Final Fantasy XV: Pocket Edition

Bo małe jest piękne.

Sens istnienia tego wydania wiele osób zastanawia. Nie będę ukrywał, że sam osobiście jestem zdumiony takim projektem, ponieważ oprócz kilku rzeczy, jak scenariusz czy system walki, wszystko wymagało stworzenia od zera. Zresztą nawet te elementy wymagały dostosowania do zaprezentowanej formy. Jedyny aspekt za tym wydaniem, jaki przychodzi mi do głowy, to marketing. Oryginalna wersja sprzedała się dobrze, osiągając spory sukces, dlatego nikomu nie trzeba przedstawiać tego tytułu, a tym samym łatwiej uzasadnić cenę ok. 100 za mobilną wersję. Zwłaszcza że na tym rynku ludzie nie są przyzwyczajeni do uiszczania takich kwot za produkcje, a hasło „wielki tytuł w twojej kieszeni” mogło przy tym pomóc. Przeportowanie jej na słicza to tylko wypadkowa bardzo udanego romansu SE z Nintendo, w tym bardzo dobrej sprzedaży Octopath Travel.

Nie było mi dane zagrać w normalnego FF15, dlatego trudno mi obiektywnie stwierdzić, w jakim stopniu została okrojona fabuła. Z drugiej strony mogę ocenić spójność historii w Pockecie, nie martwiąc się, że będę sobie dopowiadał, znając oryginalne wydarzenia. Oczywiście w tym wydaniu również śledzimy losy Noctisa i jego trójki przyjaciół. Początkowo jego podróż miała na celu dotarcie do narzeczonej Lunafreyai, aby odbyła się ceremonia ślubna. Niestety w międzyczasie królestwo bohatera zostaje najechane, a jego ojciec – władca, zabity. Od teraz podróż ma na celu stanie się nowy królem Lucis, zdobycie Royal Arms – magicznych broni poprzednich władców, i przede wszystkim odzyskanie chronionego od wieków kryształu.

Odczucia z przejścia Pocketa są naprawdę pozytywne. Dostaliśmy właściwie pigułkę zawierającą wszystkie niezbędne wydarzenia, ale dla wielu minusem może być liniowość, której nawet nie próbują ukryć. Po wszystkich wydarzeniach idziemy jak po sznurku, co jako fanowi gier FF mi nie przeszkadza, jednak zabrakło mi miejsca na jakieś wątki poboczne czy zgłębianie relacji między postaciami. Tak naprawdę to kierujemy się za strzałką wskazującą kolejny cel. Po drodze możemy poszukać składników na potrawę, ukrytych figurek Cactuara lub zakopanego skarbu. Jest to wydanie naprawdę przydatne, jeśli ktoś naprawdę nie ma zbyt dużo czasu na granie, więc nie będzie go marnował na bzdety.

Jednak sama historia nie jest jakoś rewelacyjna. O tym niech świadczy największe zaskoczenie, które było kalką z poprzedniej części Final Fantasy. Jako że seria słynie z genialnej fabuły, piętnastka jest w tym wypadku dużym zawodem. Pasowało by to może do spin-off, którym początkowo miał być (tzw. Final Fantasy XIII Versus), ale jako pełnoprawna gra zawodzi. Tym bardziej Pocket jest dla mnie zbawieniem, ponieważ w takiej wersji taką opowieść mogę wybaczyć.

Historia została podzielona na dziesięć rozdziałów, przy czym przejście jednego zajmuje ok. dwóch godzin. Każdy z nich składa się z kilku obszarów, ale przechodząc do kolejnego, nie możemy wrócić do poprzedniego. Dopiero powtórzenie rozdziału pozwala nam na ponowne zwiedzenie raz odwiedzonych miejsc. Jednak jeśli przy pierwszym podejściu skupimy się na odwiedzeniu wszystkich zakamarków, to nie ma powodu ponownie rozgrywać znanych wydarzeń, ponieważ produkcja nie wymaga od nas grindu, aby ją przejść.

Walki w Pockecie rozpoczynają się bardzo podobnie do tych dwunastej części, czyli przeciwnicy są widoczni na planszach, a podchodząc do nich, zaczynamy potyczki. My kierujemy tylko Noctisem, resztą steruje komputer. Prawda jest taka, że jeśli ktoś narzekał na męczenie jednego przycisku w trzynastce, ten nie ma co tu szukać. Przez prawie całe starcie męczymy przycisk ataku odpowiedzialny za cios jedną z trzech broni (miecz jednoręczny, miecz dwuręczny i włócznia). Urozmaicamy to ciosem połączonym z teleportacją, który niestety zabiera nam manę. Kolejnymi możliwościami jest wykorzystanie konkretnego Royal Arma, pełnej mocy wszystkich zebranych oręży i magia. Dwa pierwsze ładują się w czasie, więc najczęściej korzystamy z nich dopiero przy silniejszych przeciwnikach.

Zabawna sytuacja jest z magią. Aby jej użyć, musimy najpierw znaleźć miejsce, z którego ją pozyskamy. Dopiero wtedy możemy użyć zaklęcia. Jednorazowo. I znów szukamy miejsca, z którego ją pozyskamy… Czyli tak naprawdę jest to jeszcze gorsza wersja systemu znanego z ósemki. Oprócz tego czasem możemy aktywować atak naszymi przyjaciółmi albo spróbować skontrować raz przeciwnika.

Mimo że po walkach dostajemy doświadczenie, to naszym postacią jest ono dodawane dopiero w bezpiecznych miejscach, przez co nie skupiamy tak często na dystrybucji punktów AT, dostawanych wraz z poziomami. Przeznaczamy je na nowe umiejętności, które pozyskujemy w kolejności występowania w drzewku. Gałęzie odpowiadają odpowiednie za wzmocnienie zwykłych ataków danym orężem, magii, naszych towarzyszy oraz za odpowiednie Royal Arms.

Duże zastrzeżenie mam jednak do elementów QTE. Widać, że były one robione pod telefony, dlatego ograniczają się one do jednego przycisku oraz kierunków. Póki tego nie zauważyłem, było ok, ale dostając pełną gamę przycisków, mogli trochę zmodyfikować to, aby było trudniej. Tak niestety stało się to nudnym przerywnikiem.

Trzeba przyznać, że przygotowanie od nowa oprawy musiało być czasochłonne, a zaprezentowanie wydarzeń w formie chibi tym bardziej nie pomagało. Jednak o ile do tej stylistki dość szybko się przyzwyczaiłem, tak całkowity brak mimiki oraz (a może przede wszystkim) brak ruchu ust bolał mnie po oczach do końca. Zabawnie się to gryzie z audio. Zostało ono przeniesione z pełnej wersji i to słychać. Soundtrack prezentuje jakość, do której przyzwyczaiły nas gry z serii Final Fantasy. Oczywiście dostaliśmy też nowe aranżacje kultowych kawałków, takich jak ten obecny na farmie Chocobo. Ciekawostką jednak niech będzie, że tę produkcję przechodziłem nie z oryginalnym, a z angielskim dubbingiem, ponieważ jakościowo jest bez zarzutu, a lepiej mi się słuchało dialogów niż je czytało.

Prawdę mówiąc, cieszę się, że na słicza dostaliśmy Final Fantasy XV: Pocket Edition, a nie pełnoprawną odsłonę. Dzięki temu nie trzeba marnować czasu na średnią historię oraz gameplay oparty na naciskaniu jednego przycisku ataku. Nie zaprzeczę, że system walki pozwala na o wiele więcej, ale tak naprawdę co z tego, jak jest to niemal niewykorzystywane. Bezpośrednio zastrzeżenia do wersji Pocket mam dwa. Pierwszym jest brak mimiki i ruchu ust u bohaterów, co po prostu dziwnie prezentuje się z bardzo dobrze brzmiącym dubbingiem. Drugim brak minimapy. Wchodzenie za każdym razem do menu było, lekko mówiąc, wkurzające. Mimo to, jeśli ktoś jest fanem serii, w oferowanej cenie warto nabyć.


Ocena: 6/10


Producent: Square Enix
Wydawca: Square Enix
Data wydania: 14 września 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 5,3 GB
Cena: 125 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier 🙂

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *