The Legend of Zelda: Breath of the Wild – Expansion Pass

Kocham Breath of the Wild. Uwielbiam. Ubóstwiam. Do dziś czuję się zmieszany, stawiając tę grę przed Rayman Legends, które przeszedłem wielokrotnie na kilku platformach. Niesamowita przygoda w przepięknym świecie, wiele trudnych wyzwań i to smutne uczucie pustki, gdy grę nie tylko przeszedłem, ale wyczyściłem też ze świątyń i znakomitej większości zadań pobocznych. Na ratunek przybiegł jednak Expansion Pass – pakiet dwóch dodatków, które rozszerzają przygodę o dodatkowe 10-15 godzin.

Recenzję oryginalnej gry znajdziecie tutaj

I z jednej strony szkoda, bo dodatki wnoszą wiele rzeczy, które użyteczne są w trakcie przemierzania Hyrule – możemy sami ustawić „checkpoint” do szybkiej podróży, przywołać konia w każdym miejscu na mapie, ulepszamy Master Sworda by zawsze miał 60 ataku no i oczywiście dostajemy Master Cycle Zero – motor zaprojektowany przez ekologów, przepali bowiem wszystko co wrzucimy mu do baku. O masie ekwipunku, który leży ukryty w skrzyniach rozsianych po świecie nie wspomnę.

Z drugiej strony jednak nie wiem czy dałbym radę ukończyć dodatki bez uprzedniego upgrade’u serduszek Linka. Pierwsze DLC wnosi przede wszystkim pakiet wyzwań zwanych Trial of the Sword. Nazwałbym go rozszerzeniem jednego z zadań pobocznych – Linkowi zabierany jest cały ekwipunek, a my musimy pokonać kilka pomieszczeń upstrzonych przeciwnikami walcząc tylko tym, co znajdziemy. Pierwsze dwa wyzwania są dość proste, skradając się pokonamy je bez większego problemu. Trzecie i ostatnie wyzwanie to jednak coś dla weteranów. Dość powiedzieć, że walka w ostatnim pokoju zajęła mi więcej niż ostateczna walka z Ganonem, a serce podskakiwało mi wielokrotnie. Załączony obrazek z Lynelem i zgrają Bokoblinów to tylko przedsmak ostatniej walki, chyba najtrudniejszej w całej grze.

Drugie z pakietu rozszerzenie – The Champions’ Ballad – skupia się na świętych bestiach i czterech czempionach Hyrule, którzy wspomagali Linka w walce z Ganonem sto lat przed wydarzeniami z gry. Zanim jednak poznamy ich losy będziemy musieli przetrwać z nową bronią, która niszczy wszystko na jedno uderzenie. Haczyk polega na tym, że Link również ginie „na strzała”. Dosłownie – chmara nietoperzy nigdy nie była równie śmiertelna. Pszczoły zresztą też. Dostajemy kilka kolejnych świątyń do odwiedzenia (twórcy nadal mieli na nie pomysły, a rozwiązania wciąż potrafią być zaskakujące!) i mdłe wstawki fabularne, które nie wnoszą absolutnie nic i podtrzymują w tym aspekcie niski poziom znany z podstawki. Dostajemy też powtórkę z rozrywki w postaci walk z bossami z podstawki (tym razem z odwzorowaniem ekwipunku czempionów, co wymusza odpowiednie dostosowanie naszej taktyki) oraz zaskakującą walkę 1v1 z pewnym skostniałym jegomościem.

A na deser, który osłodzi mi oczekiwanie na część drugą, Nintendo podrzuca Master Mode – taki New Game Plus, ale zdecydowanie trudniejszy. Jak zapewne zauważyliście, przeciwnicy mają „rangi” bazujące na kolorze – czerwone Bokobliny są najsłabsze itp. No to tutaj ich już nie znajdziecie – wszyscy przeciwnicy na mapie wskakują na „wyższą” rangę, a na samym szczycie dostajemy nowych przeciwników – złotych. Do tego po świecie dorzucono latające platfomy, z których przeciwnicy będą do nas pruć strzałami. Mało tego, przeciwnicy potrafią regenerować zdrowie! Myślicie że to mało? No to zapraszam, walczcie z białym Lynelem na początkowym płaskowyżu, z trzema serduszkami i praktycznie zerowym ekwipunkiem.

Mimo wszystko nie mogę tych dodatków polecić każdemu, kto uwielbia Breath of the Wild. Są trudne, skupione praktycznie tylko na walce i nie dodają nowego żadnego terenu. Jeśli więc nie czujecie się w niej dobrze – odpuśćcie. Ja jednak wiem, że bez ponownego przejścia gry w Master Mode do dwójki nawet nie podejdę.

Ocena: 8/10


Opinia: Maniak

Dolewka – tak bym w skrócie opisał Expansion Pass do Breath of the Wild. Dodatek ten bowiem nie wzbogaca gry o coś naprawdę świeżego. Więcej broni, więcej itemów, więcej Shrine’ów, więcej wyzwań i całkiem sporo zmian quality of life, które być może powinny się znaleźć w grze w momencie jej premiery. Czy to źle? Cóż, jako osoba, która już przed kupieniem DLC spędziła w nowej Zeldzie ponad sto godzin i wciąż jakimś cudem miała ochotę na więcej, przywitałem dodatek z otwartymi ramionami, a nowa zawartość zachęciła mnie do podwojenia tego czasu. Szczególnie atrakcyjny okazał się być dla mnie nowy poziom trudności, który zmusza do jeszcze większego eksperymentowania niż podstawka i utwierdził mnie w przekonaniu, że silnik Breath of the Wild to plac zabaw o niewyczerpanym potencjale.

Przystawka i główne danie Passa – Trial of the Sword i The Champions’ Ballad, to jednak tylko przyjemne dodatkowe wyzwania, które ani nie rewolucjonizują rozgrywki, ani nie rozwijają fabuły w znaczący sposób. Sprawa jest więc prosta – jeśli ukończyliście podstawową wersję gry i wciąż wam mało, Expasion Pass powinien być zakupem obowiązkowym. Jeśli Breath of the Wild wciąż nie ukończyliście lub dopiero rozważacie jego zakup, wstrzymajcie się.

Ocena: 7,5/10


Producent: Nintendo
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 3 marca 2017 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna (pudełko z kodem w środku, dzisiaj praktycznie już niedostępne)
Waga: 1.3 GB
Cena: 80 PLN


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *