Risk of Rain 2

Są kontynuacje, które dodają nowy content, nową mechanikę, usprawniają grafikę. Risk of Rain 2 przenosi serię w 3D. Tylko tyle i aż tyle.

Rdzeń zabawy jest więc identyczny, co w oryginale (polecam recenzję Polydeucesa). Generalnie biegamy po planszach, gdzie zbieramy hajs, otwieramy skrzynki z itemami oraz próbujemy znaleźć i naładować teleport do kolejnego świata. Twórcy tego banalnego pomysłu nawet nie kwapili się wstawić choć zalążka fabuły, ale mechanika rozgrywki, rosnący poziomu trudności oraz losowości powodują, że każda minuta spędzona w grze jest unikatowa. Same plansze są stworzone ręcznie, za to randomowo na mapie pojawiają się interaktywne elementy, musimy więc dostosować swoją taktykę na podstawie wielu zmiennych czynników. Risk of Rain 2 to gra wyborów – uruchomić teleporter i walczyć z bossem czy jeszcze eksplorować? Pokonałem bossa, powinienem poszukać skrzynek, by wydać zarobioną gotówkę (która nie przenosi się na kolejne plansze) czy przenieść się na kolejną planszę? Czasu na zastanawianie się nie ma, bo poziom trudności bez przerwy rośnie…

Samo odnalezienie teleportera nie wystarczy – musimy go naładować, pokonując fale wrogów oraz bossa.

Gra nie raczy nas żadnymi tutorialami, wrzucając od razu w rozgrywkę. Zanim pojawią się przeciwnicy, mamy kilka sekund, by ogarnąć wszystko, co widzimy dookoła. Tu należy pochwalić interfejs rozgrywki, który wyraźnie pokazuje nam, co możemy zrobić, jaką walutę zbieramy, ile kosztuje otworzenie skrzynki z przedmiotami i jak wygląda klawiszologia. Zaczynamy jako Commando, reszta postaci jest zablokowana. To dobry wybór twórców, bowiem kosmiczny marine zapewnia zbalansowaną rozgrywkę, mając do dyspozycji szybki strzał, strzał przebijający, unik oraz zwykłe „naparzanie” z pukawek. Sielanka nie trwa jednak długo, bowiem ilość przeciwników na metr sześcienny przekracza wszelkie dopuszczalne normy, a my klniemy pod nosem na joyconowe gałki analogowe. Z wychowania jestem pecetowcem, („tylko klawiatura i myszka!”), ale lubię ogrywać strzelanki na konsolach. Jest jeden warunek – muszą one mieć delikatną asystę celowania. Tutaj niby jest, mam jednak wrażenie, że nie działa. Co gorsza, od samego początku aktywne jest sterowanie żyroskopem, oczywiście pomaga to w większości pierwszoosobowych strzelanek, ale w tak dynamicznej grze TPP po prostu przeszkadza, szczególnie w trybie przenośnym.

Gra może i z założenia jest rogalikiem, ale mamy całkiem sporo rzeczy do odblokowania. Za konkretne osiągnięcia w trakcie gry odblokowujemy nowe skiny, umiejętności zmieniające znane nam postacie, jak i zupełnie nowych bohaterów wywracających mechanikę do góry nogami. Początkowo moją faworytką była Łowczyni, która potrafiła biec sprintem w trakcie strzelania, i nie wymagała precyzyjnego celowania w przeciwników. Wydawałoby się, że w grze, gdy w pewnym momencie rozpierducha niszczy ekran, taka postać będzie idealna, lecz potem odblokowałem Najemnika – samuraja walczącego na bliski dystans, który skradł moje serce wysokim tempem rozgrywki. Bohaterów w sumie dostępnych jest dziewięciu, od razu też wiemy, jak ich odblokować.

Rozpierdziel na ekranie potrafi być konkretny. Szkoda, że Switch często nie wyrabia.

Solą gry jest multi do czterech osób, które pozwala na drobne błędy – wystarczy, że jedna osoba przetrwa do czasu teleportacji, by polegli towarzysze mogli kontynuować zabawę. Projekt jest też sprzedawany jest we wczesnej wersji, lecz jest systematycznie dopakowywany przez twórców, a to nową planszą, nowym skillem, ukrytymi światami czy kolejnymi bohaterami. Czuć, że malutkie studio wkłada serce w ten projekt, a czeka na nas jeszcze finałowa aktualizacja, dodająca nową postać, finałową lokację i ostatecznego bossa i wiele, wiele więcej.

Rozgrywka zasadniczo nie ma końca i jest też strasznie uzależniająca, a każde podejście, nawet tym samym, bohaterem jest inne. Czasem znajdziemy przedmioty, dzięki którym zniszczymy każdego wroga, czasem będziemy bardzo wytrzymali, często pędzić będziemy jak pocisk naddźwiękowy. Jedna próba może trwać nawet dwie godziny, więc dobrze, że przy grze solo można zawiesić rozgrywkę i powrócić do idealnego podejścia nawet kilka dni później. Do tego klimatyczna, ezoteryczna muzyka Chrisa Christodoulou idealnie współgra z gameplayem, uwypuklając momenty spokojniejsze i pompując adrenalinę w trakcie walki. Soundtrack warto odsłuchać, nawet nie posiadając gry.

Poziom trudności rośnie nieustannie – prędzej czy później ktoś zestrzeli nas na hita.

Warstwa wizualna jest bardzo prosta, lecz czytelna, a zasięg rysowania obiektów jest na tyle duży, że doczytywanie jest prawie niezauważalne. Niestety, to wszystko, co dobrego mogę napisać o warstwie technicznej recenzowanej przeze mnie wersji. Gra nawet w wersji PC nie jest dobrze zoptymalizowana, na Switchu jest jednak nad wyraz źle. W grze potrafi zniknąć niespodziewanie muzyka (brak RAMu), czasem znikają przeciwnicy (zostają nad nimi tylko paski zdrowia, a oni nadal do nas strzelają!), a klatki na sekundę spadają bardziej niespodziewanie niż ceny ropy w USA. Interfejs też mamy typowo komputerowy – możemy się po nim poruszać przyciskami, wirtualnym kursorem oraz za pomocą ekranu dotykowego, ale tylko ta ostatnia opcja jest wygodna. Szkoda, że nie przystosowano czcionek i ikonek do małego ekranu, bo gdy mamy dużo przedmiotów, ciężko je odróżnić, a co dopiero kliknąć.

Technikalia to tak naprawdę jedyne, do czego mogę przyczepić się w Risk of Rain 2. Rozgrywka jest na tyle wciągająca, że tytuł kupiłem drugi raz, ale już na PC, by móc też pograć z nieswitchowymi znajomymi. Pod względem spójności gra zaprojektowana jest perfekcyjnie, a przed oceną maksymalną powstrzymują mnie spadki animacji i nieprecyzyjność switchowych analogów. Ja będę grał jak porąbany nadal, ale na PC. Wersja na Switcha sprawi jednak, że bateria konsoli będzie rozładowana podczas każdej dłuższej podróży.

 

EDIT: gra oficjalnie wychodzi z Early Access’u, wchodząc w wersję 1.0. Od momentu recenzji wprowadzono artefakty zmieniające rozgrywkę (wszyscy przeciwnicy to elity, sami wybieramy przedmioty itp), nową postać, kolejne areny walk, masę nowych przedmiotów oraz… warstwę fabularną. Przydługi loading na samym początku urozmaica nam teraz scenka otwierająca, a grę wreszcie da się skończyć w jakiś sensowny sposób, walcząc z PRZEKOKSZONYM ostatnim bossem. Mam też wrażenie, że gra działa minimalnie lepiej, nadal jednak rozpierducha łączy się z ogromnym spadkiem klatek. Nie ma co ukrywać – Risk of Rain 2 stało się grą jeszcze lepszą.


Plusy:

  • audio
  • zróżnicowani bohaterowie
  • każda rozgrywka jest inna
  • UWAGA! UZALEŻNIA!

Minusy:

  • wyraźne problemy techniczne
  • interfejs nieprzystosowany do małego ekranu

Ocena: 8/10


Producent: Hopoo Games
Wydawca: Gearbox Publishing
Data wydania: 30 sierpnia 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 2,1 GB
Cena: 124 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *