Subdivision Infinity DX

Niektóre konwersje z komórek bywają przyjemne. Recenzje wielu z nich możecie znaleźć na naszym portalu. Dobrym przykładem jest Manticore: Galaxy on Fire – ma swoje problemy, ale na krótką metę jest przyjemny. Subdivision Infinity DX wydaje się grą podobną i równie przyjemną. Nie dajcie się jednak zwieść zwiastunom.

Zacznijmy od rzeczy fajnych. Gra hula na Unreal Engine, który gwarantuje solidną oprawę graficzną. Rozdzielczość może nie dociera do 1080p, jednak modele statków są szczegółowe, a delikatny anty-aliasing może się podobać, ładnie maskując wspomnianą rozdzielczość. Statki przeciwników widowiskowo wybuchają, skały łamią się. Jak na tę cenę jest wyśmienicie.

Gra składa się z kilkunastu misji, w trakcie których niszczymy mniejsze i większe statki, wieżyczki czy nawet skały (te ostatnie zawierają materiały do craftingu). Jeśli teraz czekacie na przejście do urozmaiceń, to nie wiem, gdzie i czy w ogóle są, bowiem po dwóch godzinach grę odpuściłem.

Doszło do tego z powodu poziomu trudności i niezbalansowanej SI. Grę zacząłem na normalu, a po dwóch misjach przełączyłem na easy. Ulepszyłem statek, po chwili zasiadłem za sterami nowej maszyny, wykupiłem lepsze uzbrojenie (swoją drogą, mamy go tylko trzy rodzaje – bronie balistyczne, laserowe i rakietowe), lecz wszystko to jak krew w piach. Sprawdziłem opcje – poziom trudności był na easy, włączona asysta celowania też była aktywna. Na nic się to jednak zdało.

Walka z małymi statkami przeciwnika była jeszcze do wygrania. Co prawda nie mamy żadnych form uniku, przeciwnicy mają zdecydowanie większy zasięg niż my (zmiana broni nie zmienia zasięgu), ale nasza tarcza jest jednak w stanie wytrzymać ostrzał trzech małych statków (o ile szybko się z nimi uporamy). Przyszło mi jednak niszczyć wieżyczki na dużym statku – tutaj nie było zmiłuj. Strzelały we mnie wszystkie, ja nie byłem w stanie namierzyć nawet jednej z nich i ginąłem w 8 sekund. Misję przechodziłem 20 minut, podlatując od dołu statku (by jak najmniej wież mnie zauważyło), strzelając jedną salwą i chowając się, by zregenerować tarczę. Potem walczyłem z większym statkiem-bossem, który wyrwał się chyba z Manticore: Galaxy on Fire. Był zdecydowanie szybszy, zawracał w miejscu i szarżował prosto na mnie. Po jednej szarży mój statek ginął. „Ale przecież mógłbyś go uniknąć!”. Owszem, mógłbym, gdybym grał w inną grę – przypomnę, że tutaj nie ma ani uników, ani żadnych specjalnych umiejętności, a nasz statek porusza się niczym mucha w szklance pełnej Monstera.

Szkoda, bo potencjał był. Gdyby tylko twórcy dodali zdolności specjalne, zwiększyli mobilność statku, poprawili celowanie, zmniejszyli zasięg wrogów i urozmaicili misje, byłoby dobrze. Fabuły jednak nie uratowałoby nic – boli brak większego celu, charakternych postaci i dubbingu. Dałoby się to przełknąć, gdyby rozgrywka mrowiła nadgarstki. Tutaj mrowiły tylko nerwy, aż w końcu po kolejnym z rzędu zgonie po szarży bossa krzyczało się „Pierdolę, nie gram w to!”.

Po sprawdzeniu liczby lokacji wyszło, że ukończyłem 40% gry. Nie mam siły grać dalej. Bardzo szkoda zaprzepaszczonego potencjału. Jeśli reszta Subdivision Infinity DX nie zmienia się diametralnie (a nie mam powodu, by tak sądzić), to jest to dla mnie gra na 3,8/10. Opinie w internecie są bardziej przychylne, zarówno dla wersji switchowej, jak i PS4/PC. Jeśli jednak jesteście fanami gatunku, macie sufit w gwiazdki i łóżko w kształcie myśliwca, pobierzcie najpierw darmową wersję na Androida i sprawdźcie, czy Wam ta gra pasuje,  żebyście później nie płakali. Zostaliście ostrzeżeni.


Serdecznie dziękujemy Blowfish Studios
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: MistFly Games
Wydawca: Blowfish Studios
Data wydania: 8 sierpnia 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,8 GB
Cena: 52 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *