Persona 3: Dancing in Moonlight

Atlus mistrzowsko opanował sztukę odcinania kuponów od swojej sztandarowej franczyzy. Jednak po dungeon crawlerze, bijatyce i grze tanecznej kolejny spin-offu w innym gatunku mogłoby być już zbyt oczywistą próbą wyłudzania pieniędzy. W związku z tym firma zdecydowała, że pod pomysł na roztańczoną czwórkę  można też podpiąć inne odsłony serii – tak oto powstała Persona 3: Dancing in Moonlight.

Trzeba to jasno zaznaczyć, więc powtórzę: P3D to ewidentny skok na kasę i widać to w każdym elemencie gry. Zacznijmy od tego, że zawartość jest dość okrojona, nawet w porównaniu z Persona 4: Dancing All Night. Coś takiego jak Story Mode w tym przypadku nie istnieje, więc po prostu bezpośrednio przechodzimy do wyboru kawałków. Początkowo trzeba zaliczać wszystkie utwory po kolei, aby odblokować kolejne. Gdy to się nam uda, otrzymujemy dostęp do najtrudniejszego poziomu trudności, gdzie można już dowolnie wybierać plansze. Dzięki osiągnięciom w trakcie gry (np. za ilości piosenek, które przeszliśmy z bardzo dobrym wynikiem) odblokowujemy dostęp do scenek w trybie Social,  co nawiązuje do mechaniki social linków znanej z głównej serii gier. Po ich obejrzeniu odblokowujemy rzeczy pozwalające nam na uzyskanie kolejnych scenek… i w ten sposób wszystkie „bonusy” się ze sobą splatają. Ponadto, możemy też odblokować modyfikatory służące do ułatwienia lub utrudnienia rozgrywki oraz, przede wszystkim, jej urozmaicenia. Cały ten system jest naprawdę dobrym rozwiązaniem – nowe opcje intrygują, co zapobiega nieuniknionej nudzie, a po odpaleniu także wchodzą na ambicje. Sama zazwyczaj takich nie mam, tu jednak… platynka kusi.

Pod względem samej rozgrywki jest to typowa gra rytmiczna, której mechanika nie różni się nijak od tej znanej z P4D. Ale jak prezentują się utwory, w rytm których zetrzemy przyciski? No cóż… Tu pojawia się pierwszy zauważalnie „wyzyskujący” element gry. Nie dość, że zawartości jest naprawdę mało, to jednocześnie jest ona sztucznie napompowana. Wśród lichych 25 kawałków z trzy mogą być różnymi wersjami tej samej piosenki. Nawet nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, gdyby nie to, że już pierwszego dnia w PS Store pojawiła się zgrabna paczuszka piosenek do P3D. Co gorsze, obecne już w podstawce kawałki są w mojej opinii dość nierówne. No cóż… przynajmniej część remiksów, które nadają oryginalnemu soundtrackowi „taneczności”, wybija się jakością.

Oprócz muzyki, niezbędnym elementem gry rytmicznej jest frustracja i wyzwanie. Tutaj nazwy poziomów trudności powinny być zrzucone o jedną oczko. Piosenki na normalu nie sprawiają żadnego kłopotu, dopiero hard już daje minimalny poziom wyzwania. Natomiast All Night to już rzeczywiście coś, co wymaga niezłego ogrania i multitaskingu. Na szczęście nie jesteśmy skazani tylko na dyktaturę z góry ustalonych poziomów trudności. Dzięki wspomnianym wcześniej modyfikatorom można podkręcać wyzwanie, a obmyślono to całkiem sensownie. Drażnią zmysł rywalizacji i zachęcają do przechodzenia utworów z coraz to nowymi utrudniaczami.  Nie można też zignorować faktu, że P3D to klasyczny przykład gry typu „easy to learn, hard to master”. Widać to po ocenach za przejście utworu i, nierzadko, pierwsza próba kończy się mało satysfakcjonującym wynikiem „Stage Clear”, co samo w sobie motywuje do podbicia tegoż rezultatu.

P3D nawet wciąga jako gra rytmiczna, ale jej główną siłą, czego można było się spodziewać, jest wykorzystywanie nostalgii graczy. Tym bardziej więc szkoda, że wspomniane wcześniej scenki z udziałem całej obsady Persony 3 już z daleka śmierdzą żądzą pieniądza – trudno w nich znaleźć choćby odrobinę polotu. Niestety, nostalgia działa, więc dla samej beztroskiej atmosfery coś korci, by je oglądać, chociaż brak w nich i humoru czy wzruszenia. Szczerze, nawet voice acting wypada zupełnie nieprzekonująco, jakby sami dubberzy czuli, jak bardzo wymuszone jest całe przedsięwzięcie… Zobaczenie ponownie tych postaci cieszy, ale ze względu na jakość scenariusza oryginalnej Persony 3, a nie tanecznego spin-offa.

Ale za to jak ta gra wygląda! Odrobinę kreskówkowa, charakterystyczna dla Persony od „trójki” w górę stylistyka tworzy klimat, jest też kolorowo i dynamicznie. Każdy z utworów ma odrębną choreografię, wybornie prezentującą się w ruchu, a nawiązania do oryginału w postaci, chociażby znanych lokacji, wypadają sympatycznie. Modele postaci to coś absolutnie ślicznego. Nie da się odmówić im uroku,  a możliwość przebrania ich w różne ciuszki lub zmiany koloru włosów (chociaż to pierdoła) potrafi ucieszyć. Jest płynnie, jaskrawo i efektownie. Cukierek dla oczu.

Podsumowując, P3D to z jednej strony podręcznikowe odcinanie kuponów – pozbawione „duszy”, skierowane w stronę maniaków serii, otoczone kordonem płatnych dodatków, oferujące zdecydowanie zbyt mało zawartości (25 utworów z powtórkami i 1 tryb gry za 170 zł…) wydawnictwo. Ale z drugiej strony oferuje całkiem miodną rozgrywkę dla fanów gier rytmicznych, która wkręca, motywuje i nie popada zbyt szybko w monotonię. No i ta nostalgia… Przyznam, że bardzo miło mi się w tę grę grało, ale na każdym kroku czuć brak pasji twórców. Mimo kliku plusików nie jestem w stanie wystawić wyższej oceny grze, która jest aż tak obliczona na zysk i nie zawiera w sobie w sumie niczego ciekawego w obrębie gatunku.


Ocena: 6,5/10


Producent: P Studio
Wydawca: Atlus
Data wydania: 19 grudnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 3,46 GB
Cena:  169 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *