Psychedelica of the Ashen Hawk

„Co się stanie, gdy roztopi się śnieg?”

Recenzję (oryginalnie po angielsku) napisała H.R. Crabtree

To miasto jest odcięte od świata. Wieść niesie, że kiedyś kwitł tam handel, lecz teraz nikt nowy do niego nie przybywa i nikt nie odchodzi, i to bez wyjątków. Podobnie było ze śniegiem, który spadł któregoś roku – nie stopniał. Wszystko to z powodu klątwy wiedźmy.

Do gry wprowadza nas wstęp emanujący strachem, wściekłością i morderczymi intencjami. Bardzo dobrze łączy się to z uwiązanym w przeszłości miastem, choć i dawne czasy wydają się utracone na rzecz ciemności, w której męczą się skołowani mieszkańcy. Przy tym klimacie produkcja oferuje konkretną tajemnicę, która z czasem jest coraz bardziej wykrzywiana, podobnie zresztą dzieje się z otaczającymi nas ludźmi, samym miastem czy nami sami. I właśnie z racji tego trudno wejść głębiej w szczegóły, bo łatwo byłoby coś zaspoilerować. Postaram się tego nie robić, ale gdybyście chcieli wejść do gry bez jakichkolwiek wstępnych informacji, pomińcie opis fabuły.

Miastem rządzą dwa rywalizujące ze sobą klany – Hawków i Wolfów. Jeśli pomyślicie w tym momencie o rodzinach Montague’ów and Capuletich z „Romea i Julii”, będziecie mieli obraz napięcia sytuacji. Dawno zapomniany już występek, a może głęboko pochowany, stworzył rozłam w mieście. I, co ciekawe, nawet mieszkańcami nie są w stanie wyjaśnić, o co chodziło, wiedzą tylko, że muszą wybrać stronę.

Głową klanu Hawków jest uparcie nieprzebaczający Olgar. Rządzi twardą ręką, szczerze wierząc, że przywódcy trzeba się bać, bo tylko dzięki temu może nad wszystkimi zapanować. Olgar ma dwoje dzieci. Pierwszym z nich jest Lugus, jego następca, który głęboko szanuje ojca i obnosi się z rolą dziedzica. Drugim dzieckiem jest córka Tee, która nie odchodzi od Lugusa na krok i bezwarunkowo kocha zarówno brata, jak i ojca. Natomiast w przypadku klanu Wolfów rolę przywódcy obrała matrona Francisca, która ma dwóch synów. Pierwszym jest Levi, który uwielbia się bawić i działa bez zastanowienia. Drugi jest Lavan i jest to typ bardziej opanowany. Wolfowie mają również trzecie dziecko, lecz nie jest ich własnym. Przygarnęli je, gdy dopiero co się urodziło, a jego rodzice od razu zniknęli. Francisa wychowuje je jednak jak swoje i jako jedyna zna jego płeć, poza tym sama kazała ją ukrywać. I to właśnie nasza protagonistka – Jed.

Jed ukrywa się na widoku, a to dlatego, że urodziła się z czerwonym okiem, co jest piętnem budzącej strach wiedźmy. Dziewczyna całe swoje dotychczasowe życie spędziła, podszywając się za chłopka, ponieważ legenda głosi, że wiedźmami mogą być tylko kobiety. O tożsamości dziewczyny wiedzą tylko dwie osoby: kobieta, która ją wychowała, oraz tajemniczy mężczyzna pozwalający jej przebywać w jego wieży w lesie otaczającym miasto. Jed mieszka tam już od kilku lat właśnie z powodu strachu przed rozpoznaniem jej tożsamości oraz ponieważ nie chce narażać swojej rodziny.

W przeciwieństwie do poprzedniej gry od razu polubiłam główną bohaterkę. Jed włada nie tylko mieczem, ale też słowem i jest zaskakująco samowystarczalna. W celu zachowania swojej płci w tajemnicy zajmuje się wieloma czynnościami, które zwykle wykonują mężczyzni, jak chociażby naprawianie różnych rzeczy czy wykonywanie niecodziennych zleceń, jak praca fizyczna lub śledzenie kogoś. Naprawdę wiele przyjemności sprawia śledzenie historii z perspektywy bohaterki, która ledwo postrzega siebie jako kobietę. Poza tym jest to nieortodoksyjne odchylenie od norm gier miłosnych, co tym bardziej wypada na plus.

Zaintrygowały mnie też tematy seksualności i płci poruszone w grze. Mimo że Jed większość życia spędziła jako chłopak, to wciąż lgnie do niej płeć przeciwna. Z racji przebrania nie wpływa na to atrakcyjność fizyczna, przeważnie, ale na pewno pojawia się odpowiedni pociąg. Co ciekawe, w niektórych przypadkach nie mogłam nawet stwierdzić, czy adorator zna prawdę o bohaterce. Dodatkowo bardzo podobały mi się chwile, gdy Jed próbowała zachowywać się bardziej kobieco i strasznie się wtedy miotała. Zresztą nawet w jakimś sensie dotyczyło to mnie samej, chociażby trudność chodzenia w szpilkach i sukience może być przykładam. Tak więc oglądanie bohaterki, która mierzy się z podobnymi problemami było przyjemnym doświadczeniem. Ten dualizm jest zresztą posunięty dalej, ponieważ Jed próbuje zdefiniować, kim tak naprawdę jest, co też utrudnia fakt, że niektóre rzeczy są jej zakazane, a przecież chce tylko dobra mieszkańców miasta, na których bardzo jej zależy.

Obie gry wykorzystują motyw tego, jak spojrzenie na rzeczy jednej osoby oraz jej działania mogą mieć konkretny wpływ na tych wokół niej. Ashen Hawk idzie z tą koncepcją dalej. Historia często skupia się na chęci obwinienia czegoś lub kogoś za tragedie, jakie daną osobę spotkały, oraz na następstwach, gdy pragnienie to jest wzmocnione przez grupę ludzi pogrążonych w strachu i beznadziejności, i to bez znaczenia, czy są one prawdziwe wymyślone.

Choć Ashen Hawk może pochwalić się porządną historią i postaciami, które szybko zaczyna się lubić, tak mechanika nie jest już tak dobra, jak w Black Butterfly, ponieważ postępy są bardziej zawiłe i mniej spójne. Nie ma też mini gry typu strzelanie do motyli, za to dostaliśmy „śledztwo”, w którym rozmawiamy z mieszkańcami miasta. I to właśnie za jego pomocą robimy większość postępów w pierwszej połowie gry. Poza tym pomaga w tym znana już forma krótkich opowiadań. Do nawigacji między rozdziałami używamy „mapy” – wybieramy lokację, a następnie mamy dostępne osoby do rozmowy oraz odkrywane z czasem krótkie odcinki. W pewnych momentach fabuły na dostępność tych odcinków mogą wpłynąć nawet założone ubrania, co muszę uznać za sprytny pomysł twórców.

Podobnie jak w poprzedniej grze zdobywamy punkty i wykorzystujemy je do odkrywania krótkich odcinków, oczywiście tu zdobywamy je przez dochodzenia. Moją obawą w związku z tą mechaniką było wybieranie pustych pól, więc nie wiedziałam, o co zapytam. Aby uniknąć później całkowitego znudzenia, zaczęłam zaliczać strategiczną ilość dochodzeń, potem oglądałam odcinek i dopiero znowu przerabiałam śledztwa. I tak do skutku. Zapewne nie brzmi to na przyjemną czynność, ale staje się zdecydowanie łatwiejsza, gdy historia bardziej się rozkręca. Problemem jest po prostu nagromadzenie tych dochodzeń na początku gry i szkoda, że twórcy nie podeszli do tego w ciekawszy i bardziej angażujący sposób.

Oprawa wizualna jest powalająca, czego można było się spodziewać. Poprzednia gra jednak kręciła się bardziej w wiktoriańskich motywach, tu natomiast widzimy konkretniejsze inspiracje średniowieczem. Miasteczko składa się z budowli ceglanych i kamiennych, plac jest w jego centrum, wieża w środku lasku, w której mieszka protagonistka, jest ekstrawagancka. Wszystko to zawsze kojarzyło mi się z magicznymi czasami właśnie tego okresu historii. W tym tytule nie uświadczymy takich zabiegów, jak spadające płatki śniegu czy wszechobecna mgła, co podbijało poczucie odizolowania w Black Butterfly. Za to w Ashen Hawk widzimy zabawę okazjonalnym kolorem, który w ten sposób podkreśla szary i posępny świat, co nadaje wagi konkretniejszym scenom i podkreśla rozbieżność tego, co widzimy, i prawdy, która czai się pod powierzchnią.

Muzyka jeszcze bardziej podbija to, dokąd przenosi nas grafika. Utwory zostały mocno oparte na instrumentach smyczkowych i chórach, ale wzbogacają je flety i stare bębny, co kojarzy się z  jarmarkiem renesansowym. Sporadycznie pojawiają się też kawałki, z których bije ciepło, co kontrastuje z chłodną scenerią i zastanymi okolicznościami. Mieszanka ta tworzy zgrany tandem z oprawą wizualną, co uwypukla oba oblicza narracji. Dla przykładu, gdy leci łagodniejszy, mroczniejszy utwór, odczuwamy odosobnienie, strach i nawet lekki żal bardziej, niż można by się tego spodziewać. Wszystko to może wywołać wrażenie, jakie byśmy mieli, mieszkając w kuli śnieżniej do potrząsania, a więc otoczeni pięknem, ale zarazem na dobre odcięci od świata.

Jestem trochę zawiedziona tym, że historia z tej części gry jest marginalnie połączona z pierwszą. W związku z tym nie nazwałabym tej produkcji sequelem, to bardziej „inna opowieść”. Sam motyw połączenia jest w porządku, choć jego prezentacja jest zbyt krótka, więc nie poznajemy wielu szczegółów. Za to podobały mi się późniejsze drobne nawiązania, niektóre nawet zmuszały mnie do wyszukania aktorów głosowych, żeby potwierdzić własne podejrzenia, co dawało dodatkową frajdę. Być może jednak miałam zbyt wysokie oczekiwania? W końcu ten gatunek przyzwyczaił mnie do dawania jasnych odpowiedzi. Tak czy inaczej, wraz ze wszystkimi podanymi już niedużymi mankamentami, muszę powiedzieć, że naprawdę miło spędziłam czas z tą produkcją. Szczególnie gdy już poznałam różne mechaniki i przyzwyczaiłam się do różnych rzeczy, trudno było mi ją odłożyć. Tak więc jeśli graliście w poprzednią Psychedelikę i byliście z niej zadowoleni, również i ta przykuje Was do siebie. Poza tym, skoro Ashen Hawk nie jest bezpośrednio powiązany z Black Butterfly, spokojnie mogę go polecić tym, którzy nie mieli okazji zagrać w poprzednika (ale warto ograć oba). Gdyby jednak do podjęcia decyzji brakowało Wam większej ilości informacji o fabule, to chcę jeszcze przypomnieć, że siła tej pozycji leży w odkrywaniu prawdy wraz z postępami i nie chciałam Wam tego odbierać. Jest to szczególnie ważne, ponieważ ta podróż dostarczyła więcej zawiłości, niż bym się tego po niej spodziewała, więc warto ją podjąć.


Ocena: 7,75/10


Producent: Otomate
Wydawca: Aksys Games
Data wydania: 29 czerwca 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 1,59 GB
Cena: 179 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *