The Wardrobe

Zbyt często promowanie gier odbywa się poprzez odwołanie do wielkich hitów. Producenci The Wardrobe brali inspiracje z takich tytułów, jak Monkey Island i Day of the Tentacle. Czy to się im udało?

Przede wszystkim wzorowanie się polegało na dość luźnym potraktowaniu fabuły. I śmiało mogę napisać, że to się udało. Nasz bohater ginie w czasie pikniku ze swoim najlepszym kumplem. Właściwie to Ronald dość znacznie się do tego przyczynił, częstując Skinnyego śliwką, która wywołała poważny wstrząs anafilaktyczny. Los chciał, że nie trafił on ani do nieba, ani do piekła, a do szafy swojego kumpla. Jako kościotrup opiekuje się przyjacielem, który wciąż sobie nie wybaczył. Jeśli jednak to się szybko nie zmieni, dusza Ronalda zostanie na wieki przeklęta.

Pech chciał, że właśnie gdy zbliża się pięć lat od wypadku, czyli koniec czasu na wybaczenie sobie, rodzina Ronalda wyprowadza się, pozbywając się części niechcianych mebli. Właśnie dlatego wyruszamy w podróż po absurdach, ponieważ mimo poważnie brzmiącego wątku głównego, gra ani przez chwilę nie stara się być poważna. W łazience znajdziemy piłę mechaniczną, w kanałach wielkiego krokodyla, a to tylko początek niedorzeczności. Oprócz tego The Wardrobe wypchane jest elementami innych marek. Przykładowo w lodówce znajdziemy potrawę z Angry Birdsa, ma budynku będzie wywieszony list gończy za Sanjim z One Piece, a swoje pięć minut będzie miał Aku Aku (maska z Crasha). Takich rzeczy jest tu naprawdę sporo i samo wyszukiwanie ich powinno sprawić przyjemność. Z drugiej jednak strony jest to trochę łapanie się najprostszych chwytów, ponieważ ich obecność nie jest w jakiś sposób uzasadniona.

Gameplay to standard w tym gatunku. Klasycznie chodzimy naszym bohaterem po dostępnych lokacjach i tam wykonujemy różne akcje. Raz będzie to rozmowa z występującą tam osobliwością (jak wspomniany krokodyl), ale głównie oddziaływać będziemy na przedmioty. O ile jedne schowamy za pazuchę, gdzie mamy nieograniczone miejsce, tak inne po prostu od razu użyjemy. Oczywiście nie zabraknie też różnego rodzaju zagadek. Ich poziom jest bardzo nierówny. Jedne od razu odgadniemy, aby przy innych utknąć na dłużej.

Przy trudniejszych elementach pojawia się kolejny problem, a mianowicie straszne zaśmiecanie ekwipunku. Aby świetnie to zobrazować, posłużę się przykładem sztucznej szczęki babci Ronalda. Zdobywamy ją na początku gry, a przyda się właściwie prawie na koniec. Przez ten zabieg przy utknięciach wielokrotnie próbowałem łączyć ją z wszystkimi nowymi przedmiotami, nie mówiąc o stosowaniu jej na wszystkim dookoła. Było to dla mnie bardzo nieintuicyjne, ponieważ w większości innych przygodówek zebrane przedmioty przydają się niemal od razu.

Oprawa graficzna rzeczywiście może przywoływać skojarzenia z klasycznymi produkcjami. Plansze są dwuwymiarowe, animacje są proste i zazwyczaj ograniczają się do tych elementów, które muszą się ruszać, a pojawiające się napisy w dość jaskrawych kolorach to wręcz konieczność w produkcjach lat 90. W The Wardrobe natomiast nie uświadczymy soundtracku. Audio to zbiór dźwięków otoczenia oraz udźwiękowienia dialogów. Nie przeszkadza to jednak w pozytywnym odbiorze tytułu.

Jak już zostało wspomniane na wstępie, twórcy The Wardrobe inspirowali się naprawdę świetnymi tytułami. Czy im się to udało? Po części tak, ponieważ dostajemy zabawną produkcję, przy której będziemy bawić się dobrze. Jednak jest to historia na raz, do której nie będziemy wracać. Zresztą potwierdzają to wrzucone do gry “smaczki” z innych marek. Niby miły aspekt, ale w gruncie zostały tam umieszczone, aby dopchać zawartość tytułu.


Ocena: 7/10


Serdecznie dziękujemy MixedBag
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: C.I.N.I.C. Games
Wydawca: MixedBag
Data wydania: 06 lipca 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga:
Cena: 50 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *