi w celu zebrania energii w niektórych sytuacjach będzie się kończyć zgonem jednej z dziewczyn, bo przeciwnicy potrafią konkretnie przywalić. Trochę lepiej wyglądają walki z bossami, ale są całkiem proste (poległem w jednej, góra dwóch).

Jeśli chodzi o eksplorację, to nasza droga jest liniowa. Starsze produkcje jednak potrafią podać informację, gdzie się udać, raz, a jeśli ją przegapimy, to wesoło nie jest. Tutaj, na szczęście, w menu zawsze znajdziemy stosowne info. Zdarzy się za to, że pogubmy się na ścieżkach do prowadzących do celu. Plus jest taki, że zwykle nie trwa to długo, a przy okazji nazbiera się expa. Podobnie jest z lochami, choć tak na dobrą sprawę konkretnie zgubić się można dopiero na końcu gry. Zagadek do rozwiązania jest niewiele i większość problemów z „jak dostać się dalej” rozwiązuje się po prostu przez znalezienie odpowiedniej trasy. Warto jednak czasem pobłądzić, bo pozwoli to znaleźć orby potrzebne do rozwoju broni. Jeśli chodzi o ekwipunek, to w znacznej mierze kupujemy go w sklepach, więc w skrzyniach czeka na nas tylko kasa, przedmioty do użycia i mimici.

Ponieważ jest to remake, trzeba co nieco napisać o grafice. Na pewno zwraca uwagę swoim dość dziecięcym charakterem, podobnie zresztą było z Adventures of Mana. Secret został jednak przygotowany z dużo większą dbałością o szczegóły, na co pewnie wpłynęła większa liczba platform, na który trafił. W kwestii estetyki twórcy poszli w kierunku anime z początków lat 90, co dobrze widać po minach postaci, szczególnie Popoi. Chibi wygląd postaci, zwykle słodkawe potwory i często kolorowe lokacje tworzą przyjemny, bajkowy świat, w którym chce się przebywać, szczególnie że dobrze idzie on w parze z fabułą. Na uwagę zasługuje też część audio. Przede wszystkim uwagę zwraca japoński dubbing, do którego zostali wybrani sami bardzo doświadczeni aktorzy. Osoby, które doskonale kojarzą głosy seiyuu popularnych w latach 90. i na początku pierwszego dziesięciolecia tego wieku na pewno docenią ten zabieg (ja doceniam bardzo). W kwestii muzyki trzeba powiedzieć, że bardzo dobrze słucha się obu wersji ścieżki dźwiękowej, czyli zarówno oryginalnej, jak i odświeżonej i zagranej na nowo. Sam jednak dłużej słuchałem oryginału.

Nie będę tego ukrywał – przeprawa przez Secret od Mana nie była łatwa, przez co jakoś trzy razy chciałem porzucić przechodzenie jej. Najbardziej drażnią walki i to głównie one powodowały moje zwątpienie. Z tego, co widziałem, w oryginale można było sobie naładować atak, w tej wersji zabrali tę opcję, czemu, nie mam pojęcia, ale szansa na wyprowadzanie silniejszych ciosów może by pomogła szybciej mieć z głowy te nudne potyczki z mobami? Na pewno pomogłoby też zlikwidowanie tego nieszczęsnego laga na obrażenia zadawane leżącym. Do tego dochodzi jeszcze mało wygodne menu, z dwa razy gra wywaliła error i raz na jakiś czas pojawił się spadek fps-u. Do dokończenia fabuły zachęcały mnie tylko fabuła i chęć poznania tego świata. Poza tym przyjemnie było wejść do odświeżonej gry z 1993 roku, która wyszła na SNES-a. Widać było też, że w tej części twórcy bardziej przemyśleli koncepcję odświeżenia produkcji i zadbali o powrót do klimatów z rodzimych animacji z tamtego okresu. Na plus wypada też częsty auto-save i dla niektórym dobrym dodatkiem może okazać się gra w co-opie przez ad-hoc. Ostatecznie produkcję mogę polecić tylko wtedy, gdy będzie w przynajmniej 50-procentowej promocji i tylko osobom, które czują sentyment do tamtych czasów, ciekawią ich starsze produkcje lub po prostu lubią Kwadratowych. Natomiast wszyscy, którzy jednak preferują bardziej współczesne rozwiązania, niech nie dadzą zwieść się świeżej grafice, bo przejadą się na rozgrywce.


Ocena: 5/10


Producent: Square Enix
Wydawca: Square Enix
Data wydania: 1 marca 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,66 GB
Cena:  125 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Skorrpion pisze:

    Dzięki za tę recenzje, własnie brakowało mi jej u Was. 😛
    W tekście występuje chyba mały błąd “… prze co jakoś trzy raz chciałem porzucić przechodzenie jej.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *