Gunman Clive HD Collection

Przyznaję się bez bicia, że nie jestem zwolennikiem maleńkich, nieskomplikowanych gier. Uważam, że warty uwagi przebój pokroju Angry Birds trafia się co najwyżej raz na dekadę. I właśnie dziesięć lat po premierze megahitu Finów z Rovio Entertainment na moim Switchu, za namową kolegi, wylądował Gunman Clive HD Collection. Jest to zestaw dwóch minimalistycznych platformerów o bardzo oszczędnej oprawie, nieskomplikowanej i krótkiej rozrywce oraz bardzo niskiej cenie. Jak dla mnie całość zapowiadała się naprawdę kiepsko. Nawet nie wiecie, w jak dużym błędzie byłem.

Recenzję napisał Fryta

To nie będzie długa recenzja, gdyż zestaw opisywanych gier nie należy do najbardziej rozbudowanych – całość pęka w mniej niż dwie godziny. Zaręczam jednak, że znaczna część z Was do rozgrywki startować będzie ponownie, tym bardziej, że można ją sobie urozmaicać. Obojętnie jak i który raz podejdziemy do gry, będzie to bardzo mile spędzony czas, pełen westernowych strzelanin z przeróżnymi złoczyńcami, maszynami oraz elementami fauny, a także zaciekłych pojedynków z ciekawymi bossami. Akcji jest sporo, jak to w oldscoolowej, dwuwymiarowej platformówce – nad uchem świszczą kule, w powietrzu fruwają przeszkadzajki, a kawałki stałego lądu są w ciągłym ruchu. W części drugiej jest tego wszystkiego nieco więcej, a w dodatku zostało to podane w nieco ciekawszej formie, ponieważ pojawiają się m.in. loty na stalowym ptaku czy też szaleńczy galop na wierzchowcu. Całość, jak widać, jest zróżnicowana, a jeśli dodamy do tego responsywne i dopracowane sterowanie, to otrzymamy zwyczajnie dobrą pozycję!

Nie chcę w tym momencie zabrzmieć sztampowo i po raz kolejny zanudzać, że jako gracze często przekładamy wodotryski nad dobry koncept, ale w przypadku Gunman Clive HD Collection warto porzucić chęć na efekciarskość. Bo ta oto ascetyczna graficznie growa miniatura (część pierwsza jest prawie że monochromatyczna, w części drugiej twórcy wyraźnie postawili na zabawę paletą kilkunastu barw), za sprawą rewelacyjnego udźwiękowienia, świetnego kreskówkowego klimatu, a także doskonałej grywalności zapewniła mi przysłowiowego banana na twarzy, większego aniżeli niejeden tytuł AAA. I to wszystko za jedyne 8 zł (cena z promocji). Za taką kwotę trudno w e-shopie o pozycję dająca tyle radochy, i to zarówno na Switcha, jak i na poczciwego 3DS-a. Tym bardziej, że jak już wcześnie wspomniałem, grę cechuje wysoka regrywalność. Zapewnia to nie tylko wybór poziomu trudności ponownej przygody na Dzikim Zachodzie, ale również wybór postaci o odmiennych atrybutach, nie wspominając o poprawianiu czasowych rekordów.

A skoro wywołaliśmy już do tablicy konsolowego dziadka z trójwymiarowym ekranem na pokładzie, to szczerze polecam nabycie właśnie tej wersji. O ile nie korzystam z 3D w praktycznie żadnej grze, tak w o omawianym tytule bajer ten sprawdza się wybornie.

Podsumowując, z uwagi na fakt, że Red Dead Redemption 2 jeszcze przede mną, Gunman Clive HD Collection wskakuje na podium mojego prywatnego rankingu gier, których akcja rozgrywa się na spalonej słońcem ziemi zachodniej Ameryki.  Produkcja jest jednak daleko za epicką historią Johna Marstona (pierwsza część Red Dead Redemption), ale jest tuż za moim ukochanym Lucky Luke’em z pierwszego PlayStation. Szczerze polecam ten bardzo soczysty kawałek kodu, który w promocji można wyrwać za cenę przeciętnego hamburgera. A teraz wracam ponownie chwycić za rewolwer!


Zalety:

  • niska cena
  • dopracowane sterowanie
  • kreskówkowa grafika
  • świetne udźwiękowienie
  • wysoka regrywalność

Wady:

  • mało bonusów
  • mogłaby być dłuższa

Grafika: 7
Dźwięk: 9
Grywalność: 8

OCENA: 8/10


Producent: Hörberg Productions
Wydawca: Hörberg Productions
Data Wydania: 17 stycznia 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 143 MB
Cena: 16 zł


Recenzja została przysłana na konkurs „Zrecenzuj mnie! 2”.


Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *