Rocket League

Gdy pomyślimy o grach piłkarskich, na myśl nasuwają się od razu dwa tytuły – FIFA oraz PES. Jest jednak tytuł o piłce, który wywraca trochę klasyczną formułę, dodając do niej szybkie auta, które niemal latają. Tym tytułem jest Rocket League.

W tej grze tylko jedna piłkarska prawda głoszona przez Kazimierza Górskiego ma zastosowanie – „piłka jest jedna, a bramki są dwie”. Naszym zadaniem jest więc wbicie piłki do bramki przeciwnika, jednakże nie robimy tego piłkarzem, lecz samochodem. Mecze rozgrywają ze sobą maksymalnie 4-pojazdowe  drużyny, sędzia odgwizduje koniec spotkania po 5 minutach, a ewentualny remis skutkuje dogrywką na zasadzie złotego gola (kto pierwszy trafi, wygrywa). Boiska otoczone są specjalną barierą; nie ma więc autów, bo piłka odbija się od niej niczym od ściany. Nie ma też spalonych i fauli (wjeżdżając w przeciwnika z dużą prędkością, powodujemy jego piękną eksplozję i respawn obok bramki), dzięki temu nie ma niepotrzebnych przerywników, co dodaje rozgrywce dynamiki, a więc i miodności!

Jednak pierwsze godziny gry to męczarnia. Walcząc z botami, próbujemy trafić w stojącą piłkę, a w meczach online ludzie skaczą i latają pod sufitem za pomocą zbieranego z boiska dopalacza. Na początku warto więc grać z kimś, by się nie zniechęcić. Po jakimś czasie nadbierzemy wprawy w prowadzeniu autka, instynktownie nauczymy się fizyki gry (również za pomocą wyzwań treningowych, które można też tworzyć samemu i udostępniać społeczności) i sami zaczniemy wymiatać. Pierwsze odbicia piłki od ściany, od sufitu, wysokie loty zakończone strzałem na bramkę, składne akcje i podania z towarzyszami z zespołu wywołują uśmiech na twarzy, który znika dopiero po wyłączeniu gry. Wpływa na to także dobrze przygotowany system dobierania przeciwników w grach rankingowych. Patrząc po swoim przykładzie, mogę stwierdzić, że większość meczy jest dość wyrównana, widoczna różnica w umiejętnościach grających nie przechyla „win ratio” w żadną stronę.

Gdy zapragniemy chwili przerwy od tradycyjnych spotkań, wtedy do wyboru mamy kilka trybów dodatkowych. Zagrać możemy w kosza (piłkę należy wbić od góry), hokeja (krążek jest cięższy niż piłka, ciężko oderwać go od ziemi, czuć też siłę uderzenia), tryb w którym rozbijamy podłogę piłką (nie pytajcie) i rumble – klasyczne zasady z supermocami w stylu zamrażania piłki czy uderzania w nią rękawicą bokserską. Poza tym, gdy jesteśmy odłączeni od sieci, możemy wziąć udział w lidze offline z botami lub sprawdzić się we wspomnianych wcześniej wyzwaniach treningowych przygotowanych przez twórców.

Rocket League powstało w 2015 roku, a twórcy od tego ten czas nie próżnowali. Do gry dodali mikrotransakcje (skrzynki ze skórkami lub dodatkowymi autkami), przebudowano system progresji (za mecze dostajemy expa, w miarę zdobywania poziomów dostajemy banery i skiny na auta), a na bazie fortnite’owej przepustki wprowadzono „Rocket Pass” (resetuje się co 3 miesiące, daje dostęp do nowych czapek itp.). Oprócz tego pojawiła się cała masa darmowego contentu – od nowych, pięknych boisk, przez wyzwania tygodniowe, po wspomniane wcześniej nowe tryby gry. Nie musimy też martwić się o liczbę graczy, ponieważ Rocket League pozwala nie tylko walczyć z posiadaczami innych konsol, ale dzięki ostatnim aktualizacjom również dołączać do jednego zespołu! Niestety brakuje systemu przenoszenia progresu między platformami, tutaj jednak przeszkodą mogą być sami wydawcy konsol (patrzę w Twoją stronę, Sony).

Gra pierwotnie ukazała się na PC, PS4 i Xbox One, konwersja na Switcha musiała więc spotkać się z pewnymi cięciami. Panic Button (studio odpowiedzialne za port) dało nam więc dwie opcje. Pierwsza to możliwość zablokowania klatek na 30 ramkach na sekundę, podbijając dzięki temu efekty graficzne, ale ze względu na charakter gry i jej dynamikę nie jest to ustawienie optymalne. Druga opcja jest nastawiona na wydajność i pozwala na uzyskanie niemalże płynnych 60 klatek, musimy jednak pożegnać się z większością efektów i pogodzić z dynamiczną rozdzielczością, która w przypadku trybu przenośnego potrafi postraszyć pikselami. Mitycznych 60 klatek nie udaje się też utrzymać w przypadku rozgrywki na podzielonym ekranie – średnia klatek to około 45-50.

Cięcia w grafice i dynamiczna rozdzielczość były niezbędne, by utrzymać wysoką płynność, jednak grafika nie jest jedynym czynnikiem, który jest „gorszy” niż w innych wydaniach. Jak uwielbiam Joy-Cony, bo kocham swobodę, jaką dają rękom, tak przy rozłączonych kontrolerach gra się wyraźnie gorzej. Nie jest to problem gry, bardziej samych padzików, i zauważyłem to też w innych kompetytywnych grach. Joyami steruje się nieco lepiej, gdy są w gripie, oczywiście alternatywą jest też Pro Controllera. Nadal jednak w obu przypadkach mamy tylko cyfrowe przyciski (są wciśnięte lub nie, nie ma stanu pomiędzy), co bardzo utrudnia precyzyjne manewrowanie autkiem.

Jeśli macie dostęp do innej konsoli stacjonarnej lub PC, zakup Rocket League na Switcha powinien stanąć pod znakiem zapytania. Jest to po prostu wyraźnie najgorsza wersja gry i jej jedynym atutem jest mobilność, z której i tak nie każdy korzysta. Jeśli jednak ktoś jeszcze nie miał do czynienia z tym tytułem, to zdecydowanie go polecam, gdyż ogólnie pojęta miodność wylewa się z ekraniku konsoli Nintendo.


Plusy:

  • miodna, ponadczasowa mechanika
  • ciągłe wsparcie twórców
  • crossplay

Minusy:

  • w pewnych przypadkach gubi klatki
  • niska rozdzielczość
  • na późniejszym etapie ciężko się gra bez analogowych przycisków

Ocena: 8,2/10


Producent: Psyonix
Wydawca: Psyonix
Data wydania: 14 listopada 2017 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 3,7 GB
Cena: 71,81 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *