Hello Neighbor

Pod koniec ubiegłego (2017) roku światło dzienne ujrzał z pozoru klimatyczny, skradankowy horror, który niemal od razu trafił pod strzechy youtube’owców. Okazało się jednak, że ogromny hejp nie był wyznacznikiem jakości, a popularność chyba zaszkodziła tej produkcji na tyle, że zamiast po cichu przejść bez echa, wylano na nią tonę goryczy na chyba wszystkich portalach i kanałach. Parę miesięcy później Hello Neighbor zostaje wydany na Switcha, więc do sztabu portali dołączamy i my.

Pewnego dnia jesteśmy świadkami bardzo nietypowej sytuacji. Widzimy jak nasz sąsiad więzi kogoś w piwnicy, zamykając go na klucz. Hałaśliwy krzyk rozdziera okolicę, ale pomoc znikąd nie nadchodzi. Mamy podejrzenia sądzić, że doszło tam do krwawej rzezi, testowania nowych narzędzi tortur albo ewentualnie podczas spotkania nimfomanckich fetyszystów coś poszło nie tak. Co więc robimy? Gdyby to był realny świat, prawdopodobnie na tym historia by się zakończyła. Jako iż jest to tylko gra, zakasamy rękawy i idziemy na ratunek.

Rozgrywka skupia się na cichej eksploracji domu sąsiada oraz pobliskiej okolicy. Naszym celem jest rozwikłanie tajemnicy tej persony, uwolnienie tych, którzy mają być uwolnieni, ale przede wszystkim nie możemy dać się złapać. Wkraczamy więc do domu na różne sposoby – prowokując sąsiada, przywołując go włączoną kosiarką czy rozbijając szybę z tyłu domu i włamując się ot tak. Jeżeli nie będziemy na tyle uważni, a sposobów na przywołanie sąsiada jest sporo – kruche naczynia, jakieś zabawki, hałasujące zwierzaki czy nieudolne próby opuszczenia zamkniętego pokoju przez nas samych, sąsiad przybiegnie do nas i złapie nas. Co się później dzieje, nie wiemy (uf!), jednak po chwili ciemnego ekranu widzimy punkt startowy, w którym rozpoczęliśmy zabawę. Zdobyte podczas poprzedniej eksploracji przedmioty pozostają w naszej kieszeni, jednak całą drogę musimy przebyć raz jeszcze. Co więcej, sąsiadowi zaimplementowano (rzekomo…) sztuczną inteligencję, która jest w stanie uczyć się naszego sposobu gry i wyłapywać mocno powtarzalne elementy. W ten sposób podczas kolejnej podobnej próby zaliczania wyzwań, możemy zostać niespodziewanie zaskoczeni sąsiadem, który już czeka na nas w kilkukrotnie odwiedzonym wcześniej pomieszczeniu. Oczywiście to, że zły sąsiad nas wykrył, nie musi jeszcze oznaczać przegranej. Jeśli ktoś przyzwyczaił się już do dość topornego sterowania, może wykorzystać elementy otoczenia i rzucać w sąsiada, dla przykładu, młotkiem. Uderzony sąsiad nawet nie poczuje przedmiotu na sobie (zero emocji), ale spowolni czy nawet przystanie na te dwie sekundy, które mogą zaważyć na naszym życiu – wtedy szybko przeskakujemy przez okno na balustradę i niczym asasyn po belce na drugi balkon, po czym wdrapujemy się do innego pokoju, wyłamujemy łomem (o ile go posiadamy) belkę grodzącą kolejne drzwi i uciekamy… np. do łazienki, schować się pod prysznicem.

Oprawa wizualna przypadła mi do gustu. To kolorowa i barwna otoczka, która nadaje kreskówkowego klimatu. Jeśli ktoś, podobnie jak ja, lubi taki styl, będzie uradowany. Oczywiście pod warunkiem, że zakupi grę, do czego raczej nie zachęcam. Oczywiście kolorystyka to nie wszystko – nie da się tu przejść obojętnie obok poszarpanych tekstur i banalnych obiektów, których stworzenia powstydziłby się nawet początkujący grafik 3D. Obok przeciętnej w jakości, ale klimatycznej oprawy wizualnej mamy udźwiękowienie, które… jest dość banalne. Na tyle, że w sumie nie wpada w ucho, nie razi, nie przeszkadza, ale też nie wywołuje euforii. Parę krótszych i dłuższych utworów, bez większych zapętleń… Ogólnie nie ma tragedii pod tym względem.

No dobrze, wspomniałem że raczej nie zachęcam do zakupu, więc muszę się z tego teraz wytłumaczyć. Hello Neighbor miało ogromny potencjał. Z pierwszych zapowiedzi na peceta myśleć można było o małej perełce, która przywróci sławę takiej pozycji jak słynna już pozycja Sąsiedzi z piekła rodem. Tam robiliśmy psikusy sąsiadowi, również nie dając się przyłapać. Zasady były proste, oprawa audiowizualna przyjemna, a rozgrywka wciągająca na tyle, że wracam do niej po dziś dzień. Tutaj biegamy bez celu, szukamy nie wiadomo czego i po co, unikamy jakiegoś sąsiada, a wszystko to w ogromnej otoczce, którą nazwałbym “nieemocjonalną”. Ani przez chwilę nie zastanawiałem się kim jest ten sąsiad, po co ja tak biegam i w jakim celu ratuję jakiegoś ziomka, którego nawet nie znam. A co jeśli ten sąsiad to jakiś tajniak i przyłapał seryjnego mordercę dzieci na gorącym uczynku, po czym zamknął go w piwnicy i czekał na policję? Fabuła praktycznie niczego nie tłumaczy, rozgrywka jest bezpłciowa, a horroru tu tyle, że czasami nie zauważymy jak sąsiad na nas biegnie i w momencie odwrócenia się, jest już krok przed nami. Oczywiście wraz z postępem zmienia się otoczenie czy nawet perspektywa (gdzie jesteśmy w czymś w rodzaju domku dla lalek, podczas gdy sąsiad nie zmienił rozmiarów), jednak wszystko to jest tak nudne, tak infantylne, że aż odechciewa się grać. Co gorsze, produkcja naszpikowana jest błędami, pominiętymi skryptami, sąsiad potrafi się czasami teleportować, a my w ogóle wpadamy w jakieś tekstury i lecimy w przestrzeń, daleko pod mapę. Przyznam, że chciałem sprawdzić czy w wersji komputerowej również gra cierpi na takie bolączki, ale niestety nie miałem już czasu. Nie odpowiem więc czy jest to niechlujna produkcja czy niechlujny port, ale mogę przypuszczać, że gra już na PC była mocno “uszkodzona”, a port tylko pogorszył sprawę.


Ocena: 2/10


Serdecznie dziękujemy tinyBuild Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Dynamic Pixels
Wydawca: tinyBuild Games
Data wydania: 21 września 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2 GB
Cena dla Switcha: 160 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *