Death’s Door

W pogoni za nieśmiertelnością.

Książki nie powinno oceniać się po okładce, a gier niezależnych po pierwszych kilku minutach. Początek Death’s Door na pewno nie jest zniechęcający – już od pierwszych sekund gra serwuje nam interesujący koncept świata. Po ukończeniu intra zacząłem się jednak niepokoić, czy prosty w założeniach gameplay loop może nie być wystarczająco głęboki, aby usprawiedliwić opakowanie nim kilkugodzinnej przygody. Dosyć szybko odetchnąłem jednak z ulgą.

Death’s Door to mieszanka już sprawdzonych mechanik znanych głównie z serii Dark Souls oraz klasycznych dwuwymiarowych części The Legend of Zelda. Dewelopera Acid Nerve pochwalić należy jednak za kompetentne dopasowanie do siebie tych dwóch światów. Wymagający (choć nie przesadnie wymagający) system walki inspirowany grami From Software i skomplikowana (choć nie dezorientująca) konstrukcja świata Zeldy pasują tutaj do siebie jak nieco gorzkie czarne espresso do słodkiej mlecznej pianki.

Kontrolę przejmujemy nad malutkim krukiem pracującym jako żniwiarz dla Reaping Commission Headquarters – zbiurokratyzowanej organizacji zajmującej się przerzucaniem dusz na drugą stronę. Nasz bohater otrzymuje zadanie zebrania kolejnej duszy, na którą nadszedł czas. Z pozoru proste zlecenie kończy się fiaskiem, gdy czekająca na żniwa dusza zostaje wyrwana z rą… skrzydeł kruka i wrzucona do tytułowego Death’s Door – olbrzymich wrót prowadzących do świata umarłych. Nieśmiertelność bohatera zostaje “zawieszona” do momentu, gdy krukowi uda mu się odzyskać zgubioną duszę. Jedynym ratunkiem przed powolną śmiercią ze starości jest zebranie trzech potężnych dusz porozrzucanych po świecie gry i użycie ich do otwarcia wrót śmierci.

Pewnie domyślacie się już jak wygląda struktura Death’s Door. Naszym zadaniem jest liniowa eksploracja świata gry i odnalezienie wspomnianych potężnych dusz oraz ich właścicieli. Od czasu do czasu natkniemy się na jakąś zagadkę przestrzenną, przez zmierzeniem się z bossem przeczesać musimy też wypełniony kluczami i zamkami dungeon. Nie brakuje tutaj też opcjonalnych znajdziek zwiększających limit zdrowia i magii bohatera, co jakiś czas otrzymujemy nowe zabawki pozwalające nam na dostanie się do wcześniej zamkniętych miejsc, a backtracking jest sowicie wynagradzany. Izometryczna Zelda pełną gębą. Death’s Door na tle serii Nintendo wyróżnia jednak znacznie mocniejszy nacisk na samą walkę.

Jak wspomniałem, ta znacznie mocniej inspiruje się souls-likami. Kluczem do zwycięstwa są obserwacja i wyuczenie się schematów ruchów przeciwników, wykorzystywanie każdej otrzymanej okazji na atak i ciągłe auniki. Walka jest wymagająca – szczególnie biorąc pod uwagę, że wyleczenie obrażeń jest możliwe w specjalnych punktach odnawiających się dopiero po śmierci postaci, niewielki zasięg podstawowego ataku żniwiarza zmusza nas do bardzo intymnego tańca z przeciwnikami.

Death’s Door wybacza też jednak bardzo dużo. Bossowie są wymagający, ale ich (niewidzialne) paski zdrowia wyczerpują się relatywnie szybko. Po śmierci gra zapisuje wszystkie nasze dokonania i zebrane dusze, które następnie można wymienić na ulepszenia. Pełniące rolę punktów kontrolnych drzwi są rozsiane dosyć rzadko, ale przecinająca się konstrukcja świata pozwala nam zwykle szybko wrócić do miejsca zgonu. Twórcom udało się znaleźć złoty punkt, dzięki czemu walka potrafi podnosić poziom adrenaliny, ale jednocześnie nigdy nie jest przesadnie frustrująca.

No i ta mieszanka eksploracji z akcją po prostu działa. Zbalansowane tempo przygody chroni przez zbyt szybkim wypaleniem się formuły, a świetnie zmontowane sekwencje napędzanie starannie przygotowaną muzyką, barwnymi postaciami i humorem sprawiają, że ciężko odłożyć konsolę bez uśmiechu na twarzy. Pod nieco absurdalną powierzchnią też jednak aury tajemnicy, która zachęca do poznania sekretów wrót i rozmowy z każdym napotkanym NPC-em.

Napisy końcowe Death’s Door ujrzałem po około ośmiu godzinach spokojnej gry. Oczywiście wynik ten można podbić skrupulatnym wracaniem do wcześniej odwiedzonych obszarów odkrywając wcześniej niedostępne sekrety. Wspomnieć trzeba też jednak o bardzo rozbudowanym epilogu. Po pokonaniu “ostatniego bossa” gra trwa nadal, położenie NPC i przeciwników zostaje przetasowane, a odkrycie prawdziwego zakończenia powinno zająć co najmniej kilka dodatkowych godzin (choć postgame potrafi też być nieco żmudny przez brak jakiejkolwiek mapy).

Pierwsza gra Acid Nerve – Titan Souls z 2015 roku, posiada wiele punktów wspólnych z Death’s Door, lecz zdecydowanie widać jak sporą drogę przeszło studio przez te sześć lat. Ciężko się przyczepić do strony zarówno technicznej jak i artystycznej (nawet na Switchu, co nie jest takie oczywiste przy grach działających na Unity), a jakość produkcyjna staje się jeszcze bardziej imponująca, gdy uświadomimy sobie, że to dzieło zaledwie kilku osób.

Death’s Door to na pewno jedna najlepszych gier niezależnych 2021 roku. Niekoniecznie rewolucyjna i łamiąca schematy, lecz bawiąca się sprawdzonymi pomysłami na tyle kompetentnie, że ciężko mieć wobec niej jakiekolwiek większe zarzuty. Wędrówkę ptasiego żniwiarza będą wspominał bardzo ciepło.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Devolver Digital
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Acid Nerve
Wydawca: Devolver Digital
Data wydania: 23 listopada 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 2.7 GB
Cena: 80 PLN


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *