Ice Cream Surfer

Wydanie gry na kolejnych platformach, nawet po kilku latach, daje potencjalny zysk twórcom. Przykładem produkcji, która przerabiała takie kolejne wydania jest Ice Cream Surfer.

Zaczęło się w sierpniu 2013 wraz z wydaniem gry na iOS-ie. Co ciekawe, trzy miesiące wcześniej w internecie zadebiutował komiks o tej samej nazwie. Co było pierwsze, nie dogrzebałem się, ale jest też całkiem możliwe, że twórca gry dogadał się z artystą i projekty zaczęły powstawać w tym samym czasie. Tak czy inaczej, w obu produkcjach występują te same postaci, jak brokuł czy chłopak o imieniu Ace. W przypadku omawianej gry wstęp fabularny wygląda tak, że widzimy, jak zły brokuł podejmuje się ataku na świat, bo wkurza go już, że dzieciaki, i nie tylko, wolą żreć słodycze zamiast pysznych, zdrowych warzyw. W związku z tym Ace i jego czworo przyjaciół podejmuje się odparcia inwazji.

Do pokonania mamy sześć plansz, każda o innej charakterystyce wizualnej, a tym samym i przeciwnikach. Lecimy w prawo i strzelamy do pojawiających się wrogów. Ich formy są różne, jedne są większe, inne mniejsze, jedne strzelają, inne rzucają się na nas, itp., itd. Gdy zdołamy przetrwać jakiś ciąg ich naporu, napotkamy na bossa, którego pokonanie zakończy etap. Również i w przypadku szefów widać konkretną różnorodność, zarówno ataków, jak i wyglądu. W kwestii trudności, domyślny poziom normalny nie jest zły, da się go oblecieć bez większych przeszkód, choć czasem się zginie. Natomiast w przypadku easy i harda tak właściwie nie mogę określić, na czym polega różnica… Możliwe, że tylko na liczbie upgrade’ów. Na pewno nie na liczbie żyć, bo tych na początku zawsze mamy trzy, a jeśli nam się poszczęści, to z zabitego wroga może wypaść dodatkowe. I to nie jedyna pomoc. Nasi bohaterowie zawsze zaczynają z podstawowym atakiem, ale mogą go rozwinąć, jeśli uda im się znaleźć i złapać lód na patyku. Zjadanie kolejnych będzie stackowało i rozwijało już posiadane zdolności, ale za to gdy zginiemy (wystarczy raz oberwać), to tracimy całe ulepszenie i zaczynamy od podstaw. Poza tym pomocą posłużą jeszcze lody w pucharkach, które działają jako np. strzelający dron czy jednorazowa tarcza. W ich przypadku ważne jeszcze jest to, że możemy mieć tylko jeden taki pucharek na raz. Oprócz bonusów do ataku na planszach będziemy jeszcze łapać klejnoty, które napełnią pasek ataku specjalnego. Na koniec zostaje już tylko zebranie na każdym poziomie literek do napisu „Ice Cream”, ale, co ważne, żeby zaliczyć uzbieranie, trzeba pokonać bossa danego świata nie tracąc wszystkich żyć. I to tyle, co oferuje gra pod względem rozgrywki. Ewentualnie można jeszcze wspomnieć, że zdobyty wynik punktowy jest wysyłany do sieciowej tabeli.

Choć ostatnio częściej pomijam opis AV przy jakichś mniejszych, prostych grach, tak w tym przypadku warto napisać coś więcej. Sama grafika jest stylizowana na mangową, ale w pełnym kolorze. Widać jednak, że jest to jednak próba i wygląda to średnio. Podobnie widać, że jakość oprawy wizualnej specjalnie nie zachwyca jakością. Ale za to to, co przyciąga uwagę, to ogólna humorystyczność w kreacji zarówno naszych herosów, jak i masy różnych przeciwników czy nawet form ataków. Twórcy musieli naprawdę dobrze się bawić przy kreacji tego całego miszmaszu jedzeniowego i zdecydowanie pozytywnie wpływa to na odbiór produkcji. Niestety gorzej już jest z audio. O ile efekty dźwiękowe ujdą, tak muzykę lepiej wyłączyć.

Grze trzeba oddać dwie rzeczy. Na pierwszy plus działa to, że dostajemy do dyspozycji pięcioro bohaterów o różnorodnych formach ataku, ich rozwinięciu oraz gabarytach i szybkości, co wpływa na efektywność robienia uników. Zaletą jest też duża różnorodność przeciwników, a także bossowie. Niestety w kwestii tych pierwszych ich układy bywają miejscami dość nużące, a powodowane jest to wrzuceniem grupki kilku, których w miarę szybko się ubija, a potem leci się chwilę przez pustkę. Po prostu widać, że twórcy nie czują całkiem shoot’em upów. Problematyczne są też strzały przecinków, bo najczęściej mają formę małej fioletowej kulki, przez co zlewa się z tłem. Trafiają się też różne bugi, np. coś do nas ciągle strzela nie wiadomo skąd czy giniemy nie wiadomo od czego (pewnie tej fioletowej kuli ukrytej za jakąś chmurą…). Najbardziej kuriozalnym bugiem była jednak sytuacja, gdy straciłem wszystkie życia w trakcie walki z bossem. Wybrałem kontynuację i zamiast przejść od raz do walki z nim wczytał mi się cały poziom bez przeciwników, który musiałem przelecieć… Jedynym plusem było to, że mogłem po drodze pozbierać jakieś upgrade’y, ale wciąż, jak to się mogło zdarzyć? Mimo wszystko jest to  jednak trochę bardziej interesująca pozycja niż np. wydany w podobnym czasie Super Destronaut DX i lepiej byłoby dać 12 zł więcej za lody, jeśli szukacie strzelanki na krótsze posiedzenia.


Ocena: 5/10


Serdecznie dziękujemy Dolores Entertainment
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Dolores Entertainment
Wydawca: Hidden Trap
Data wydania: 18 lipca 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Funkcje crossowe: -buy z PS4
Waga: 464 MB
Cena: 33 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 32 PLN.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *