Romancing SaGa 3

Kolejna odsłona najbardziej nieliniowego jRPG-a złotej ery SNES-a trafiła na konsole po dwóch latach. Romancing SaGa 3 jest właściwie rodzajem wariacji na temat zastosowanych w dwójce rozwiązań, co widać dobrze widać w kilku mechanikach. Jednak to, że dobrze działy poprzednio, nie znaczy, że sprawdzają się teraz.

Zaczniemy jednak od początku. Krótki, fabularny wstęp przedstawia  równie klimatyczną, co schematyczną historię o świecie, którego krucha równowaga zależy od balansu między dobrem a złem. Raz na 300 lat istnieniu całej rzeczywistości zagraża zaćmienie mrocznego słońca, które sprawia, że nikt urodzony w roku zdarzenia nie ma szansy przeżyć. Mimo to dwa razy zdarzyło się, że dziecię przetrwało wyrok losu, raz poddając się siłom dobra, a raz ciemności. Czas mijał, a opowieści o wielkiej bohaterce i jej najgorszym wrogu przeszły do legend. Jednak w końcu zaczęło zbliżać się kolejne zagrożenie. Powodowało coraz większe napięcia wśród ludności, która zaczęła żyć nadzieją, że znajdzie się ktoś, kto zamknie Wrota Otchłani i opóźni rychły koniec świata…

Znając formułę SaGi, można by się spodziewać wrzucenia w sam środek walki między dobrem i złem. Teraz jednak gracz zostaje wrzucony w środek wielkiego świata, w którym samodzielnie musi odnaleźć swoją drogę. Co więcej, tym razem musi też samodzielnie odnaleźć drogę jako jedna z ośmiu postaci. Wybranej osobie można w ograniczonym stopniu ustawić statystyki oraz dobrać główną broń. Każda z postaci dostaje swój własny wstęp fabularny, co determinuje główną motywację, jaka pcha ją do przodu w trakcie rozgrywki. I mimo że losy bohaterów przeplatają się ze sobą, nie ma tu mowy o ośmiu zupełnie innych historiach.  Dodatkowo, od naszego wyboru zależy nie tylko styl rozgrywki, ale również początkowy zestaw postaci dostępnych do rekrutacji do drużyny. Problemem jest jednak to, że po przejściu samego wstępu… tempo zdecydowanie się wytraca, a całkiem ciekawi zaczęte wątki fabularne nikną w obliczu zupełnej niewiedzy, co dalej robić ze sobą i swoją postacią.

Podobnie jak dwójka, SaGa 3 zarysowuje ogólny cel rozgrywki – zamknąć cztery Wrota Otchłani, w międzyczasie zajmując się czymkolwiek, co spędza sen z powiek wybranemu bohaterowi. W praktyce jednak rzeczy do zrobienia jest znacznie więcej, a informacji o nich jak na lekarstwo. Szukanie questów jest równoznaczne z rozmawianiem ze wszystkimi możliwymi NPC-ami, odnajdywanie u nich informacji na temat lore’u świata, a następnie eksplorowanie miejsc, o których się zaledwie usłyszało, że „gdzieś są”  i „coś tam jest”. Ogólnie rzec biorąc, system sprawdza się świetnie. Dzięki niemu zgłębianie świata zawartego w Romancing SaGa 3 to naprawdę pasjonujące zajęcie. Bardzo pomagają w tym też wątki poboczne, które potrafią fascynować choćby ze względu na to, ile wysiłku trzeba włożyć w ich poznawanie. Fakt, że w trakcie robienia questa kilka razy gracz zdąży się pogubić i zapomnieć, co ze sobą zrobić, również satysfakcjonuje, bo w końcu zadanie i tak wykona. Co zatem jest problemem? Otóż już w poprzedniczce wybór był spory, ale eksploracja możliwości następowała stopniowo. Tymczasem przymiotnik „stopniowo” jest ostatnim, jak by pasował do trójki. Po pierwszych dwóch godzinach za pośrednictwem portu dostajemy dostęp do praktycznie całego świata gry. Po kolejnych trzech ogrom możliwości zostaje zastąpiony poczuciem natrafienia na ścianę i bezcelowym błąkaniem się. Wszystko dlatego, że łatwo natrafić na questa, ale nie mamy pojęcia, jaki opór stawią przeciwnicy. Z szeregowymi zwykle można sobie poradzić, ale już znakomita część bossów przedstawia dość wyśrubowany poziom trudności. W związku z tym już od samego początku czekają nas godziny dość uciążliwego grindu.

Trzeba jednak przyznać, że same potyczki są dość ciekawe, co wynika przede wszystkim z charakterystycznego dla SaGi systemu rekrutacji. Kolejne questy pozwalają odblokować kolejne postaci, chociaż trzeba uważać, bo niektóre podjęte decyzje mogą to zaprzepaścić – i jest to kolejny aspekt zwiększający immersję w otwarty świat SaGi. Łącznie można zrekrutować do 23 bohaterów, a każdą drużyną zbudowaną spośród nich gra się odrobinę inaczej. O ile w poprzedniczce otrzymywanie nowych skilli zależało od otrzymywanych punktów technicznych oraz wykonywanych w trakcie potyczek akcji, tak tutaj system uproszczono  i pozostawiono drugi wymóg. Niestety, nadal nie zostało w pełni wyjaśnione, jakie konkretnie działania pozwalają na odblokowanie nowych ruchów. Nie zmienia to jednak faktu, że w jakiś sposób napędza to do kolejnych walk oraz dywersyfikowania swoich strategii, bo im większy jest możliwy zakres ruchów, tym ciekawiej się walczy, zwłaszcza w przypadku wymagających przeciwników. Nieco mniej sensowny jest tutaj system punktów życia, który został w spadku po SaDze 2. Poprzednio, przy groźbie ostatecznego permadeath miało to sens. Tutaj, gdy jest tylko jeden główny bohater, a punkty życia (tracone przy sprowadzeniu HP postaci do zera) odnawiane są po wizycie w gospodzie, okazuje się być to tylko niepotrzebnym, zaśmiecającym interfejs elementem.

Pod względem wykonania gra jest naprawdę dopracowana. Projekty przeciwników nie powtarzają się, w tym również ich sposoby ataku. To samo można powiedzieć o postaciach i NPC-ach. Małe szczegóły, takie jak przebijanie się światła w lochach czy zróżnicowane miasteczka, cieszą oko, wzmacniając ogólne dobre wrażenie płynące z wysokiej jakości kolorowego pixelartu. Wtóruje mu klimatyczna, zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa. Nie mówię o wspięciu się przez autora na wyżyny kompozytorskie, ale muzyka naprawdę tworzył atmosferę rozgrywki. Drobne ułatwienia w stylu zapisu przebiegu questów, dla współczesnych graczy oczywiste, czynią interfejs nieco mniej archaicznym w stosunku do dwójki. Nadal jednak czuć, że w niektórych miejscach pozycja skorzystałaby na nieco większej przejrzystości, zwłaszcza w przypadku ekwipunku, który ogólnie rzecz biorąc jest raczej ubogi. Brakuje zarówno możliwości zdobywania nowych przedmiotów, jak i ulepszania ich, przez co środek ciężkości rozwoju bohatera spada przede wszystkim na rozwijanie skillów oraz umiejętności magicznych.

Dodatkowo „zwykłe” questy (które, pomimo niskiego progu wejścia, nieraz okazują się naprawdę wielopoziomowe i wciągające) urozmaicają różnego rodzaju mini gierki, które angażują na tyle, że „mini” przestaje mieć zastosowanie. Chociażby zabawa w małego monopolistę czy zaciągnięcie się jako najemnik do walki zbrojnej są naprawdę dobrym dodatkami. Pozwala to nawet nie tyle na przedłużenie rozgrywki, co zwiększenie immersji i oderwanie jej od standardowej formuły jRPG-a. Wespół z mikrodecyzjami, które mają autentyczny wpływ na przebieg doświadczenia gracza, czyni to Romancing SaGę 3 tytułem wyjątkowym nie tylko ze względu na otwartość świata, ale przede wszystkim ze względu na to, jak ten świat potrafi wciągnąć, pomimo zagubionej linii fabularnej.

Krótko mówiąc, Romancing SaGa 3 to naprawdę bogaty w zawartość tytuł, serwujący masę ciekawych, rozbudowanych side questów, które pozwalają oderwać się od potężnego wyzwania, jakim jest główna linia fabularna. Niestety, sama główna opowieść nieco gubi się w zalewie zawartości i braku jakichkolwiek wskazówek, jak się w niej odnaleźć. Także pewne archaizmy w systemach rozwoju postaci dają się we znaki. Tytuł jest dzięki temu i klasycznym, i odmiennym od niego doświadczeniem. Zapewnia też poziom wczucia się znany z papierowych RPG-ów, więc rekomenduję tę pozycję wszystkim fanom gatunku, mimo sporej ilości wad.


Ocena: 7/10


Producent: Square
Wydawca: Square Enix
Data wydania: 11 listopada 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga:
643 MB
Cena: 135,99 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 136 PLN.


 

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Skorrpion pisze:

    Gra zapewne jest dobra… ale cena znacząco zniechęca do kupna, w końcu to jest tylko port starej już gry ze Snesa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *