Fall of Light

W życiu recenzenta są takie chwile, gdy po kilku godzinach ciężkiej, umysłowej pracy wraca się do domu i, zamiast odpocząć, przypomina sobie o deadlinie na recenzję gry, która okazała się tak beznadziejna, że lepiej byłoby o niej zapomnieć…

Jak się zapewne domyślacie, to właśnie dziś jest taki dzień, dlatego też pozwolę sobie napisać coś w stylu dłuższej opinii, jak zwykł to robić czasem Quithe. Fall of Light to debiutanckie dzieło studia RuneHeads. Produkcja została stworzona w Unity, także już to powinno dać Wam do myślenia. Wcielamy się w wojownika Nyxa i “poruszając się po korytarzach i opuszczonych lochach, walczymy z wysłannikami ciemności”. Tak właśnie przedstawia się znikoma warstwa fabularna Fall of Light.

Niestety, obok skąpego scenariusza znalazło się również miejsce na irytującą rozgrywkę. Jako wojownik mamy do dyspozycji miecz, a z czasem również lepszy oręż. Potrafimy też wykonywać uniki, które niejednokrotnie uratują nas z opresji. Z takim zestawem umiejętności musimy przedostać się przez szereg niemal identycznie wyglądających korytarzy i albo pozabijać wszystko co się rusza, albo skutecznie przebiec obok oponentów. Drugie rozwiązanie jest lepsze, ponieważ każdy przeciwnik potrafi nas zlikwidować dwoma, trzema ciosami, a checkpointów jest tu bardzo mało. Co więcej, to nie jest produkcja, w której mashujemy jeden przycisk. Nie, tutaj, aby zaatakować bądź wykonać unik, musimy mieć napełniony pasek energii, co jest absurdalnym pomysłem w takiej produkcji. Już pierwszy poziom wydaje się być wyjątkowo trudny, nie wspominając o kolejnych (niestety nie zaszedłem zbyt daleko). Zasadniczo wymagające gry są całkiem interesujące, weźmy choćby takiego Dark Souls’a, ale tutaj w ogóle się to nie sprawdza. Niekomfortowy system walki, ślamazarne poruszanie się, a do tego wszystkiego ścinki i paskudna oprawa graficzna odrzucają. Wszystko wokół jest poszarpane, zupełnie niedostosowane do ekranu konsoli, a na domiar złego w tle przygrywają męczące na dłuższą metę utwory.

Fall of Light zapowiadał się całkiem ciekawie, bo miał oferować rozbudowanego, wciągającego aRPG-a z elementami dungeon crawlera i może nutką roguelike’a. Niestety rzeczywistość zweryfikowała ostateczny produkt. Otrzymaliśmy paskudnego, irytującego i negatywnie wymagającego slashera, w którym każdy cios musi być odpowiednio przygotowany i przemyślany już przy byle pachołku, nie wspominając o potyczkach z bossami. Jedyną zaletą tej produkcji jest to, że nie osiągnęła ona jeszcze poziomu Murasaki Mist z PS Vita.

Ocena: 1.5/10


Serdecznie dziękujemy  Digerati
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: RuneHeads
Wydawca: Digerati
Data wydania: 24 sierpnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 2 GB
Cena: 60 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *