MindSeize

MindSeize zwrócił moją uwagę przyjemną oprawą wizualną rozgrywki. Trailer gameplayu też wyglądał zachęcająco. Ostatecznie jednak nie spędziłem zbyt wiele czasu z tym tytułem.

Protagonistą jest M.C. Fox, prywatny detektyw, który pracuje nad sprawą związaną z międzygalaktyczną organizacją przestępczą. Najwyraźniej za dużo odkrył, ponieważ pewnej nocy włamał się do jego domu członek ten grupy, aby pokazać mu, że podąża złą ścieżką. Wymierzona kara była dotkliwa – Fox został sparaliżowany od pasa w dół, a jego córce została ukradziony umysł. W jakiś czas później zrozpaczony i zrezygnowany ojciec daje się namówić przyjacielowi na zostanie najemnikiem w prywatnej grupie uderzeniowej. Ponieważ akcja gry dzieje się w przyszłości, nic nie stoi na przeszkodzie, aby kaleki detektyw mógł wykonywać misje, wszystko dzięki możliwości przeniesienia świadomości do robotycznego ciała. Akcja MindSeize prowadzi przez cztery planety, na  których będziemy szukać oprawcy i córki oraz poznamy kilka innych informacji o tym świecie. Tekstu trochę jest, ale brak mu jakiegoś haczyka, który by wciągnął w poszukiwanie sprawiedliwości, więc większość pewnie będzie go pomijać.

Kreska postaci i scenek nie należy do najładniejszych, to na pewno.

Ale to nie fabuła mnie zainteresowała w materiałach promocyjnych tej gry, a gameplay. Raz na jakiś czas lubię postrzelać, tu jeszcze dodali miecz, robienie ulepszeń i metroidvanię, a podali to w ładnym 2D. Dodatkowo klip promujący zawierał taki zestaw nagrań z rozgrywki, który sprawiał wrażenie, że postać porusza się sprawnie i gładko, i tak samo rozprawia z wrogami. Niestety wiele z tych rzeczy okazało się nie w pełni zgodne z rzeczywistością. Zacznijmy od ruchu – rzeczywiście jest gładkie w kwestii biegania, skakanie też daje radę, choć czasem trudno stwierdzić, czy postać gdzieś doskoczy, oraz na początku przyczepianie się do ściany trochę męczy, zresztą późniejsze odbijanie się od niej też jest średnie. Niepełna zgodność z materiałem promocyjnym a faktyczną rozgrywką objawia się podczas walki. Do dyspozycji mamy karabin i nie można stać i strzelać po kącie w górę, co bardzo utrudnia rozprawianie się z latającymi przeciwnikami oraz omijanie ich ataków podczas ostrzału. Poza tym długo trwa, zanim znajdziemy jakieś podbicie mocy karabinu, więc za długo trzeba robić dłuższy ostrzał. Drugi brak gładkości zabijania objawia się w drugiej broni, którą jest miecz. Trzy zamachy wykonywane są sprawnie, ale blokują wszelki inny ruch. A że domyślnie łatwiej kliknąć kilka razy, to nieraz zdążymy oberwać od jakiegoś latadła, zanim ciąg ataków się skończy. Z kolei wrogowie poruszających się  po ziemi mają dość długie przerwy między atakami i nieraz często trudno wyczuć, kiedy zrobić przerwę w ataku, a przecież nikt nie chce niepotrzebnie tracić czasu na czekanie na wymierzenie ciosu. Ciężko też ominąć strzał robaka, który jest zadziwiająco celny, a roboty kamikaze są za szybkie i często tak ustawione, że nie sposób nie oberwać zostawianym przez nie napalmem.

Ta fioletowa chmura to forma ataku przeciwnika, utrzymuje się nawet po jego zgonie i ciągnie w naszą stronę.

I to prowadzi do kolejnych zniechęcających do gry rzeczy. Jedną z nich jest odrzut po otrzymaniu obrażeń – cholernie frustrujące i w tych czasach zupełnie niepotrzebne. Oczywiście nieraz z tego powodu wpadniemy w jakąś przepaść i będziemy musieli powtarzać kawałek planszy. Ale bywa to też irytujące w innych przypadkach. Na przykład jedna walka z bossem wyglądała tak, że zły skok spowodował wpadnięcie w wąską przestrzeń; wydostanie się z niej wymagało przynajmniej sześciu odbić od ścian, ale zanim udało się wyskoczyć, dostawało się granatem i spadało na kolce… Następnym utrudnieniem jest zbyt wysoka ilość HP przeciwników w stosunku do zadawanych obrażeń. Po prostu na normalu za długo trwa ubijanie wrogów, a trzeba zaznaczyć, że się resetują wraz z każdym powrotem do danej sekcji mapy. Żeby było „ciekawiej”, nasze punkty obrony na tym poziomie trudności też nie są wysokie, więc łatwo zginąć. Na szczęście w trakcie gry można zmienić poziom trudności, ale to właściwie tylko odbija się na znacznie większej odporności naszego robota. Nie zmienia to jednak faktu, że i tak można nieźle po drodze oberwać, na przykład podczas drogi do ponownej walki z bossem… Ciągiem dalszym uprzykrzeń jest rozplanowanie plansz i chceckpointów. Gdy zginiemy, to tracimy wszystko, od kasy po postępy odkryte na mapie. Pierwszą planetę przemęczyłem, ale gdy na drugiej zginąłem po odkryciu całkiem sporego kawałka mapy, stwierdziłem, że nie warto już się męczyć.

Wspomniana walka z bossem i kolumnami. Oczywiście ta mała kulka też potrafi nas zrzucić z w dół…

MindSeize może nie ma zbyt wciągającej fabuły, ale wygląda dobrze, przynajmniej w części gameplayowej, brzmi też dobrze. Pod względem rozgrywki gra wygląda na w miarę interesującą, bo i korzystanie z karabinu, miecza i upgready zasadniczo są w porządku. Do mapy i nawet respawnu przecinków można by się przyzwyczaić, a bossowie potrafią dać frajdę. Niestety twórcy niepotrzebnie poszli w retro z trudnością, utratą wszystkiego po śmierci czy sposobem atakowania i odrzutem po otrzymaniu obrażeń. Tak wiem, są osoby, które to lubią, a gra swoją grafiką wskazuje historyczne źródła growej inspiracji, ale istnieją nowsze produkcje, które jednak potrafią  takie rzeczy ogarnąć i być przy tym odpowiednio skrojone pod względem zbalansowania trudności i robienia postępów. W związku z tym MindSeize mogę polecić tylko osobom, które lubią trudniejsze gry, choć tu ta trudność bardziej wynika z niedopracowania pewnych elementów, jak statystyki broni i obrony, czy ruchów. Z kolei pozostali mogą skierować swoje oczy ku bardziej dopracowanym produkcjom.


Ocena: 5/10


Serdecznie dziękujemy First Press Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Kamina Dimension
Wydawca: First Press Games
Data wydania: 30 września 2020 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna (zapowiedziana)
Waga: 2,8 GB
Cena: 89,00 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *