NieR: Automata

God of War po japońsku, czyli licealistka w mundurku z wielką kataną!

Przewaga gier zachodnich nad japońskimi jest taka, że po uruchomieniu tych pierwszych nie musimy spędzić czterech początkowych godzin z co rusz wyskakującymi tutorialami. Jednak przy okazji tego szkolenia poznajemy historię świata, relacje między bohaterami, a nasze główne zadanie to naciskanie przycisku na padzie odpowiedzialnego za przejście do kolejnej linii dialogowej. Osobiście mam takie szczęście, że w momencie, gdy nowa gra oddaje mi w końcu stery, muszę wyłączyć konsolę i iść spać, aby wstać rano… Nie ukrywam, że tego samego spodziewałem się po NieR. Przygotowany psychicznie do takiej kolei rzeczy usiadłem wygodnie i wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy musiałem szybko pochwycić pada, gdyż od razu zostałem wrzucony w akcję.

Jeśli ktoś chce odmóżdżającego slashera, to od razu uprzedzam, że historia w NieR stanowi dość istotną rolę, bo choć podstawa jest dość banalna – ludzie próbują odbić Ziemię z rąk robotów wysłanych przez obcych – to w miarę progresu zaczyna wrzucać dodatkowe smaczki. Chlebem powszednim tutaj są różnego rodzaju foreshadowingi, przez co warto czytać wszystkie dialogi, gdyż może się okazać, że coś rzucone mimochodem stanowi ciekawe rozbudowanie świata. Zaskoczyło mnie też to, że tytuł  ten dość ciekawie podchodzi do trybu New Game+. Dzięki ciekawemu zabiegowi ponowne przechodzenie kampanii trochę różni się od pierwszego razu, a także logicznie tłumaczy ujawnianie kolejnych wątków opowieści. Produkcja posiada także wiele zadań pobocznych i, na szczęście, nie są one stworzone na jedno kopyto. Dodatkowo przez to, że twórcy poszli w stronę jakości, a nie ilości, ciekawie rozwijają lore świata.

NieRa najłatwiej opisać, mówiąc, że jest to slasher w otwartym świecie. Jak przystało na produkcję japońską, główną bohaterką jest postać wzorowana na uczennicę w przykrótkiej kiecce (da się zajrzeć pod ;P) i wielką kataną jako bronią wiodącą. System walki jest dość prosty. Jednocześnie mamy wyekwipowane dwie bronie oraz jednego małego latającego robota bojowego. Za pomocą pada musimy obsłużyć zarówno naszą wojowniczkę, jak i latającą maszynę, więc za atak odpowiadają cztery przyciski. Do tego przydatny jest skok oraz coś, bez czego szybko polegniemy, czyli unik. System walki nie jest skomplikowany, ale w późniejszych etapach gry łapałem się na dziwnym ułożeniu ręki, aby jak najbardziej wydajnie zadawać obrażenia, samemu nie obrywając. Taka gra na Joy-Conach nie była zbyt wygodna, więc odkopałem dawno nieużywanego Pro Controllera.

Wbrew pozorom przeciwników aż tak dużo na naszej drodze nie stanie. Chyba pierwszy raz miałem tak, że nie unikałem, a wręcz odwrotnie, szukałem oponentów, aby nabić punkty doświadczenia i wbić poziom. Co dość niespotykane, nie wiedziałem nawet, co dokładnie daje wyższy level, choć da się odczuć progresję. Silniejsza postać oraz mocniejszy ekwipunek naprawdę przekłada się na komfort rozgrywki. Dodatkowo, robiąc zadania poboczne, raczej nie czujemy potrzeby dodatkowego grindowania.

Bronie zostały podzielone na cztery kategorie, miecze mniejsze i większe oraz włócznie i rękawice. Specjalnie rozdzieliłem to na dwie podgrupy, bo nie oszukujmy się, mało osób będzie grać japońską bohaterką w skąpym stroju, wybierając rękawice bojowe… Oczywiście do tego obrazka pasują tylko miecze. Choć muszę przyznać, że najprawdopodobniej w grze jest też pomyłka w tłumaczeniu, ponieważ np. topór znalazł się w kategorii mieczy. Każdy ekwipunek da się ulepszyć do maksymalnie czwartego poziomu, podwyższając jego statystyki oraz dodając umiejętności specjalne, jak szybszy atak czy wysysanie życia. Robimy to za pomocą zbieranej waluty oraz różnych przedmiotów, które albo leżą gdzieś na mapie, albo wypadają z przeciwników.

Ulepszać będziemy też POD-y, czyli satelitki latające przy bohaterce i atakujące z daleka. Oprócz ich rozbudowy będziemy mogli przypisać im umiejętność specjalną, która po użyciu musi się naładować. Najważniejszą mechaniką jest jednak rozbudowa naszej postaci chipami. Za ich pomocą możemy dodać jej umiejętności pasywne, jak zwiększenie ataku czy obrony, dodanie wysysania życia, zwiększyć otrzymywane doświadczenie i wiele innych. Każdy taki wszczep zajmuje pewną ilość miejsca, które jest ograniczone. Gra daje nam jednak ciekawą możliwość, bo część pamięci zajmowana jest przez elementy HUDu. Jeśli jesteśmy zdesperowani, możemy trochę zyskać, pozbywając się np. paska życia czy minimapy.

Trzeba jednak uważać, bo może być tak, że nasz idealny bulid nie wystarczy, zginiemy i… no właśnie. W związku, że sterujemy androidem, nasza świadomość przenoszona jest do nowej jednostki, jednak nasze wszczepy zostają w starym ciele. Gra daje nam kilkanaście minut na dotarcie do starego ciała i odzyskania ich, inaczej przepadają, a my musimy wszystko zaczynać od początku. Co prawda spotkało mnie to tylko dwa razy i to na początku gry, ale uważam, że z jednej strony jest to ciekawy system karania za śmierć, z drugiej strony jednak sprawia, że po ożywieniu mamy jeszcze bardziej pod górkę.

Kolejna rzecz, która mnie zaskoczyła, to to, że po odpaleniu NieRa wita nas rozgrywka, która na myśl przynosi grafikę rodem z PS2. Naprawdę byłem przerażony, że optymalizacja pod Switcha wymagała takich cięć. Wszystko jednak szybko się zmieniło i to, co już potem widziałem na ekranie, naprawdę wyglądało bardzo dobrze. Interesującym zabiegiem jest też zabawa perspektywą. Nieraz, zamiast przemierzania świata w pełnym 3D, produkcja zaoferuje nam widok z góry lub nawet w staroszkolnym 2D. To, co mnie jednak całkowicie zszokowało, to naprawdę genialna ścieżka dźwiękowa. Świetnie dobrane utwory budujące klimat oraz, co się rzadko zdarza, potrafiące zatrzymać w lokalizacji na kilkanaście sekund dłużej, aby nie przerywać lecącego w tle utworu!

Nie powiem, aby NieR był produkcją idealną. Gra na pewno cierpi na backtracking. Kolejną bolączką jest brak autozapisu, co raz pozbawiło mnie godziny postępów, ponieważ gra się po prostu wywaliła (łącznie miałem 3 losowe crashe, więc radzę częściej zapisywać stan rozgrywki). Jednak mimo tego dawno nie wciągnąłem się tak w fabułę gry, nie mówiąc już o tym, że nawet nie zastanawiałem się, czy chcę odpalić NG+, bo w tym przypadku to wręcz jest kontynuacja rozgrywki, a nie nabijanie 100%. NieR także ma bardzo dobrze wyważone różne mechaniki – od systemu progresji, po zdobywaną walutę, a także zbieranie materiałów do craftingu. Całą grę pokonuje się bardzo płynnie, a nawet jeśli pojawią się jakieś zwolnienia, to raczej nie są wymuszone przez grę np. grindem, aby ukończenie trwało te 10 godzin więcej. Dotarłem do finału tej pozycji z wielką przyjemnością i nie żałuję wydania pełnej kwoty w dniu premiery!


Zakup obowiązkowy!


Producent: PlatinumGames
Wydawca: Square Enix
Data wydania: 6. października 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 10.9 GB
Cena: 169PLN

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *