Emma: Lost in Memories

Obecnie posiadacze PS Vity łaknący nowości nie mają zbytniego wyboru. Pozostaje im zapoznać się z kolejną retro platformówką albo visual novel. Ewentualnie mogą się zmierzyć z ubraną w artystyczne zapędy… również platformówką. Taka konwencja wymusza na twórcach większą dozę kreatywnego myślenia niż w przypadku kolejnej kserokopii dowolnego tytułu z NES-a. I czasem efekt końcowy takiego wyboru jest naprawdę dobry, czego przykładem jest Emma: Lost in Memories.

Na jakość produkcji, oprócz dość onirycznego nastroju wynikającego ze szczątkowej narracji w połączeniu z odpowiednio klimatyczną oprawą, wpłynęło też pokuszenie się twórców o wzbogacenie klasycznie platformówkowego gameplayu o kilka twistów. Po pierwsze, odwrócona jest tradycyjna struktura – zamiast zyskiwać dodatkowe umiejętności, po kolei je tracimy, co sprawia, że przechodzenie kolejnych poziomów jest zdecydowanie ciekawsze. Ten interesujący zamysł jest przyprawiony czymś jeszcze, mianowicie mechanizmem wprowadzającym gracza w syndrom „jeszcze-jednego-poziomu”. Polega on na automatycznym biegu głównej bohaterki i bardzo pasuje do tej gry. Od momentu wciśnięcia „x” gracz nie ma już kontroli nad kierunkiem poruszania się, może jedynie używać wspomnianych wcześniej umiejętności – skoku, podwójnego skoku, wspinania się i ślizgu. To zwiększa dynamikę rozgrywki, czyni ją niemal rytmiczną, ale jednocześnie wcale jej nie ułatwia, za to zdecydowanie intensyfikuje apetyt na kolejne próby. Kolejnym elementem, który czyni grę wyjątkową, jest to, że każda dotknięta platforma, element poziomu zaczyna znikać po wejściu w kontakt z nią, przez co należy naprawdę uważać. Wszystko to sprawia, że gra stanowi wyzwanie, ale nadal jest dozwolony pewien margines błędu, dzięki czemu produkcja nie przeradza się we wzdychanie w konfrontacji z niemożnością wymierzenia skoku co do milimetra.

Istotne jest jednak to, że w Emmie zabiegi gameplayowe znajdują również swoje zastosowanie w narracji. Ciężko tutaj mówić o jakimkolwiek przedstawionym temacie lub historii; sam wstęp fabularny ogranicza się do pokazania, jak dziewczynka będąca główną bohaterką wybiega  z domu, żeby dogonić tajemniczą sowę. Późniejsze „wydarzenia” prezentowane są jedynie w postaci pojedynczych zdań konkludujących dany poziom oraz interludiów, w których już tych zdań jest trochę więcej. Ale nawet mimo tego całość okala aura tajemnicy, która działa bardzo dobrze i sprawia, że sposób prowadzenia historii, który mógłby się wydawać pretensjonalny, istotnie intryguje. Znikające za bohaterką platformy dobrze korespondują z luźno wplatanym motywem wspomnień – czasem są tylko elementem gameplayu, a czasem wydają się wręcz budować grozę. Można nawet powiedzieć, że twórcom udała się rzecz paradoksalna. Pomimo tego, że sam sposób budowania narracji jest raczej wybrakowany, tak szczątki fabuły wystarczająco wciągają, by motywować do przedzierania się przez kolejne poziomy, nawet jeśli ma się obecnie dość umierania w tym samym punkcie.

W przypadku poziomów trzeba przyznać, że level design jest tu czymś, co się zdecydowanie udało. To właśnie dzięki niemu założenia gameplayowe mają szansę rozkwitnąć i pokazać swój potencjał. Co więcej, momentami ta platformówka przeistacza się w grę logiczną. Owszem, potrzeba wyczucia czasu oraz zręczności do przedarcia się przez poziom, ale często bieganie na ślepo nie popłaca. Potrzeba chwili zastanowienia, by zorientować się, jaką kombinację umiejętności postaci użyć, trzeba mieć też ciągle na uwadze znikanie platform. To wszystko sprawia, że ukończony poziom daje dodatkową satysfakcję. Z kolei jeśli ktoś jest masochistą, może pobawić się w zbieranie piór, co wydłuża czas rozgrywki dwukrotnie. Większość z nich jest raczej ciężka do zgarnięcia, tym bardziej podczas pierwszego przejścia, gdy jeszcze nie w pełni opanowało się mechaniki. Jedyne, do czego bym się przyczepiła, to nadmiar kolców, co sprawia, że czasami poziom trudności zahacza o zniechęcający, ale na szczęście rzadko się tak dzieje.

W przypadku części wizualnej szkoda, że twórcy nie wykorzystali tematu wspomnień, by pokusić się o jakąś bardziej oryginalną stylistykę. Oprawa jest całkiem przyjemna dla oka, a ścieżka dźwiękowa nawet potrafi zapisać się w (nomen omen) pamięci, ale cały czas w grze przyjdzie nam spędzić w raczej typowych dla platformówek środowiskach, jak góry, dżungla, jaskinie, etc., które nawet nie tworzą żadnej spójnej wizji. W rezultacie, pomimo dobrego wykonania, ta strona wydaje się lekko niedopracowana.

Równie niedopracowany wydaje się port na Vitę, który momentami razi problemami technicznymi. Przede wszystkim mam tu na myśli niewystarczająco czułe sterowanie za pomocą gałki, ale, na szczęście krzyżak, działa bez zarzutu. Miejscami występuje też bug polegający na zaliczeniu poziomu, którego na dobrą sprawę się nie przeszło. Niektóre tła są w zdecydowanie zbyt niskiej rozdzielczości; mam też wrażenie, że część poziomów zdecydowanie nie była przeznaczona na mały ekran Vity – mnogość elementów w połączeniu z ich niewielkim rozmiarem powoduje, że poziom bywa nieczytelny, a przy tym nie można docenić grafiki. Na szczęście dotyczy to jedynie części plansz.

Pomimo pewnych niedostatków, muszę przyznać, że Emma: Lost in Memories to naprawdę dobrze zaprojektowany platformer. Ma świetny pomysł na gameplay, ponieważ łączy w sobie wyzwanie i przystępność. Do tego dodaje odrobinę tajemniczą, intrygującą i świetnie oprawioną atmosferę Dawno nie wciągnęła mnie aż tak gra, która praktycznie nie ma narracji, a wciągnęła na długo, bo ma dużo świetnej zawartości. Oprócz 50 poziomów trybu fabularnego, oferuje też 90 dodatkowych, które są podzielone według trudności. Warto zapoznać się z tym tytułem, tym bardziej, że prezentuje rodzaj rozgrywki, który idealnie spisuje się na konsolach przenośnych.


Ocena: 8/10 


Serdecznie dziękujemy JanduSoft
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: SandBloom Studio
Wydawca: JanduSoft
Data wydania: 8 maja 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 146 MB
Cena: 33 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 32 PLN.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *