Tower of Time

Jeśli graliście kiedyś z przyjaciółmi w klasycznego RPGa prowadzonego przez Mistrza Gry, moglibyście zachwycić się Tower of Time. Ja się zachwyciłem, ale po kilku godzinach Mistrz Gry zaczął się jąkać, przerywać, a nawet wychodzić z pokoju.

Zaczyna się naprawdę intrygująco. Ludzkość spotkał tak potężny kataklizm, że wiedza o historii naszej cywilizacji zaginęła. Jako dowódca królewskiej straży wyruszamy do dziwnej, zakopanej w ziemi odwróconej wieży, w której byliśmy już w dzieciństwie i która od tego czasu przyciągała nas dziwną siłą. W środku znajdujemy tron, któremu nie sposób się oprzeć, więc zasiadamy na nim. Od tej chwili kierujemy drużyną złożoną z ludzkich zwiadowców, jak i wysłanników innych ras, by zbadać tajemniczą wieżę i uratować ludzkość przed wyginięciem.

Opisy często ubogacają nie tylko historię ale też to, czego nie jest w stanie pokazać szata graficzna.

To, co wyróżnia grę Event Horizon na tle konkurencji, to sposób opowiadania historii. Pełno tutaj książek, opisów przyrody, wydarzeń czy nawet uczuć naszych bohaterów. Postacie z kolei są genialnie napisane – każda ma inny charakter, słownictwo czy styl wypowiedzi. Często też się kłócą, a my z kryształowego tronu możemy rozstrzygać ich spory, zyskując sympatię części zespołu i tracąc zaufanie pozostałych. Jak na skalę tego projektu, ilość książek rozbudowujących świat poraża liczebnością, historia jednak rozkręca się powoli. Natomiast rozległe poziomy premiują ciekawość i eksplorację. Wszystkie elementy wsadzone w miejsce akcji są spójne i stosownie wplecione w produkcję (no, może oprócz faktu, że wieża jest odwrócona, czego wizualnie w środku jakoś nie widać). Całą historię chce się poznać już od wstępu, a podbija to i ułatwia całkiem solidne polskie tłumaczenie!

Tekstu w tej grze cała masa, cieszy całkiem niezła polska wersja językowa.

Walka jest ciekawą odskocznią od przemierzania poziomów zakopanej budowli. Po napotkaniu przeciwników przenoszeni jesteśmy na osobną arenę, gdzie pojawiający się w teleportach wrogowie nacierają na naszą czteroosobową ekipę. Walka toczy się w czasie rzeczywistym, jednak już normalny poziom trudności zmusza nas do korzystania z aktywnej pauzy i strategicznego podejścia do przeciwników. Musimy wiedzieć, jaki czar rzucić, jak odgrodzić postacie atakujące od przeciwników, zwrócić ich uwagę na tanków czy pomóc drużynie, zanikając broń odpowiednim żywiołem. Postacie rozwijamy nie walcząc, a rozbudowując odpowiednie struktury, do których najpierw musimy znaleźć schemat. Nigdy więc nie będziemy zbyt „potężni”, bowiem grind nie istnieje. Mamy za to totalną dowolność w rozwijaniu podstawowych statystyk postaci, jak i  wlevelowaniu umiejętności specjalnych. Jednak potyczki to nie tylko walka z falami przeciwników – czasem musimy pokonać bossa, zniszczyć portale respiące wrogów, chronić kule many, a na niektórych planszach pojawią się atakujące nas magiczne wrogie budowle, które możemy zniszczyć, ale możemy je też zignorować. Cud, miód, malina, brać, grać, nie oglądać się za się… NIE! STOP.

Walka wcale nie jest łatwa, mocno pomaga aktywna pauza.

Tower of Time to gra cudowna, jest jednak trawiona masą małych niedociągnięć technicznych. I kilkoma naprawdę dużymi. A to wyświetla nam się ikonka interakcji, ale po wciśnięciu przycisku nic się nie dzieje, a to sama z siebie przewinie się cutscenka, zanim zdążymy dotrzeć na drugą planszę z tekstem, przeciwnik się zatnie i nie będzie atakował. Zdarzyło się też, że miałem pokonać wszystkich wrogów, ale zadanie zostało zaliczone, mimo że jakiś wróg jeszcze biegał sobie po mapie. Spadki klatkażu w trakcie walki do kilku na sekundę też można przeżyć, bo mamy dzięki temu aktywną pauzę. Menu nie jest zbytnio przystosowane do konsol, czcionka potrafi być nieczytelna i na telewizorze, i w trybie tabletowym. Minimapa mogłaby być większa, a kursor w trakcie walk aż prosi się o implementację sterowania ruchem lub dotykiem. Największy problem jest jednak w tym, że gdy na ekranie dzieje się za dużo, gra po prostu odmawia posłuszeństwa i wywala do menu konsoli.

Pierwszy raz natrafiłem na ten problem po pięciu godzinach gry. Trzy teleporty na mapie, każdy spawni przeciwników innego rodzaju. Ten najbardziej oddalony ode mnie zostawiłem sobie na koniec. Tak się jednak złożyło, że przywoływał on przeciwników elitarnych, którzy po zauważeniu mojej drużyny rzucali czar. Wszyscy jednocześnie. Konsola dławiła się przez chwilę, po czym gra się wyłączyła. I tak trzy razy. Potem teleport ten zaatakowałem jako pierwszy, klatki poszły w dół, owszem, ale udało się przejść dalej. Gra nadal wykrzaczała się co dwie godziny, ale jedną walkę mogłem powtórzyć. Niestety mój styl gry jest chyba zbyt „brutalny” dla silnika gry, bo gdy tylko pojawiał się silny wróg, rzucałem w niego wszystkimi czarami, które mam w zanadrzu, a gra się wysypywała. W końcu po prostu miałem tego dosyć i odłożyłem Tower of Time w połowie wątku fabularnego. Przeciwników na ekranie było coraz więcej, klatek coraz mniej, a ja nie byłem w stanie rzucić więcej niż trzech czarów, bo gra się wywalała.

Grze wyjątkowo rzadko zdarzy się wykrzaczyć w trakcie przemierzania wieży. W walkach jest dużo gorzej.

Nie wystawię oceny Tower of Time, bo uważam, że byłoby to niesprawiedliwe. Gry nie ukończyłem, bo nie jestem w stanie, mimo że na początku mnie zachwyciła. Niestety potem złapała za twarz i uderzyła w ścianę. Nie usunę jej jednak z karty pamięci, bo mam nadzieję, że pojawi się patch, który pozwoli mi ją ukończyć i opisać Wam ostateczne wrażenia z tego tytułu. A jeśli patcha nie będzie w przeciągu pół roku, grę przejdę na PC.


Serdecznie dziękujemy Digerati
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Event Horizon
Wydawca: Digerati
Data wydania: 25 czerwca 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 6,2 GB
Cena: 100 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *