Planescape: Torment

Witam w kolejnym odcinku „Co poszło nie tak?”. Dzisiaj na warsztat weźmiemy przeniesioną na Switcha klasykę z peceta – Planescape: Torment.

Zamiast przytoczyć fabułę przynudzę Wam opowiastką z dawnych czasów. Gdy omawiany tytuł wyszedł pierwotnie na PC w 1999 roku, nie miałem kompa. Nie miałem go jeszcze przez jakieś 4-5 lat. Gdy już się pojawił, co jakiś czas przypominałem sobie o tej grze, ale jakoś nie paliło mnie do zagrania. Po prostu nigdy nie wciągnąłem się w granie na kompie, może dlatego, że wcześniej sporo czasu spędzałem z PSX-em i on ukierunkował mój gust. Po jakichś 15 latach okazuje się, że mogę zagrać w Planescape: Torment na Switchu, więc czemu by z tego nie skorzystać. Czasem te stare gry dają mi sporo frajdy. Zapomniałem jednak, że to nie jest hack’n’slash jak Diablo, i że jest tam drużyna, i że najlepiej sterować takimi grami myszką. Dopiero rozpoczęcie rozgrywki mi o tym przypomniało, więc sterowanie szybko mnie pokonało.

Nic w kierowaniu i zachowaniu prowadzonych postaci nie wydawało się naturalne. Przemieszczać się można na dwa sposób: prowadząc kogoś z drużyny za pomocą analoga lub używając kursora, by wskazywać, gdzie ma pójść. Aby pokierować całą lub częścią drużyny, trzeba po kolei najechać kursorem na pożądane osoby i wybrać je X-em. I teraz niespodzianka, oczywiście nie można tego zrobić przy chodzeniu analogiem. Aby zmienić formę prowadzenia postaci, klika się odpowiednio lewo i prawo na d-padzie. I żeby było śmieszniej, gra sama od siebie potrafi przeskoczyć między chodzeniem a kursorem, mocno kołując gracza. Chodzenie analogiem ma swoje korzyści, bo łatwiej przekopywać półki itp., ale słabe jest czekanie na resztę, gdy się za bardzo oddalimy. Gdyby chociaż twórcy dodali jakiś skrót do ataku czy innej ostatniej akcji, żeby szybko atakować wrogów, byłoby gładziej. Automatyczny atak działa, ale gdy kierujemy postaci kursorem… Wybieranie komend i chodzenie po menu w formie koła też nie jest za przyjemne, szczególnie gdy najpierw wybiera się atak, potem wskazuje kogo atakować, i jeszcze powtórzyć to z resztą drużyny. Nawet przekopywanie się przez znalezione rzeczy czy ustawianie przedmiotów jest nienaturalne, bo za dużo trzeba latać znacznikiem. I po co komu cztery bronie w jednej ręce, skoro korzysta z jednej?

Co jeszcze z błędów i innych takich… Grafika nie została porządnie odświeżona i czasem wszystko się zlewa, szczególnie gdy napada nas grupa przeciwników. Na dodatek gra czasem przytnie, raz na nawet trzy sekundy – Bezimienny biegł wtedy w miejscu, a potem sterowanie przeszło na kursor… Tekstu do przeczytania jest od groma i z jednej strony bardzo ułatwia to polska wersja językowa (napisy plus częściowy dubbing), z drugiej utrudnia mały tekst (na ekranie monitora z odległości ok. metra było okej, ale na małym ekranie jest słabo, podobnie zresztą jak z samą rozgrywką). Dodatkowo muzyka w scenkach psuje się w charakterystyczny dla staroci sposób – przerywa, pipczy itp. A z głupotek, które na co rusz się można natknąć, wymienić można dziwny pomysł na konieczność nazwania swojego pliku z save’em. Z pięć razy próbowałem zapisać grę, zanim załapałem, że wpisana w polu nazwy lokacja nie może być użyta… Z kolei w polskim tłumaczeniu są braki, nie w samych dialogach, ale kilka komend nie ma tłumaczenia.

A poza tym wstępne wrażenia z fabuły czy samej rozgrywki były w miarę pozytywne. Naprawdę byłem gotowy przysiąść i poświęcić grze te kilkadziesiąt godzin. Nawet przemknęło mi przez myśl, że jeśli pójdzie dobrze, to sprawdzę też Icewind Dale, bo obie pozycje są wydane razem, zarówno fizycznie, jak i cyfrowo. Ale po godzinie miałem już dosyć. Czarę goryczy przelało zacięcie się już w kostnicy. Potrzebowałem pamiętnika i kojarzę, że nawet jakiś znalazłem. Albo miał być zaszyty w trupie? Tak czy inaczej nie miałem już chęci poruszać postaciami za pomocą kulawego sterowania. Gra wygląda na ciekawą, ale sporo osób odbije się od tego wydania. Gdybyście jednak zasadzali się na nie, radzę porządnie się nad tym zastanowić. Jeśli koniecznie musicie zagrać w tego lub podobnego klasyka wydanego na Switchu przez Beamdoga, to może zdołacie przetrwać i może nawet przyzwyczaicie się do sterowania. Moja dawna ciekawość tytułu to było za mało, by w tych warunkach wytrwać dłużej niż godzinę.


Producent: Black Isle Studios
Wydawca: Beamdog
Data wydania: 15 października 2019 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 4,6 GB
Cena: 199,99 PLN


 

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. qwig pisze:

    Gra na switcha kosztuje tyle, co uzywany netbook i uywana edycja pc z jakies ekstra klasyki, a grajac na takim setupie kurwica nie wezmie czlowieka 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *