Resident Evil Revelations

Choć seria Resident Evil zaczęła swój żywot jako rasowy survival horror, z czasem Capcom mocno odszedł od oryginalnej formuły. Punktem zapalnym tej transformacji była premiera szóstej części, która bardziej przypominała kolejna część Call of Duty niż swoich poprzedników. Jednak już przy okazji wciąż dobrze przyjętego Resident Evil 5 fani zaczęli tęsknić za początkami sagi. Odpowiedzią Capcomu na te głosy miało być wydane w 2012 roku Resident Evil: Revelations – częściowy powrót do bardziej horrorowych korzeni serii i zarazem tytuł ekskluzywny dla Nintendo 3DS. Zachęcony dobrym przyjęciem gry wydawca szybko zremasterował przenośny kod i wydał go na wszystkie możliwe w tamtym czasie platformy. W tym roku za sprawą kolejnego portu produkcja zatoczyła koło i ponownie wylądowała na handheldzie Nintendo. W takim razie trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy gra z poprzedniej generacji wciąż robi wrażenie po przeniesieniu jej na kolejną.

Wydarzenia przedstawione w Resident Evil: Revelations wypełniają lukę fabularną między czwartą i piątą odsłoną serii. Choć w trakcie historii przychodzi nam sterować kilkoma postaciami, główną bohaterką jest Jill Valentine – jedna z głównych protagonistek serii. Razem z partnerem, Parkerem Lucianim, zostaje wysłana na opuszczony i zapomniany okręt wycieczkowy Queen Zenobia. Celem agentów jest ustalenie, co wydarzyło się na statku oraz odnalezienie najlepszego przyjaciela Jill i jej byłego partnera Chrisa Redfielda, którego fanom nie trzeba będzie przedstawiać. Resident Evil nigdy nie było zbyt porywające pod względem fabuły, ale seria na tle banalnych wydarzeń oferowała przyjemne relacje szeregu postaci. Niestety, intryga w Revelations jest niższych niż zwykle lotów – została przekombinowana, ma pełno luk i często jest pozbawiona sensu. Pod względem historii gra po prostu przypomina hity klasy C lecące na Polsacie po godzinie 21:00.

Fabuła odbija się negatywnie także na innym elemencie, czyli miejscu akcji gry. Oczywiście jest nim wspomniany wycieczkowiec – mimo swoim gabarytów może przyprawić o klaustrofobię, wypełniona go całą gamą ohydnych mutantów oraz wybite okna, z których do zakrwawionych korytarzy przedziera się chłodna morska bryza. Znajdziemy więc na nim wszystko, czego można oczekiwać od podstaw do klimatycznego horroru. Na nadwyżkę amunicji nigdy nie można narzekać, statek jest wypełniony przecinającymi się ścieżkami, ukrytymi pomieszczeniami i wzmocnieniami dla naszego sprzętu. Układ mapy mocno przypomina metroidovanię, co mnie niesamowicie ucieszyło.

Niestety, zamiast skupić się na tej genialnej lokacji, twórcy ubzdurali sobie, żeby opowiedzieć wielowątkową historię. W tym celu zdecydowali się co jakiś czas wrzucać gracza w buty innej postaci drugoplanowej. Takich sekcji jest kilka i w przeciwieństwie do głównej osi czasowej, skupiają się bardziej na akcji, niż na straszeniu. Samej mechanice strzelania, żywcem wyjętej z Resident Evil 5, zarzucić nic nie mogę. Problemem jest potworna liniowość tych fragmentów oraz ich bardzo negatywny wpływ na tempo przygody. Jeśli graliście w RE4 i 5, to pewnie pamiętacie, że potyczki w tych nastawionych na akcję grach wyróżniały się sporą mobilnością – poziomy składały się najczęściej z kilku aren, co  pozwalało na szybkie przemieszczanie się między poziomami, zastawianie pułapek i ogólną zabawę ze sztuczną inteligencją zainfekowanych. Natomiast w wypełnionych akcją fragmentach Revelations po prostu brniemy przed siebie i opróżniamy magazynek za magazynkiem w identycznie wyglądające stwory.

Mimo wszystko nieco ponad ośmiogodzinną kampanię Revelations oceniam pozytywnie. Większość gry spędza się w bardzo klimatycznym miejscu, a jako ogromny fan metroidovanii doceniam otwartą naturę głównej lokacji. Szkoda tylko, że na próbie wciśnięcia do kampanii elementów akcji traci całe doświadczenie.

Resident Evil Revelations ma też jednak asa w rękawie, a jest nim Raid Mode. W trybie tym lokacje z kampanii zostają podzielone na kilkanaście misji. Zaczynamy z najprostszym pistoletem i niskim levelem. Dzięki dużo szybszemu tempu i odpowiednim urozmaiceniom (zmiana rozmiaru przeciwników czy wzmocniony pancerz) potyczki w Raid są bardzo przyjemne. Pokonując kolejne poziomy, zyskujemy punkty doświadczenia oraz walutę, za którą możemy kupować silniejszą broń oraz potężniejsze upgrade’y. Z czasem do naszej dyspozycji zostają oddane nowe postacie i nowe poziomy trudności, dzięki czemu tryb ten może nam teoretycznie starczyć na nieskończoną ilość godzin. Zbieranie nowego sprzętu i dobieranie odpowiedniego ekwipunku wciąga, a krótkie sesje stanowią świetny zapychacz czasu w pociągu lub kolejce do lekarza. Mocno czuć w tym handheldowe korzenie produkcji.

Czuć je też gdzieś jeszcze. Revelations na Switchu wygląda… w porządku. Mała ilość detali w otwartych przestrzeniach czy proste modele postaci przypominają, że mamy, mimo wszystko, do czynienia z portem gry z konsoli o mocy porównywalnej do Dreamcasta, ale Capcom zadbał o odpowiednie dopieszczenie lokacji. Naprawiono oświetlenie, tekstury są znacznie wyższej rozdzielczości, a rozdziałka podbita do pełnego 1080p (720p na ekranie Switcha). Również framerate doczekał się aktualizacji z 30 do 60 klatek animacji na sekundę. Fakt, że tak niewiele zmian potrzeba było, aby gra wciąż wyglądała solidnie przypomina tylko, jak imponujące Revelations było na małym, trójwymiarowym ekraniku 3DS-a. Audio również daje radę, odgłosy otoczenia potęgują klimat zaszczucia wprowadzany przez wizualia, więc jak najbardziej polecam grać ze słuchawkami na uszach lub z dobrym systemem nagłaśniania podłączonym do telewizora.

Ogólnie uważam, że Revelations poprawnie zniosło próbę czasu. Za niewygórowaną cenę otrzymujemy dobrą, choć nierówną, kampanię fabularną, która straszy w podobny sposób, co protoplaści serii. Do tego dochodzi bardzo wciągający tryb Raid. Przenośny spin-off z czasem okazał się krokiem w dobrym kierunku dla całego cyklu i bez jego sukcesu być może nigdy nie otrzymalibyśmy fantastycznej siódemki. Warto się zaznajomić z tą historią – szczególnie przed zbliżającymi się ma Pstryczka premierami remasterów Resident Evil, Resident Evil 0 i Resident Evil 4.


Ocena: 7/10


Producent: Capcom
Wydawca: Capcom
Data wydania: 28 listopada 2017 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna (jedynka jest w postaci kodu, dwójka na karcie; tylko NA)
Waga: 12 GB
Cena: 79 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Samarytanin pisze:

    Jest polski w jedynce mam resident evil colletions w wersji pudelkowej i jest polski wystarczy jak pisałem w ustawieniach zmienić i można się cieszyć gra po polsku

  2. Samarytanin pisze:

    hej
    Nie wiem czy ominolem gdzies wiadomosc o tym, ale mozna tez dodac ze napewno w wersji fizycznej jest jezyk polski wystarczy zmienic w ustawieniach i moim zdaniem to tez jest duzy plus zeby zaopatrzyc sie w ta produkje bo jak wiemy gier po polsku na switchu duzo nie ma.
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *