Omensight: Definitive Edition

Omensight zaintrygował mnie oprawą AV i, przede wszystkim, połączeniem kryminału z action RPG-em. O dziwo miks ten dał ciekawą produkcję.

Wcielamy się w Harbinger (pierwsza jaskółka z ang.), tajemniczą istotę, która zostaje wezwana zawsze, gdy światu grozi zagłada. Skoro takie są warunki jej pojawienia się, a my nią kierujemy, to już wiadomo, co nas czeka. Jednak, w przeciwieństwie do większości gier, od razu wiemy o zagładzie, a żeby ją powstrzymać, musimy poznać wszystkie fakty na temat wydarzenia, które do niej doprowadziło. Na początku wiemy tyle, że trwa wojna pomiędzy dwoma królestwami. Jednak okazuje się, że nikt nie jest bezpieczny, ponieważ śmierć najwyższej bezbożnej kapłanki otwiera bogu mroku drogę do zniszczenia całego istnienia. Kto stoi za jej morderstwem, dlaczego do niego doszło i w jaki sposób doprowadziło do obecnej sytuacji? To właśnie mamy odkryć.

Nasza postać pojawiła się na świecie na kilkanaście godzin przed końcem świata. Na szczęście posiada specjalną moc, która pozwala jej cofać się w czasie. Zdolność tę wykorzysta do spędzenia dnia z czterema postaciami, które są kluczowe do odkrycia prawdy. Podczas czterech aktów będziemy wybierać dostępne postaci, aby dzięki towarzyszeniu im dowiedzieć się cennych wskazówek na temat okoliczności związanych z kapłanką. Czas spędzimy z Ludomirem (jej przyrodnim bratem), Ratiką (władczynią szczurzego narodu), Dragą (generałem wojsk Pygarian) i Indrykiem (władcą Pygarian). W każdym akcie scenarzyści przygotowali taki zestaw wydarzeń, aby przechodzenie między tymi osobami prowadziło do jednego, dużego odkrycia, które popycha historię, W związku z tym, w zależności od tego, z kim pójdziemy, możemy dostać tylko mniej ważne informacje. Za to jeśli wybory będą bardzo trafione, to już po trzech możemy zamknąć akt i przejść dalej. Warto jednak zaznaczyć, że w tej produkcji nie ma złych decyzji, ponieważ każda ułatwia podjęcie kolejnej i dostarcza nowych danych. Pod względem historii ta formuła powtarzania dnia nie nudzi się z racji przemyślanego sposobu podawania nam informacji oraz generalnie ciekawej opowieści i interesujących bohaterów. Na dodatek, gdy musimy wrócić do danej postaci, to nie trzeba powtarzać całego jej dnia, co jest dużym plusem.

Cały wątek kryminalny gry kręci się wokół spędzania dnia z kolejnymi postaciami i towarzyszeniu im. Jednak co jakiś czas zdarzają się wybory, czyli np. musimy w pewnym momencie określić, czy zaatakujemy daną postać. Poza tym podczas przemierzania lokacji natrafimy na specjalne, swego rodzaju piedestały, w których są zawarte kawałki historii bohaterów i świata. W tym momencie możemy przejść do drugiej części gry, czyli gameplayu jako takiego. Zacznijmy od eksploracji, bo jest krótsza. Przez całą grę będziemy biegać po mniej więcej pięciu tych samych lokacjach, czasem tylko obierając w nich trochę inną ścieżkę. Zdecydowanie ma to sens pod względem założeń gry, ale, niestety, najpóźniej w połowie zaczyna się odczuwać pewną monotonię z tym związaną. Co prawda z czasem dostaniemy moc otwierania różnych pieczęci, które otworzą nowe ścieżki czy drzwi ze skrzyniami, ale w rzeczywistości nie jest to wystarczające urozmaicenie. Trochę lepiej działa w tej kwestii zmiana towarzystwa oraz inne dialogi, które możemy przeczytać i wydarzenia, które zobaczymy.

Istotną częścią produkcji są walki. Nasza Harbinger włada mieczem i może sprawnie rozprawiać się z wrogami, ale, oczywiście, jej wydajność zależy od naszych zdolności. Same pojedynki mają charakter slasherowy, ale siekanie się nie nudzi. Wpływa na to gładkie przeskakiwanie między wrogami oraz konieczność robienia uników, ponieważ bez tego można szybko polec, a tu wróg nie jest taki głupi. Aby dodatkowo urozmaicić walkę, wraz z kolejnymi levelami dostaniemy nowe umiejętności. Jedną z nich jest np. wystrzeliwanie pocisku energii czy atak zabijający jednym ciosem. Do tego jednak najpierw trzeba skumulować energię, siekając wrogów. Podnoszenie poziomu Harbinger to jedno, ale dzięki znajdowanym kryształom możemy też zwiększyć moc ataku, szybkość kumulowania energii czy pasek życia. Wszystko to ze sobą daje niezłą grę akcji, tym bardziej, że twórcy zadbali, by monotonię tych samych lokacji urozmaicać zmodyfikowanymi zestawami przeciwników. Jak jednak sprawdza się to przy mobkach, tak walki z bossami to takie pół na pół. Niestety te gorsze pół wiąże się z powtarzalnym schematem w postaci „podskocz, ciachnij, uniknij”. Dość problematyczny jest też ostatni boss, a wszystko przez bardzo duży skok poziomu trudności. Serio, jak z całą grą radziłem sobie na normalu, tak na koniec, po spokojnie 20 próbach, zirytowałem się i zrzuciłem trudność na łatwą. Całe szczęście, że twórcy dali taką opcję (nawet w trakcie rozgrywki), bo inaczej pewnie bym nie dokończył gry.

Oprawa wizualna jest bardzo przyjemna. Świat fantasy został przedstawiony w interesujący sposób, trochę wręcz uproszczony w kwestii wyglądu lokacji. Ale w żaden sposób nie jest to wada, ponieważ wszystko utrzymuje się w równym, ciekawym stylu. Także projekty postaci i przeciwników ładnie w tym siedzą. Dziwi tylko dość prosty projekt boga mroku. Wspominana monotonia lokacji jest przełamywana przez zmiany zachodzące w świecie z racji wzrostu złych mocy, ale wciąż jest to za mało, by nie poczuć znużenia tymi samymi miejscami. Świetnie i równo przedstawia się za to oprawa dźwiękowa gry. Orkiestrowa muzyka napisana pod klimat poważnego fantasy sprawdza się genialnie w tej grzej. Na plus zasługuje też obsada aktorska (choć Ratika na dłuższą metę może męczyć, ale ogólnie głos i maniera pasują to do jej postaci) oraz efekty dźwiękowe.

Niestety port nie jest już aż tak pozytywną sprawą. Przede wszystkim razi kilka błędów. Z mniej poważnych, jest to sporadyczne wpadanie w tektury, a nawet zdarzyło się, że Harbinger ślizgała się po ziemi zamiast iść. Zdarzały się też delikatnie zwolnienia, gdy gra musiała coś doczytać, ale same walki były gładkie. Najgorszym błędem było jednak notoryczne wywalanie się gry, gdy wracało się z poziomu konsoli do aplikacji. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze loadingi, które są dość długie. A skoro jesteśmy przy docku, to w Omensight należy grać ma dużym ekranie. Co prawda gra chodzi w trybie handhelda, i to nawet płynnie, ale odbiło się to na znacznym pogorszeniu grafiki i jeszcze dłuższych ekranach wczytywania. Większa łatka na pewno przyda się tej grze.

Omensight jest w znacznej mierze grą bardzo dobrze przemyślaną i przygotowaną. Przede wszystkim fabuła została świetnie rozplanowana pod rozwiązywanie zagadki śmierci kapłanki. Co prawda nie szukamy wskazówek poprzez opcje dialogowe czy pozostawione przez sprawców ślady, ale to by znowu niezbyt pasowało do reszty. Za to powtarzanie dnia dla nowych dialogów i tropów zdecydowania się sprawdza, oddaniem nam trochę pola pod decydowanie o kolejności odkryć i co z nimi zrobić także (warto grać bez podpowiedzi). Świetna jest także oprawa AV i w przypadku grafiki mam na myśli koncept i granie w docku już dla konkretnych wartości wizualnych. Gameplay pod względem walki jest także jak najbardziej na plus. Jeśli chodzi o niedociągnięcia, to pokazująca się po czasie monotonia poziomów i części walk z bossami lekko osłabiają dobre wrażenia z całości. Największy uszczerbek jakości rob ostatni boss i nagły skok trudności na nim. Osobną kwestią jest switchowy port. Co prawda produkcja jest jak najbardziej grywalna, ale notoryczne włączanie jej od nowa może męczyć, jeśli woli się krótsze sesje lub po prostu trzeba przerywać grę kilka razy w ciągu dnia. Mam nadzieję, że twórcy pracują nad patchem, bo to polepszy odbiór produkcji. Jednak obecnie, mimo tych różnych niedopracowań, wciąż jest to produkcja dobra i warta ogrania, nawet za pełną kwotę.


Ocena: 7/10


Serdecznie dziękujemy Spearhead Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent:  Spearhead Games
Wydawca: Spearhead Games
Data wydania: 13 grudnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 8,9 GB
Cena: 67,20 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *