Cultist Simulator

Zdawałoby się, że cyfrowe karcianki są przede wszystkim alternatywą dla samotników i osób, które nie chcą wydawać milionów monet na fizyczne produkcje. A do tego raczej nie mają zbyt wiele innowacji do zaoferowania, ponieważ ich mechanika niezbyt wykorzystuje możliwości growego medium. Tymczasem objawił się Cultist Simulator – pozycja, która potrafi wykorzystać specyfikę obydwóch form rozgrywki. 

W najbardziej ogólnym ujęciu Cultist Simulator to karcianka-przygodówka, która opiera swoją siłę oddziaływania na wyobraźni gracza i fascynującym settingu lat 20 ubiegłego wieku. Ale ważnym czynnikiem jest też to, że skala gry zupełnie przerastającej możliwości “analogowych” produkcji. Cyfrowość pozwala nie tylko na zmieszczenie ogromnej ilości kart i niuansów, ale przede wszystkim pozwala wykorzystać walkę z czasem (niektóre z kart znikają bardzo szybko) i… nie dodaje instrukcji.

Człowiek zainteresowany koncepcją, odpalający gierę po raz pierwszy, zastanawia się, jak w to się będzie grać i liczy na jakieś wprowadzenie. Tymczasem witają go jedynie słowa „eksploruj” i „ryzykuj”. Nie dość więc, że jak na karciankę przystało, nie ma tu żadnych checkpointów i jest to czysty roguelike, to pierwsze kilka(naście) partyjek spędza się na błądzeniu we mgle. Jakkolwiek z początku można w to wątpić, tak koncepcja „uczenia się gry” praktycznie od zera naprawdę dobrze się sprawdza. Łatwo się jednak zniechęcić przez czas „rozbiegówki”, który spędza się na powtarzaniu niemal takiego samego (zazwyczaj dość smutnego) losu, nawet jeśli początki są różne. Gdy jednak pojawiają się pierwsze przebłyski zrozumienia systemu, satysfakcja jest nie do opisania. Przy okazji można sobie też przypomnieć czasy wymieniania się poradami i doświadczeniami na forach.

Prawie jak studia.

Z tego też powodu nie chcę dokładnie opisywać mechaniki, za to naszkicuję jej zarys. Gracz zaczyna z „czystą kartą”, wkrótce jednak odkrywa możliwość wyboru kolejnego wcielenia, a tych w grze jest kilka: medyk, znudzony życiem młody dekadent, detektyw, tancerka, medium oraz kapłan. Ogólnie mówiąc, oprócz zapewnienia odmiennych warunków startowych, oferują też różne motywacje i style rozgrywki. Część z nich posiada nawet ekskluzywne dla danej „klasy” zakończenia, zakładając oczywiście, że uda się do nich dotrzeć . Po nich z kolei można odblokować wcielenia dostępne tylko w ramach new game+.

Punkty startowe i pokusy są różne, ale cel ten sam – zgłębiać tajemnice okultyzmu i w końcu dotrzeć do oświecenia. Żeby tego dokonać, trzeba wypełniać mnóstwo pragmatycznych czynności, tj. pracować, kupować książki, eksplorować miasto i poznawać ludzi. Poza tym też zgłębiać inne rzeczywistości w snach i kierować działalnością kultu – po prostu ciężki los zwykłego zjadacza chleba. Wszystko to odbywa się poprzez używanie kart w ramach konkretnych czynności (typu nauka, praca, etc.), dzięki czemu mamy szansę nie tylko wykonać dane akcje, ale również zdobyć kolejne karty. Generalnie rzecz biorąc, można ten system nazwać wariacją deckbuilderów, czyli karcianek, w których głównym celem jest zbudowanie najwyżej punktowanej talii, na ogół przeszkadzając w osiągnięciu tego samego współgraczom. Naszą talię budujemy dzięki dodaniu bardzo ciężkich mechanik z serii gracz vs środowisko. W gruncie rzeczy całość opiera się tylko i wyłącznie na gromadzeniu swojego karcianego dobytku, ponieważ na ogół nie ma zbyt dużej wolności w zakresie tworzeniu kombinacji kart – albo coś się ma, albo nie ma, czyli gra nie pozwoli na totalne błądzenie. W związku z tym rolą gracza jest gromadzeniu wiedzy o tym, że w zasobach znajduje się znacznie więcej bogactwa, niż widać na pierwszy rzut oka. Trzeba też wykorzystywać okazje, gdy się nadarzają, a także walczyć z czasem. Dużo kart znika po określonym czasie, inne z kolei są zagrożeniem, a niezneutralizowane ich w określonym okresie może okazać się śmiertelne. Wszystkie te wydarzenia sąt kwestią sekund i nawet możliwość zatrzymania czasu gry nie zmniejsza emocji (których jest naprawdę bardzo dużo).

Cała mechanika jest jednocześnie dość satysfakcjonująca (bardzo namacalnie widać postępy w jej rozumieniu, a im lepiej się ją przyswaja, tym łatwiej wkręcić się w fabułę i klimat) ale i niestety boleśnie automatyczna, więc po pewnym czasie zaczyna sprawiać wrażenie wymagającego przedłużonej koncentracji klikera z niepotrzebnie zawyżoną ilością statystyk. Chyba najbardziej znamiennym przykładem jest mechanika eksploracji szczególnych lokacji, która na pierwszy rzut oka wydaje się niesamowita, za to po chwili okazuje się, że po wyznaczeniu członków wyprawy jedyne co zostaje do roboty, to dorzucać fundusze. Ogólnie wpływ gracza nie jest tu duży, a całość bawić właśnie ze względu na dużą ilość niewiedzy i losowości. Eksperymentowanie staje się tu właściwą grą, a nie mechanika, która jest bardziej środkiem do celu i gdy zaczyna sprawiać pierwsze zawody, wtedy na pierwszy plan wychodzi właśnie bogactwo zawartości związane z drugą stroną doświadczenia, które rozgrywa się w wyobraźni gracza.

Cultist Simulator nie ma może zbyt rozbudowanej oprawy audiowizualnej, ale ciężko odmówić jej sugestywności. Żywe kolory, stylizowane miniaturki wpisujące się w dobrze znany kontekst szalonych (w każdym tego słowa znaczeniu) lat dwudziestych, dość złowieszcza muzyka, która jako tło potrafi dobrze podbić doświadczenie, oraz, przede wszystkim, mnóstwo porozrzucanego tekstu (cytaty, tytuły książek, krótkie opisy, nastrojowe urywki), z których składa się obraz gorączkowego poszukiwania w oparach opium potrafią zachwycić. Na im więcej drobnych szczegółów zwraca się uwagę, tym większa jest immersja, a wtedy z kolei stały przepływ adrenaliny związany z nieustanną bliskością śmierci i szaleństwa dodatkowo jeszcze ją podbija. Na szczególną uwagę zasługuje to, w jaki sposób twórcy podeszli do tematu. W wielu innych pozycjach takie krótkie teksty ujawniające cały lore świata przedstawionego są dość drętwe i nieprzekonujące, tu natomiast potrafią naprawdę powołać do życia postaci do rekrutowania, czy sny, które się eksploruje; i w ten sposób, pomimo powtarzalności i automatyczności, wciąż ma się wrażenie parcia do przodu, odchylania rąbka tajemnicy… a wszystko jest trochę inne w zależności od wybranej doktryny i wcielenia, chociaż można by jeszcze pokusić się o trochę dodatkowej różnorodności.

Na dalszych etapach można trochę się pogubić w interfejsie

Dodatkowe brawa należą się za naprawdę udaną konwersję na Switcha, pomimo że karcianki nie tak łatwo przestawić na konsolowe sterowanie. Sprytne wykorzystanie triggerów i analogów oraz pogrupowanie kart tematycznie z wyróżnieniem kategorii możliwych do użycia w danym momencie sprawia, że wystarczy chwila na nabranie wprawy i gra się w to naprawdę sprawnie i przyjemnie, chociaż wciąż na dalszych etapach robi się chaos z tak prozaicznego powodu jak ten, że nie da się całego pola „gry” objąć wzrokiem. Ponadto, mały rozmiar objaśnień i symboli również podwyższa próg wejścia, frustruje i utrudnia ogarnięcie rzeczy, które się dzieją, w sposób bardziej dogłębny, a tu jeszcze dzieje się ich mnóstwo naraz.

Krótko mówiąc, pomimo tego, że Cultist Simulator ma trochę problemów z mechaniką, ilość smaczków i zawartości do odkrywania potrafi spokojnie je nadrobić – tym bardziej, że odkrywa się je dopiero po porządnym opanowaniu tejże, co nie następuje tak szybko. Przy tak ograniczonych środkach immersji stworzenie tak wyrazistej, emocjonującej, bogatej i unikatowej pozycji jest naprawdę godne podziwu, nawet jeśli część obiecanego złota okazuje się być zaledwie pirytem.


Polecamy!


Serdecznie dziękujemy Playdigious
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Weather Factory
Wydawca: Playdigious
Data wydania: 2 lutego 2021
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 479 MB
Cena: 80 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *