Mario Tennis Aces

Czy kolejny Marian na słicza znowu okaże się sukcesem?

Nie często sportówki mają jakąś potężniejszą fabułę. Tak naprawdę w większości to tzw. tryb kariery, w którym prowadzimy zawodnika od roli podawacza wody do światowej gwiazdy za miliony monet. Już na tym tle wyróżnia się Mario, ponieważ dostajemy tu pełnoprawny tryb fabularny. Historia rozpoczyna się, gdy nasz hydraulik razem z księżniczką Brzoskwinką wygrywają turniej deblowy przeciwko lordowi Kupie i jego synowi. Niestety radość przerywa duet Wario i Waluigi, który w nagrodę wręcza im legendarną rakietę Lucien. Okazuje się ona opętana przez potężną istotę, a jej ofiarą pada Luigi. Aby ocalić przyjaciela oraz królestwo Bask, Mario i Toad ruszają w podróż po krainie.

Rozgrywka niestety jest całkowicie liniowa, ponieważ poruszamy się niczym pionki po planszy do gry, a wszystkie lokacje połączone są w odpowiedniej kolejności. Nie przejdziemy dalej, jeśli nie pokonamy poprzedniego przeciwnika. Jest to duży minus, ponieważ przy zacięciu na którymś z przeciwniku jesteśmy zmuszeni tak długo próbować, aż się w końcu uda. Na szczęście dodatkowe wyzwania są jako odnogi, więc przynajmniej je możemy pominąć. Sama opowieść również jest daleka od intrygującej, ot latamy od punktu A do punku B, a po drodze pokonujemy zastępy przeciwników, którzy chcą sprawdzić nas w boju.

Walki to oczywiście partie w tenisa. Podstawowe zasady tego sportu zostały bez zmian. Nasz bohater używa kilku typów odbicia piłką, ale do tego dostajemy specjalną moc zwaną zoną. Ładuje się ona np. poprzez mocne uderzenia, a wykorzystujemy ją do super mocnych uderzeń oraz do zwolnień czasu. Dodatkowymi atrakcjami są różne wypełniacze kortów. Np. na statku będzie to maszt, od którego może się odbić piłka, zmylając nas lub przeciwnika, innym razem po korcie będą chodzili ludzie.

Mecz kończy się, gdy wygramy odpowiednią liczbę setów lub zniszczymy rakietę przeciwnika, ponieważ super uderzenia, jeśli nie zostaną odbite w odpowiednim momencie, uszkadzają ją. To sprawdza się przy normalnych partiach, jednak raz na kilka meczy trafimy też na bossów, których trzeba pokonać z jednej strony sposobem, z drugiej w odpowiednim czasie. Zwłaszcza upływające sekundy będą nas stresować, ponieważ za każde nieudane uderzenie czy otrzymane obrażenia dodatkowo jest on zabierany. To wszystko powoduje, że w rozgrywce nie odczujemy powtarzalności, która jest odczuwalna w wielu sportówkach.

Ciekawostką jest dodanie rozwoju postaci. Marian za każdy mecz, niezależnie, czy wygrany, czy przegrany, otrzymuje punkty doświadczenia, a te skutkują poziomami. Wraz z nimi wzrastają statystyki, takie jak szybkość i siła uderzenia, a także mobilność zawodnika. Oprócz tego na siłę naszej postaci wpływają zdobywane rakiety. Co ciekawe, nie ekwipujemy jednej, tylko ustawiamy je w kolejności używania, aby w razie zniszczenia aktualnie używanej sięgnąć po kolejną.

Podsumowując gameplay, warto zaznaczyć, że gra jest dla wszystkich powyżej trzeciego roku życia. Czy to oznacza, że jest banalna? Wręcz przeciwnie. Wiele poziomów wręcz wymęczyłem. Dodatkowo gra nie pozwalała ani na restart poziomu w czasie rozgrywania partii, ani po przegranym meczu. Za każdym razem trzeba było wyjść do mapy świata i rozpocząć od początku. Najbardziej odczułem to na statku, gdzie przez odbijającą się od masztu piłkę nie byłem w stanie przejść dalej. I wtedy przyszedł update. Nie dość, że wprowadził opcje resetów, to dodatkowo poprawił sposób odbijania się piłki. Jak widać na tym przykładzie, Nintendo rozwija Mario Tennis Aces, więc tak naprawdę ta opinia może być za jakiś czas nieaktualna.

Chyba nikogo nie zdziwi, że nie mam zastrzeżeń do oprawy tenisowego Mariana. Co, jak co, ale Nintendo dba o to, aby ich produkcje na ich sprzęcie z jednej strony wyglądały porządnie, z drugiej chodziły płynnie. I taki właśnie jest  Mario Tennis Aces, choć osobiście uważam, że daleko mu do takiego Odyssey. Na szczęście tego samego nie mogę powiedzieć o audio. Dynamiczne kawałki świetnie łączą się z dźwiękami odbijania piłki oraz dopingiem z trybun.

Mario Tennis Aces jest grą ciekawą, ponieważ wprowadza urozmaicenie do klasycznego tenisa, dzięki czemu nawet ci, dla których ten sport jest nudny, będą się dobrze bawić. Kolejnym plusem jest ciągłe modyfikowanie kortów, więc każdy poziom dostarczy innych atrakcji, nie mówiąc już o tym, że widać ciągłe usprawnianie produkcji. Jednak w obecnym stanie produkcja oferuje zbyt duże wahania w poziomach trudności, więc raczej wątpię, aby najmłodsi sobie poradzili.


Ocena: 7/10


Producent: Camelot Software Planning
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 22 czerwca 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 1,9 GB
Cena: 249,80 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

2 komentarze

  1. Krowen pisze:

    A moim zdaniem recenzja troszkę po łebkach, bo nie skupiono się na żadnym aspekcie gry, nie wspomniano o wielu trybach (online, swing mode, różnorodne ustawienia w zakładce freeplay). Arst opisał tylko tryb przygody, zapominając o kilkunastu innych postaciach (każda ma inny “typ”, którym gra się inaczej), różnych rodzajach uderzeń, lokalnym multiplayerze. Rozumiałbym, gdyby taka recenzja pojawiła się w prasie (papier nie jest z gumy), ale tutaj nic nie tłumaczy tego, że tekst jest po prostu ubogi w treść.

  2. alf pisze:

    Świetna recka bardzo dobrej gry. Ta gra jest wręcz stworzona do grania w 2 lub 4 osoby!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *