Monster Hunter Generation Ultimate

Po godzinie z Monster Hunterem myślałem, że się zanudzę na śmierć… Więc tak, to będą kolejne pierwsze wrażenia, a nie recenzja.

Odkąd wziąłem pudło z Monster Hunterem, wsiało nade mną jak ciemne chmury. I nie, nie chodzi o to, że nie chciałem w to grać, wręcz przeciwnie, intencje miałem jak najlepsze. W końcu Toukideny są moją ulubioną marką z Vity, a jedynka God Eatera też zapewniła mi miłe godziny, podobnie Soul Sacrifice. To, co było wstępnym problemem, to prawdopodobne 60 godzin, które musiałbym włożyć w tę grę, aby skończyć kampanię, przynajmniej według szacunków z howlongtobeat.com. W końcu jednak znalazłem lukę, w którą mogłem wsadzić te wszystkie godziny. Wziąłem więc Switcha do wyrka i odpaliłem swojego pierwszego Monster Huntera.

Na początku pojawiła się opening. W bardzo ładnej animacji cztery osoby tłukły jakiegoś śnieżnego potwora. Gdy już niemal było po nim, niebo przecięła czerwona kometa. Następnie akcja przeniosła się do podniebnego portu, gdzie ci sami łowcy pakowali się na statek. Gdy już byli w powietrzu na statku panowała przyjemna atmosfera, przynajmniej do czasu, aż coś w niego wleciało. Na samym końcu scenki pokazano smoka. No dobra, nie wygląda na to, żeby w grze miała być jakaś fabuła, trudno. W następnym kroku trzeba było stworzyć postać. Jak zwykle trochę mi to zajmuje, tak w tym przypadku poszło zaskakująco szybko. Z już gotowym ludkiem trafiłem do wioski, gdzie na początek zacząłem gadać z sołtysem. Nawijał i nawijał, ale nic ciekawego w sumie nie powiedział. Nawet próbował sam z siebie zażartować, że pewnie nie chcę tego słuchać. W kolejnym kroku przez przypadek wybrałem rozmowę z kotką prowadzącą jadłodajnię. W trakcie tej wywodu padło zdecydowanie za dużo informacji związanych z tym sklepikiem jak na sam początek gdy… Przez to w drodze do uczonego zdecydowanie trzymałem się z dala od innych potencjalnych sprzedawców. Coś tam pogadał, przekierował mnie do sołtysa po questy. Sołtyś z kolei przekierował mnie do laski od questów. Dobrze, że kazała mi wrócić do uczonego…

Bliskość nabiera nowego znaczenia.

U niej dowiedziałem się, że w sumie to mogę wybrać trening, ale to nudne, więc niech poczeka. No dobrze, skoro tak radzi. Zajrzałem tylko do zakładki, a gdy zobaczyłem w miarę pokaźną listę kursów stwierdziłem, że tak, niech czekają. Za to wziąłem pierwsze właściwe zadanie, które polegało na przyniesieniu ośmiu grzybów – spoko, norma. Ruszam więc w teren. Ponieważ nie znam serii, na polu zaczynam sprawdzać przyciski. Wszystko jest jakieś drętwe, wolne, po prostu dziwnie się steruje. Żeby się rozruszać, zaatakowałem jakiegoś gada. Nie można było włączyć namierzania na nim, więc musiałem sam kręcić kamerą. Ataki nadal były ślamazarne. Ubiłem tak jeszcze trzy i pobiegłem dalej. Jedna mini arena, druga, trzecia, czwarta… Nigdzie nie ma tych cholernych grzybów! W międzyczasie zatłukłem jakiegoś kotka; niby zostało po nim coś błyszczącego, ale podnieść się tego nie dało. Z jakichś dwóch małych dinozaurów nic nie wypadło, ale za to ubicie ich było strasznie upierdliwe… Na wykonanie questa dano mi 50 minut, ale wytrzymałem tylko 30… Razem z resztą aktywności wyszłaby godzina. Po tym czasie porzuciłem swojego pierwszego i przypuszczalnie ostatniego Monster Huntera.

Skoro dzięki Vicie okazało się, że mogę wciągnąć się w huntingi na długie godziny, to co poszło źle z MHGU? Na pewno to, że nie miałem jeszcze do czynienia z tą serią. Czytałem wiele pochlebnych opinii o niej; widziałem, że to taki Toukiden przy niej to biedny kuzyn; ma wciągać na setki godzin. Pewnie dlatego byłem skłonny dać szansę słiczowej wersji i dałem, na godzinę. To pierwszy raz, gdy grę na wiele godzin porzucam po tak krótkim czasie… Już od pierwszych chwil oddania mi postaci nie czułem jej, była w niej jakaś sztywność, co potem potwierdziło wyjście na pole walki. Od razu zostałem też zalany za dużą ilością informacji. Pierwszy quest był nudny jak flaki z olejem, a powinien jakoś wprowadzać do rozgrywki. Niby są te kursy samouczka, ale to nie tak powinno działać, gdy chce się wprowadzić do gry świeżaków. Gdyby była tam jakaś fabuła, to posiedziałbym z grą dłużej, znalazł te pierwsze grzyby i zobaczył, co dalej. Ale nie ma jej i po prostu od samego początku nic nie zachęca do zastania dłużej z produkcją. Piszę to wszystko z perspektywy osoby, która spędziła z wszystkimi Toukidenami w sumie jakieś 300 godzin i wcześniej nie miała żadnej styczności z Monster Hunterem. Być może gra jest dobra, ale po swoich krótkich, bo krótkich doświadczeniach z nią czuję się w obowiązku przestrzec wstępnie zainteresowane osoby. Jeśli Wasze spotkania z huntingami były zbliżone do moich, lubicie mieć w nich fabułę, a nie tknęliście jeszcze nic ze świata łowców potworów, to Monster Hunter Generation Ultimate  najpewniej nie jest dla Was.


Producent: Capcom
Wydawca: Capcom
Data wydania: 28 sierpnia 2018 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 11,5 GB
Cena: 249,00 PLN


Tekst powstał dzięki naszej współpracy z Play-Asia! Dzięki Waszym zamówieniom zrobionym tam przez wejście przez nasz reflink (w banerze poniżej) oraz/lub z użyciem naszego kuponu zniżkowego będziemy w stanie zrecenzować jeszcze większą liczbę gier.

play-asia-bannerplay-asia_mypsvita


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *