Game Boy – reinkarnacja
Dajcie drugie życie swoim ukochanym Game Boyom!
Gram przenośnie od kiedy pamiętam – najpierw namiętnie katowałem „ruskie jajka”, później zaś w przeróżne, prościutkie gierki na kultowych w moim dzieciństwie „tetrisach”. Prawdziwą rewolucją w moim growym życiorysie była jednak przesiadka na Game Boya, na którego zakup mogłem sobie pozwolić dopiero w ostatniej klasie podstawówki…
Pewnie zabrzmi to jak slogan taniej reklamy, ale nigdy nie zapomnę dnia w którym obładowany zaoszczędzonymi monetami pognałem na bazar znajdujący się na drugim koniec miasta aby zakupić wymarzoną konsolkę. I choć marzyłem o debiutującym wówczas Colorze, zawartość skarbonki wystarczyła tylko na Pocketa. Sprzęt doskonale służył mi przez wiele lat, zwiedzając pół przysłowiowego świata i zużywając tysiące baterii. W pewnym momencie postanowiłem jednak spełnić swoje młodzieńcze marzenie i zakupiłem Colora. Nawet nie wiecie jak bardzo się wówczas zawiodłem…
Paradoksalnie, piętą achillesową GBC był jego… ekran. OK, był on kolorowy, ale i przy tym mniejszy od pocketowego (2,3” vs. 2,56”) oraz praktycznie bezużyteczny bez dostępu do idealnie dobranego światła – nie mogło ono być ani za słabe, ani też zbyt intensywne. Efekt był taki, że Color posłużył mi tylko do zaliczenia tytułów dedykowanych na ten sprzęt, a w ciągłym użyciu dalej był poczciwy Pocket.
Sytuacja GBC zmieniła się mocno na plus dopiero w ostatnich latach. Dynamiczny rozwój w dziedzinie produkcji ekranów oraz ich coraz niższe ceny sprawiły, że wszystkie bolączki tej kieszonsolki można wyeliminować jednym zamówieniem z dalekiej Azji.
Za sumę nieco ponad 340 zł zamówiłem na AliExpress najnowszy zestaw uznanej w środowisku tzw. moderów firmy FUNNYPLAYING. Model, który do mnie dotarł to najnowsze wcielenie ich sztandarowego produktu: GBC Retro Pixel IPS LCD 2.0. Charakteryzuje się on nie tylko większą o 25% przekątną względem oryginału, ale też pięciostopniową, dotykową regulacją podświetlenia. W pakiecie znalazła się również nowa obudowa wraz z kompletem przycisków oraz wszelkie niezbędne do dokonania przekładki elementy (śrubki, taśmy itp.).
Wybór jeśli idzie o kolory i motywy jest bardzo szeroki – jak widać na zdjęciach, zdecydowałem się na wariant zastosowany w klasycznym, „grubym” Game Boyu. Mimo że zakupiony towar pochodzi z Państwa Środka, próżno szukać tu przysłowiowej chińszczyzny. Plastik wykorzystany do produkcji jest bardzo wysokiej jakości, poszczególne elementy idealnie do siebie przylegają, a całość leży świetnie w dłoniach. Wykorzystanie znaków firmowych oraz detale takie jak np. reprodukcje wszystkich naklejek to oczywiście osobny problem prawny, ale musicie przyznać, że całość jest naprawdę szczegółowo dopracowana, estetyczna i robi spore wrażenie.
Ciekawostką na pewno jest implementacja podświetlenia logotypu GBC pod ekranem, które również możemy w minimalnym stopniu dostosowywać do swoich preferencji – albo podświetlamy na czerwono całość albo też na biało tylko wyraz GAME. I tutaj odrobina prywaty: prawdopodobnie w czasie transportu zamówiony ekranik uległ drobnemu uszkodzeniu i nie podświetlał prawidłowo pełnego napisu. W ramach rekompensaty, sprzedawca natychmiast wysłał nową, wolną od wad sztukę, nie chcąc niczego w zamian. Postawa godna naśladowania!
Jak zapewnia producent ekranu, każdy domorosły majsterkowicz powinien bez problemu poradzić sobie z przekładką. Ja jednak aż tak nie ufam moim zdolnościom manualnym w tej materii, dlatego też operację zleciłem fachowcom. Specjalista z www.retrownia.pl nie tylko poradził sobie z akcją szybko i bez problemu, ale też przy okazji zakonserwował mój egzemplarz aby bezawaryjnie służył mi kolejne 25 lat. Koszt całości to… mniej niż 50 zł. Jeśli więc nie jesteście fachowcami w tej kwestii, moim zdaniem nie warto ryzykować i lepiej zlecić to zadanie profesjonalistom.
A jak się korzysta ze zmodowanego grajchłopca? Dla mnie rewelacyjnie, zarówno jeśli gramy w gry monochromatyczne jak i kolorowe! W przypadku tych drugich kolory aż się wylewają z ekranu, grafika jest ostra jak brzytwa, a wszystko to w otoczce niezapomnianego, oldskulowego klimatu. Idealne dla siebie ustawienia znajdą tutaj nawet najwięksi malkontenci – obraz może być wygładzony albo też wyświetlany w trybie pixel perfect, a jego położenie jest w razie co regulowane w osiach X i Y. Wszystko to gwarantuje zupełnie nowe doznania podczas zabawy, nawet w wielokrotnie wcześniej ogrywanych tytułach. Dla mnie to najlepsza forma sięgania po klasykę – gwarantuje te same wrażenia i emocje jak za dawnych lat, tyle że pozbawione ówczesnych ułomności. Gramy nie tylko w żywych kolorach, ale również możemy to robić w dowolnym miejscu i bez względu na porę dnia. A jeśli zainwestujemy w akumulatorki to zabawa okaże się jeszcze dodatkowo bezstresowa – nic sobie nie będziemy musieli wówczas robić z wyczerpujących się baterii.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zdobywać kolejne kartridże i nadrabiać zaległości. A przy okazji bawić się w internetowego łowcę poszukującego co ciekawszych kąsków na charakterystycznych cartach. Ale to już temat na inną historię…
Najnowsze komentarze