Klonoa: Phantasy Reverie Series

Remaster remastera na ćwierćwiecze serii.

W końcówce lat dziewięćdziesiątych Klonoa: Door to Phantomile świetnie udowodniała, że na rynku platformówek wciąż może być miejsce dla czegoś innego niż przygody Crasha, Gexa czy Croca. Dzięki charakterystycznemu połączeniu rozgrywki 2D z kreacją świata w 3D udanie przyciągała przed PSX-y fanów zarówno tradycyjnych zręcznościówek, jak i graczy zachłyśniętych trójwymiarem. Pomysł okazał się być świeży nawet ponad 10 lat po debiucie, kiedy to na Nintendo Wii ukazał się równie ciepło przyjęty remaster tytułu. Dziś, 25 lat po pierwotnej premierze, Namco serwuje odświeżony dwupak złożony z drugiej części gry (wydanej w 2001 już na PS2 Klonoa: Lunatea’s Veil) oraz… remastera pierwszej części uniwersum. Sprawdźmy więc, jak podwójnie odgrzany kotlet sprawdza się na współczesnym sprzęcie.

Na początek mała uwaga: z racji niewielkich różnic zarówno w oprawie, jak i gejmpleju, poniższa recenzja odnosi się do obu gier zawartych w pakiecie.

Pierwowzór serii Klonoa ujrzał światło dzienne w roku 1998. Produkt będącego wówczas w szczytowej formie Namco od początku określany był mianem platformera 2,5D, co z automatu sugerowało inspirację kultową pod koniec poprzedniego millenium serią Pandemonium. Jak dla mnie jest to zbyt duże uproszczenie, gdyż obie gry więcej dzieliło niż łączyło. Pandemonium przede wszystkim wydawało się być kierowane do nieco bardziej dojrzalszych graczy. Klonoa natomiast bardziej celuje w młodszych, co czuć w prawie każdym aspekcie tej pozycji. Posiada wprawdzie warstwę fabularną, ale została przeobleczona w formę bajki (nie baśni!) i ma prawo zainteresować co najwyżej najmłodszych graczy. Niemniej, mimo że trywialna, jest ona bardzo solidnie przedstawiona w formie licznych cutscenek generowanych na silniku gry, w dodatku są wypełnione bardzo licznymi dialogami. Wstawki można zarówno przyspieszać, jak i całkowicie pomijać, co z pewnością jest miłym ukłonem w stronę dojrzalszych graczy. Tradycyjnie dla moich recenzji nie zamierzam zdradzać ani grama scenariusza, ale jak się pewnie domyślacie, nie zabraknie ratowania świata, pomocy słabszym oraz… potężnej ilości cukru, który wyraźnie widać na screenach. Dodatkowo, dźwięki, które można usłyszeć w trakcie wspomnianych przerywników – wydawane przez bohaterów okrzyki i piski (całkowicie brakuje tu voice actingu) – są typowo japońskie, acz bardzo klimatyczne. Momentalnie przenosiły mnie w nastrój końcówki lat dziewięćdziesiątych. I tylko szkoda, że gra nie została podana w języku polskim, gdyż większość dzieciaków może nie podołać angielskiemu użytemu w grze…

Tym, co najpierw rzuca się w oczy po spojrzeniu na głównego bohatera, są z pewnością jego ogromne uszy. Ich wielkość umożliwia przede wszystkim szybowanie, a co za tym idzie docieranie do mniej lub bardziej niedostępnych miejsc. Nasz protagonista nie potrafi atakować rywali, ale tu w sukurs przychodzi mu znaleziony w trakcie intra pierścień. Dzięki niemu Klonoa może chwytać przeciwników i, w zależności od potrzeb, wykorzystywać ich do likwidacji innej przesłodkiej kreaturki bądź jako pomoc w celu dotarcia do platform inaczej nie osiągalnych. Rozgrywka wydaje się banalnie prosta, ale w rzeczywistości okazuje się całkiem interesująca. Etapy bywają niezwykle zakręcone oraz pełne rozwidleń i miejscówek do których dojście wymaga niezłej gimnastyki. Częstokroć, aby dostać się do kolejnej sekcji, trzeba sporo się nachodzić w poszukiwaniu klucza lub wrócić się z końca obranej drogi do jej początku na rozwidleniu, by rozpocząć wędrówkę w drugiej odnodze. Co jakiś czas levele są też uzupełniane sekcjami odbywającymi się na ruchomych maszynach czy też pojedynkami z bossami. Pozytywną całość dopełniają porozsiewane w zakamarkach plansz znajdźki. Może się to wydawać banalne, ale szukanie opcjonalnych elementów na dwuwymiarowych poziomach jest jeszcze bardziej wciągające niż w 3D oraz… trudniejsze! Małą wadą rozgrywki jest jedynie przyrastający nieliniowo stopień trudności, objawiający się masowym zaliczaniem początkowej fazy gry bez jakichkolwiek potknięć oraz sążnistym stekiem bluzgów na końcowych planszach, kiedy to niejednokrotnie nie jest już graczowi do śmiechu.

Jeśli idzie o technikalia, to omawianemu tytułowi trudno cokolwiek zarzucić. Słodkie melodie z pewnością wpadną w ucho najmłodszym, a tym nieco starszym przypomną radosne czasy młodości, kiedy to w grach (w znacznej mierze pochodzących wówczas przecież z Japonii) były to standardowe aranżacje. Teoretycznie gra śmigać powinna w 60-klatkach, ale zagraniczne serwisy donoszą, że na Switchu zwykle jest to wartość oscylująca między 40 a 50 fps. Jest więc sporo gorzej niż na innych współczesnych sprzętach, ale moim zdaniem i tak nieźle, zwłaszcza że tempo rozgrywki nie jest jakoś wybitnie dynamiczne. Do grafiki ciężko mieć zastrzeżenia – wszystko wygląda na ładnie wygładzone i rozciągnięte do maksymalnych rozdzielczości jakie zdoła wycisnąć nasza ukochana konsola. Wprawdzie niekiedy jest nieco plastikowo, a przez małą liczbę obiektów dodatkowo sztucznie, ale taki już urok podbijania wizualiów w tytułach z początku wieku. Trochę jednak szkoda, że w przypadku pierwszej części gry deweloperzy wzięli na warsztat remaster z 2008 roku, a nie pierwowzór z Szaraka, który, moim zdaniem, na ekranie Słicza prezentowałby się znakomicie. Cóż, tak pewnie było prościej, a na pewno taniej… Na otarcie łez otrzymujemy graficzne filtry, które mają nam przybliżyć oldskul, ale o ich obecności wspominam tylko z recenzenckiej powinności, sam nie widziałem potrzeby z ich korzystania.

Jak więc smakuje podwójnie odgrzany kotlet? Mimo że za wyjątkiem bigosu nie przepadam za konsumpcją dań, które dopiero co widziałem na talerzu więcej niż raz, to Klonoa: Phantasy Reverie Series okazała się całkiem zjadliwą pozycją. To dwie bardzo przyzwoicie prezentujące się produkcje, które ani nie wyróżniają się niczym szczególnym, ani też nie rażą niedociągnięciami. Zdecydowanie polecić mogę ten zestaw przede wszystkim najmłodszym (z myślą o nich przygotowano znacznie łatwiejszy poziom trudności oraz mocno ograniczony tryb kooperacyjny, który wręcz stworzony został dla rodziców) oraz miłośnikom klasycznych pozycji. Nie udało mi się sięgnąć po Klonoę na PSX oraz Wii, cieszę się więc, że mogłem nadrobić zaległość teraz, i dodatkowo mogłem też poznać drugą część serii!


Polecamy


Producent: Monkey Crafts
Wydawca: Bandai Namco
Data wydania: 8 lipca 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa i pudełkowa
Waga: 7,2 GB
Cena: 199 PLN

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Samarytanin pisze:

    Ciekawa gierka mam w planach zakupic ale najpier bayonetta 3 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *