Exile’s End
Historia w Exile’s End należy do tych prostych – wcielamy się w postać Jamesona, starego żołnierza należącego do oddziału militarnego korporacji Ravenwood. Protagonista bierze udział w wyprawie ratunkowej w celu znalezienia i sprowadzenia na Ziemię syna swojego pracodawcy. Coś jednak poszło nie tak, w statek uderzyła potężna fala elektromagnetyczna, zmuszając załogę do ewakuacji.
Krążownik wybuchł, a jedynym ocalałym był właśnie Jameson. Dalsza część gry ogranicza się do przekazywania nam fabuły poprzez porozrzucane po mapach skały z wyrytym tekstem lub zapisane na komputerach pliki. Nie będę spoilerował zakończenia, powiem jedynie, że jest ono przewidywalne do bólu.
Rozgrywka zaczyna się powoli. Właściwie to bardzo powoli. Pierwsza mapa, Las, będzie swoistym testem cierpliwości: protagonista jest słaby, jego uzbrojeniem są kamienie, którymi może co najwyżej zgnieść węże, a przy każdym upadku z większej wysokości traci trochę życia. I tutaj się na chwilę zatrzymamy. Kamera. Najgorzej zaprojektowany element tej gry. Nie mamy tutaj praktycznie żadnej swobody w jej używaniu – zawsze trzyma bohatera w centrum. Nie widzimy przez to na bieżąco, jaka wysokość dzieli naszą postać od ziemi. Twórcy niby dodali opcję spojrzenia w dół za pomocą dolnego przycisku D-Pada, co nie jest w ogóle wygodne, był to również mój główny problem i sztuczne wydłużenie przechodzenia pierwszej mapy. W późniejszych etapach twórcy oddali do naszej dyspozycji buty umożliwiające przeżycie upadku z wysokości, co ograniczyło konieczność korzystania z tego elementu do minimum.
Exile’s End to typowy przedstawiciel podgatunku metroidvania (mimo że twórcy zaprzeczają temu na każdym kroku), będziemy skakać po platformach, a przy okazji zwiedzać, walczyć i odkrywać wszelakie sekrety. Mamy do przejścia siedem różnych map, niektóre z nich są większe i bardziej przestronne, inne ciasne i mroczne. Jeżeli graliście w jakąkolwiek metroidvanię, to zapewne domyślacie się, że gameplay nie będzie wyglądał tak, że odklepiemy jedną mapę, zapomnimy o niej i ruszymy dalej. Przy pierwszych podejściach do poszczególnych lokacji spotkamy wiele miejsc dla nas nieosiągalnych, do których dostęp będziemy zdobywali wraz z postępem gry.
Warto wspomnieć, że vitowa wersja różni się od tej z PC. Zawiera ona dwa dodatkowe sekretne pokoje, jeden dodatkowy etap pod koniec tytułu (który napsuci nam trochę krwi) oraz brak możliwości zapisania jej w dowolnym momencie. Exile’s End zapisuje stan gry na początku każdej lokacji, zapamiętując także stan HP i amunicji. Z jednej strony uniemożliwia nam to utratę większego progresu osiągniętego w grze, z drugiej potrafi zirytować we wczesnych lokacjach.
Gra poza głównym trybem fabularnym posiada również tryb survival, który polega na zabiciu wszystkich wrogów znajdujących się w pomieszczeniu przed upływem czasu. Po udanym przejściu przechodzimy do menu, w którym mamy możliwość kupienia ulepszeń i amunicji do naszych spluw. Ten tryb nie wnosi nic do fabuły, ale zawsze przedłuża nieco czas, który spędzicie z tytułem.
Największa wada Exile’s End? Jeżeli miałbym wybrać jedną, byłby to poziom trudności. O ile z początku gra może nam sprawiać drobne problemy, to potem jest zwyczajnie w świecie prosta. Przemilczę bossów, którzy też nie sprawiają większych trudności, zakładając, że posiadamy odpowiedni ekwipunek – zazwyczaj kilka celnych rzutów granatem potrafi wykończyć nawet najtwardszych z przeciwników. Twórcy poprawili się natomiast na samym końcu – w wersji na PC w końcówce mieliśmy do przejścia tylko mroczny korytarz i gra się kończyła, tutaj twórcy dodali jeden dodatkowy pokój, który potrafi podnieść nam ciśnienie, a ukończenie go sprawia niemałą satysfakcję.
Autorzy chcieli, aby Exile’s End wyglądało i brzmiało jak tytuł z okresu popularności Commodore oraz Amigi – i udało im się to. Grafika nie jest na najwyższym poziomie, miejscami można nawet nazwać ją brzydką, aczkolwiek taka właśnie miała być. Muzyka została wykonana na wysokim poziomie przez ekipę z BraveWave, znanych między innymi z udźwiękowienia gier takich, jak: oryginalne Ninja Gaideny, seria Mega Man, seria Kingdom Hearts, Dark Souls czy chociażby Metal Gear Solid 4. Poszczególne utwory są na wysokim poziomie, są one jednak krótkie, co niestety sprawia, że są one powtarzalne.
Exile’s End jest tytułem, którego premiery wyczekiwałem, mając nadzieję na dobrą metroidvanię. Co mogę powiedzieć? Nie zawiodłem się – mimo że gra posiada kilka wad, jest to wciąż wciągająca i sprawiająca dużo frajdy produkcja. Jeżeli podobały się Wam takie tytuły, jak Guacamelee!, Axiom Verge, seria Castlevania czy chociażby seria Shantae, mogę Was zapewnić, Exile’s End również Wam się spodoba.
Fabuła: 3/10
Grafika: 5/10
Udźwiękowienie: 6/10
Gameplay: 8/10
OGÓLNA: 6/10
Serdecznie dziękujemy Marvelous Europe za kod recenzencki.
Producent: Magnetic Realms
Wydawca: Marvelous Europe
Data wydania: 26 października 2016 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 95,6 MB
Cena: 99 PLN
Najnowsze komentarze