Habroxia 2

Habroxia była grą średnią. Miała potencjał, ale przez pewne decyzje twórców nie osiągnęła poziomu, który dawałby graczom satysfakcję. Dwójka różne niedopatrzenia poprawia oraz dodaje nowości, dzięki czemu jest lepszą grą.

Tym razem dostajemy trochę więcej fabuły. Jest porządniejszy wstęp, w tym określenie, co konkretniej stało się poprzednio, oraz pełnoprawne zakończenie. W trakcie nie ma nic, ale to nie przeszkadza, sam fakt, że wiemy, po co lecimy, wystarcza. Tryby gry znów są trzy. Najpierw przechodzimy fabularny, a po ubiciu ostatniego bossa otrzymujemy następujące opcje: New Game+, Boss Rush i Boost Rush Mode. Pierwsza to ta sama kampania fabularna, którą właśnie skończyliśmy. Warto tu nadmienić, że w tej części gry plansze nie są podane liniowo, pojawiają się rozgałęzienia, które poprowadzą do różnych bossów. W sumie plansz do przejścia jest 17 i niemal na każdej z nich można uratować po jednym astronaucie i dorwać przeciwnika, za którego wyznaczona jest nagroda (nie wiem, czym się różnią, ale wystarczy wybijać wszystko i w końcu się trafi na delikwenta). Tryb z bossami w nazwie jest dobrze wszystkim znany. Z kolei w Boost lecimy przed siebie z jednym życiem, które odbiera rozbicie się o przeszkody. Pograłem chwilę i jest to jedna długa plansza, ale dość szybko robi się dość ciasna. Niby też mają się pojawiać jacyś przeciwnicy, ale mam wrażenie, że twórcom niezbyt wyszło rozłożenie przeszkód, bo już po trzech próbach nie chciało mi się wracać do tej formy zabawy.

Habroxia 2 przede wszystkim naprawia główny błąd poprzedniczki – lot jest szybszy, a nagromadzenie przeciwników intensywniejsze. W każdej planszy widać, że wrogowie są tacy sami, ale mają podkręconą obronę, więc więcej razy trzeba ich trafić. Dzięki temu teraz naprawdę czuć ekscytację podczas potyczek i nawet trzeba kilka razy spróbować, zanim przejdzie się plansze. Bywa jednak, że same próby niewiele dadzą, i trzeba będzie wcześniej ulepszyć różne elementy statku. Teraz możliwości podkręcenia punktów pancerza, siły ataku czy prędkości jest więcej, co dobrze działa z ideą New Game+. Poza tym dzięki odnogom w części plansz oraz astronautom do uratowania i nagrodom za polowanie na przeciwnika wracanie do poprzednich leveli, żeby nazbierać kredyty potrzebne do ulepszeń, nie wydaje się wymuszonym grindem. Najważniejszą nowością w tej produkcji jest zmiana zasad strzelania na twin stickowe. Tak, teraz dzięki lewej gałce możemy lecieć w bok czy górę, a prawą obstrzeliwać wszystko dookoła. Twórcy dobrze też wykorzystali tę opcję, odpowiednio rozkładając przeciwników na planszach.

Grafika i muzyka w tej części nie zmieniły się. Nie zmieniła się nawet większość przeciwników, w tym bossowie, ale w sumie nie przeszkadza to. W moim przypadku od zagrania w jedynkę minęło półtora roku, i jak pamiętam, że już to wcześniej widziałem, tak nie odebrało to sequelowi świeżości. Duży wpływ na to miało poprawienie szybkości rozgrywki, trudności oraz twin stickowy sznyt. Habroxia 2 już dla samej kampanii jest pozycją wartą uwagi, jeśli chce się w coś postrzelać w pikselowych klimatach. Pozostałe tryby są odpowiednim dodatkiem, gdyby komuś było mało po około czterech godzinach właściwej zabawy.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Lillymo Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Lillymo Games
Wydawca: Lillymo Games
Data wydania: 3 stycznia 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Funkcje crossowe: -buy z PS4
Waga: 90 MB
Cena: 42 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 39 PLN

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Skorrpion pisze:

    W końcu jakaś pozytywna recenzja. 🙂 Fajnie będzie ograć coś nowego, co nie jest najwyżej średnie.

    Dzięki za recenzje i że dalej zajmujecie się tematem PS Vity – domyślam się, że w niektóre pozycje nie chce się nawet grać, a co dopiero je recenzować – ale są widać jeszcze wyjątki jak w przypadku tego omawianego tytułu. 🙂

    • Quithe pisze:

      Tobie z kolei dzięki za stałe zainteresowanie Vitą! I tak, wciąż staramy się większość ruszyć, ale rzeczywiście, niektóre tytuły zniechęcają na starcie lub się nam przejadły, jak łamigłówki od Lightwood Games. Jedno jest jednak pewne – PS Vita wciąż nie została w pełni porzucona przez graczy, twórców i recenzentów!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *