Słuchawki Arctis 7 od SteelSeries

Switch jest problematycznym urządzeniem w kilku kwestiach. Obstawię jednak, że najbardziej nielubianą w nim rzeczą jest brak Bluetootha i to, jak wygląda łączenie dźwięku i mikrofonu, aby móc komunikować się w grach.

Od razu zaznaczę, że czuję się szczęśliwcem, że nie lubię grać online. Dzięki temu omija mnie dobijające łączenie słuchawek ze Switchem i telefonem, aby mieć kontakt z innymi graczami. Widziałem już przeróżne posty o tym, jak ludzie próbują sobie radzić. Jedną z opcji było korzystanie z rozgałęziacza,  inną łączenie dużych słuchawek z pchełkami czy szukanie headsetów, które potrafią obsłużyć dwa źródła dźwięku (np. Arctis 3 z Bluetoothem lub Arctis Pro Wireless). Ja potrzebowałem tylko czegoś, co bezprzewodowo przerzuci mi dźwięk, gdy gram przy monitorze, a dziewczynie może przeszkadzać audio z gry. W maju 2018 roku nie było zbyt oczywiste, co wybrać. Gdy już natrafiłem na informację, że Arctis 7 będą działać, bo nie opierają się na blutufie, zdecydowałem się je wziąć. Dopiero potem znalazłem listę działających headsetów BT, ale było już za późno, żeby wybrać coś tańszego. Dobrze też, że odkładałem ten tekst, bo okazuje się, że jednak można nawet korzystać z mikrofonu!

W opakowaniu znajduje się pakiet składający się z: słuchawek, instrukcji, kabla z jackiem do korzystania w fizycznym połączeniu dwóch sprzętów, kabel ładujący (nie ma na zdjęciu, bo kot go zeżarł dwa dni przed napisaniem recki…), nadajnik do bezprzewodowego połączenia sprzętów oraz kartonik na akcesoria. Wszystkie elementy elektroniki zostały wykonane  z wysokiej jakości materiałów. Kable są miękkie, standardowo długie (1,2 m) i pokryte mechatą gumą, która, najwyraźniej, przyciąga koteły… Same słuchawki składają się z metalowego pałąka, wokół którego jest poprowadzona szeroka guma do regulacji względem wysokości głowy. Pałąk się odgina, dzięki czemu słuchawki dobrze dostosowują się też do szerokości głowy. Nauszniki z zewnątrz są pokryte gumowatą powłoką. Część wewnętrzna to gruba, miękka i wysoka gąbka, więc nic nie uwiera, choć pewnie znajdą się osoby, które dotkną małżowiną plastiku okrywającego głośniki. Gąbka została pokryta specjalnym materiałem, który ma zapewniać dobry przepływ powietrza. I tu muszę przyznać, że rzeczywiście nie ma problemu z grzaniem się uszu, przynajmniej w normalnych warunkach. Latem, gdy było blisko 30 stopni, oczywiście kolorowo nie było. Co prawda już określiłem, że słuchawki dobrze siedzą na głowie, ale dodam jeszcze, że zmieszczą się także na dużą łepetynę (ja mam odredowaną, więc powierzchnia jest spora). Z mniejszymi głowami też nie ma problemu, co potwierdza moja partnerka. Tak więc pod względem jakości wykonania, ergonomii i wygody jest bardzo dobrze.

Kolejną istotną kwestią w przypadku Arctis 7 jest połączanie ich ze sprzętami. W przypadku Vity wchodzi w grę tylko kabel zawarty w zestawie (siakiś 8-pin do jacka), ale za to bez problemu powinien działać mikrofon. Switch to już większa zabawa, za to dzięki opanowaniu jej będzie można słuchać dźwięku z gier bezprzewodowo, ale, naturalnie, można podłączyć się też po kablu. Jesteśmy tu jednak dla rozwiązania bezprzewodowego, więc, jak już wspomniałem, te słuchawki nie korzystają z Bluetootha, tylko Wireless 2.4 GHZ – o co dokładnie z tym sygnałem chodzi, nie wiem, za to producent zapewnia, że headset ma mieć najlepszą jakość audio i bezproblemową łączność. Aby to zadziałało, załączony do zestawy adapter podłączamy do portu USB w doku, aby miał prąd. To jednak nie wszystko, musimy jeszcze posiadać osobny kabel jack-jack (3,5 mm), którym łączymy Switcha z dzyndzlem. Takiego kabla oczywiście nie ma w zestawie i nie wystarczy kupić byle jaki – jack, który wchodzi do nadajnika, z powodu budowy portu musi mieć jak najcieńszą otoczkę przed samym wtykiem (zdjęcie poniżej)… Gdy już wszystko jest podpięte, wystarczy włączyć słuchawki i cieszyć się z siedzenia na kanapie bez kabli.

Ponieważ nie dawało mi spokoju, czy można podpiąć słuchawki do Switcha i do telefonu  po kablu przez  rozgałęziacz zacząłem grzebać w internetach. Wszystko dlatego, że pamiętałem, że był jakiś adapter, który miał przerzucać dźwięk z konsoli i służyć za transmiter do mikrofonu przez telefon. Okazało się, że był to pomysł HORI na poradzenie sobie z niedorobionym przez Nintendo chatem i zastosowali go w swoich headsetach. Wspomniałem już o innych rozwiązaniach, jak wzięcie innego sprzętu, ale jeśli ktoś chce konkretnie te słuchawki z powodu tak zachwalanej jakości połączenia i dźwięku, to przyda mu się poniższa informacja. Sam jeszcze jej nie testowałem bo a) nie mam odpowiedniej gry i przejściówki; b) jutro muszę opublikować ten tekst; ale działanie jest potwierdzone. Możliwości są dwie – jeśli chcecie korzystać tylko z Discorda i macie Switcha blisko kompa, to możecie połączyć adapter do PC, a Switcha line-inem do adaptera, jak już wyżej podałem. Ale, jeśli nie macie Switcha blisko kompa lub chcecie korzystać z apki Nintendo, to teoretycznie też jest taka możliwość. Potrzebna jest tylko przejściówka, która z jednej strony będzie miała zwykłe duże USB, a z drugiej takie, jakie Wasz telefon. Rozwiązanie powinno działać z nowszymi telefonami, które dają możliwość wypuszczenia audio przez port USB. Jeśli potrzebujecie więcej szczegółów, zajrzyjcie do odpowiedniego wątku na reddit. Jego autor pewnie tego nie zobaczy, ale w tym miejscu dziękuję mu za jego oddanie w testowaniu pomysłu i ogólnie za znalezienie rozwiązania.
Z kolei jeśli interesuje Was kwestia działania i jakość mikrofonu, to niestety nie pomogę, bo nie korzystałem. Ale za to dzyndzel podpięty do kompa bez problemu działa, nawet jeśli nie ma się zainstalowanej aplikacji do szczegółowszej obsługi słuchawek. W kwestii podpinania wspomnę jeszcze, że połączenie słuchawek do portu jack wyłączy połączenie bezprzewodowe.

Pora na inne techniczne rzeczy, o których warto wspomnieć. Najważniejsze z nich to ładowanie i bateria. Z powodu wpadki z kodem w końcu się zebrałem i sprawdziłem, czy będą działały z ładowarką do telefonu (słuchawki korzystają z portu micro-USB). No więc bez problemu się ładują, trzeba tylko chwilkę poczekać, aż zaskoczą, czyli zapali się czerwona dioda na mikrofonie. Działają w ten sposób też z innymi portami USB. Do pełnej baterii ładują się około 4 godziny, więc całkiem nieźle. Jeśli chodzi o czas użytkowania, to jest świetny. Zwykle nie robiłem z nimi długich sesji i potrafiły leżeć nawet dwa miesiące nieużywane, a na pustą baterię trafiłem może dwa razy. Według producenta mają pracować nawet 24 godziny, więc przy moim trybie użytkowania bez mikrofonu czas może być nawet dłuższy. Co do wskaźnika poziomu naładowania, to znajduje się on w przycisku ON/OFF. Dioda będzie migać na zielono do 50%, na żółto do 20%, potem zejdzie do czerwonego. W takim przypadku dostaniemy też sygnał dźwiękowy, żeby zainteresować się tą kwestią.

Pozostałe funkcje to na przykład określanie poziomu głośności czata i gry za pomocą pokrętła. Przyciskiem można wyciszyć mikrofon. W słuchawkach jest też port jack, do którego podpina się inne słuchawki, aby „skopiować” słyszany dźwięk. W adapterze znajdziemy jeszcze port line-out, do którego można podpiąć głośniki. Opcja ta będzie bardziej przydatna dla pecetowców, bo ma zapewnić używanie ich, gdy Arctisy nie są włączone – wszystko dlatego, że wpięcie dzyndzla do port w kompie daje słuchawkom pierwszeństwo w dźwięku. I to już chyba tyle z funkcjonalności.

Minęły już dwie strony z małym kawałkiem, a ja nadal nie wspomniałem o jakości dźwięku. Nie jestem żadnym audiofilem i nie miałem jeszcze okazji słyszeć jakiegoś kosmicznie dobrego zestawu audio. Wciąż jednak, gdy coś jest nie tak z dźwiękiem, potrafię to wyłapać. W przypadku tych słuchawek tylko jedno nie jest OK – nie zarzucają basem! Oczywiście dźwięki niskotonowe są, ale w grach na konsoli jakoś się nie wybijają. W przypadku muzyki, jeśli podpina się słuchawki po kablu do kompa, to utwór musi mieć konkretniejsze basy, żeby ich obecność została bardziej zauważona. Ale, poza tym, nie mam uwag, gdy chodzi o korzystanie z tego sprzętu ze Switchem czy Vitą. Dźwięk jest czysty i wyraźny, a słuchanie przez te nauszniki nie męczy uszu. Jeśli chodzi o jakość połączenia bezprzewodowego, to działa, jak producent zapewnia – nie ma przerw w dostawie dźwięki czy zakłóceń, poza tym ma 12 metrów zasięgu. Gdyby nie ten bas, to byłoby świetnie.

Przy moim dość ograniczonym korzystaniu ze SteelSeries Arctis 7 muszę przyznać, że jestem z nich zadowolony. O tym, że będę musiał kombinować z podpięciem adaptera do Switcha, wiedziałem już przy zakupie. Jako że nie miałem korzystać z mikrofonu, to nie zwracałem uwagi na połączenie z telefonem, ale, jak się nagle okazało, w razie potrzeby i to da się z nimi zrobić, a wystarczy dokupić tylko kolejną pierdółkę (ktoś zarobi…). Słuchawki są bardzo wygodne i bateria bardzo długo trzyma. Plusem jest też to, że skoro nie mam już oryginalnego kabla (cholerny kot…), to mogę korzystać z ładowarki do telefonu, co jest dla mnie nawet wygodniejsze. Na jakość połączenia bezprzewodowego nie można narzekać, choć na dźwięk przez te słabe basy już troszkę tak. W sumie irytuje mnie jeszcze dioda nadajnika, bo miga, gdy dostaje prąd (niby wyłączyłem to w ustawieniach, ale po wpięciu do doka najwyraźniej nie ma to znaczenia). Nie jestem obeznany w cenach słuchawek i ich jakości, a już szczególnie w headsetach (przez lata miałem staaare duże Soniacze, potem przeniosłem się na świetne Koss Porta Pro), ale Arctis 7 wyglądają mi na sprzęt warty tej wyższej ceny.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *