ScourgeBringer

Takie tytuły jak ten pokazują Sony, że nie warto jeszcze zamykać sklepu.

Tak, gra posiada polskie napisy. Na teoretycznie “martwej” konsoli.

Po pierwszym rzucie oka na screeny pomyślicie zapewne “E, kolejny indor, ile można, dajcie tej Vicie już spokój”. Natomiast  ja zapewniam Was, że to najlepszy indyk, w jakiego grałem na kieszonsolce Sony, a w obozie BigN tylko nieliczni mogą się z nim mierzyć.

Teoretycznie mamy tutaj do czynienia z klasyką roguelite’a. Wchodzimy do pokoju, pokonujemy wszystkich przeciwników, zbieramy walutę w postaci krwi i ruszamy dalej odkrywać mapę. Od czasu do czasu natrafimy na kupca sprzedającego broń czy ulepszenia, za które płacimy krwią (tą zdobytą z wrogów lub naszą własną), innym razem trafimy na fabularne zapiski czy minibossa. Pokonanie “mniejszych szefów” otwiera bramę do walki z faktycznym złodupcem, który potrafi nieźle przypierniczyć w główną bohaterkę. Jego pokonanie teoretycznie daje nam dostęp do kolejnego rozdziału, ale jak to w rogalikach bywa – za pierwszym razem nie dotrzemy do bossa, a tym bardziej go nie pokonamy.

Śmierć resetuje progres i cofa nas do Drzewa, gdzie wydamy Krew Sędziów (zdobywaną z wszelkiego rodzaju bossów) na stałe ulepszenia. Nie ma się co łudzić, nie zgarniemy tutaj stałej rozbudowy paska zdrowia czy permanentnego wzrostu do ataku. Otrzymamy za to nowe umiejętności, jak Furia do ataku obszarowego którą trzeba ładować; jest też możliwość zachowania pewnej części krwi na kolejne podejście czy odblokowanie mnożnika combo (który zwiększa ilość pozyskiwanej krwi). Rzeczy przydatne, pomagające w rozgrywce, ale jak to mówią na dzielni “bez skilla nie wygrasz”.

Sytuacja na screenie wydaje się prosta, ale tempo gry nie pozwala na zastanowienie się nad kolejnym ruchem.

Tempo walki w Scourgebringer jest szalone. Główna bohaterka posiada szeroki wachlarz ruchów – zwykły atak, Walnięcie (niszczy lub odbija pociski przeciwników), bieganie po ścianie, podwójny skok, zryw (dash w danym kierunku) i strzał z broni (raczej standard, pistolet, granatnik, mini-atomówka :D). Teoretycznie po oderwaniu od ziemi część akcji możemy podjąć tylko raz, ale zabijając, wrogów możemy je odnowić. Co tu dużo mówić – achievement za zabicie wszystkich wrogów bez lądowania na podłożu wpada bardzo szybko, a potem “latany” styl walki staje się normalnością. Ilość pocisków wypluwana przez adwersarzy zwiększa się wraz z każdym rozdziałem, musimy więc umiejętnie manewrować, przeskakiwać między wrogami, odbijać pociski i przerywać ataki Walnięciem. Akcja urywa dupę przy samych nogach, tętno zapieprza szybciej niż teraz inflacja w Polsce i zatrzymuje się dopiero po wyczyszczeniu pokoju z przeciwników. Dwa głębsze, spokojniejsze oddechy, oczyszczenie umysłu i wpadam w kolejny chaos walki.

Grę teoretycznie ukończyć można przy pierwszym podejściu w mniej niż godzinę, ale jak to w tego typu produkcjach bywa – nie przetrwamy zbyt długo, jeśli nie nauczymy się schematów ataku coraz to innych wrogów i bossów. Układ plansz za każdym razem jest losowy, zawsze jednak trafimy na tych samych bossów i minibossów. Teoretycznie powtarzanie tych samych etapów po raz czterdziesty powinno nużyć zarówno wizualnie, jak i pod względem przeciwników. Ja tego nie odczułem, każdy z sześciu światów znacząco różni się nie tylko designem i wrogami, ale też mechanikami – a to ściany nie zatrzymują pocisków, a to wyjście poza ekran przenosi nas na drugą stronę. Z czasem też po prostu czujemy, że jesteśmy coraz lepsi, poruszamy się płynniej, a przez kolejne killroomy przechodzimy jak przecinak.

Do tego obrazka musimy się w ScourgeBringer przyzwyczaić.

Fabuła to najmniej istotna część tego typu gry, ale tutaj została przeprowadzona wzorowo. Dawno temu na świecie wylądował dziwny monolit, który wyniszczył większość ludzkości. Niedobitki próbują zbadać, co to właściwie jest i jak się tego pozbyć. Dziewczynka Kyhra została wyszkolona w walce, by wejść do monolitu, z którego nikt nie wrócił., by pokonać wszelkie trudności i uratować Ziemię. Historia nie wpycha się na siłę na pierwszy plan, intryguje, i zachęca do przejścia pięciu rozdziałów, co w moim przypadku zajęło około sześć godzin. Ale chwila… Przecież w poprzednim akapicie wspomniałem o sześciu światach! No właśnie, pierwsze przejście gry to dopiero początek, czeka bowiem na nas hardkorowy świat szósty, który oferuje dwa kolejne zakończenia. Samo dotarcie w to miejsce jest dużym wyzwaniem, a ilość ataków ostatniego bossa sprawia, że konsola zaczyna się lekko krztusić. Nie martwcie się jednak – ScourgeBringer działa wzorowo, gubi klatki tylko przy jednym konkretnym ataku finałowego wroga. Nie ma się też co czepiać warstwy audio – wspaniale współgra z wydarzeniami na ekranie, a każdy ruch czy to bohaterki, czy przeciwników jest sygnalizowany odpowiednim dźwiękiem.

Są drobne problemy, które da się rozwiązać w opcjach. Przez brak przycisków niektóre akcje przeniesione zostały na tylni panel dotykowy. Granie w gripie L2/R2 nie przysparzało trudności, ale bez gripa co rusz uruchamiałem akcje na panelu. Problem miałem też początkowo ze strzelaniem – defaultowo celowanie odbywa się automatycznie, więc pół magazynka potrafiło wylądować w zupełnie innym miejscu, niż planowałem. Wejście w opcje pozwoliło jednak przekonfigurować sterowanie, umożliwiło też ręczne celowanie prawą gałką. A gdybym strasznie lamił i w sześć godzin nie potrafił przejść pierwszej planszy? W opcjach można włączyć nieśmiertelność 😀

W tym rozdziale platforma uchroni nas przed atakami wrogów. W kolejnym już niekoniecznie.

Warto dodać, że całość otrzymała polskie napisy. Widzisz to, Nintendo?!

ScourgeBringer to piękny hołd japońskiej konsolce. Gra pokazuje, że sprzęt z 2012 roku nadal może zapewnić wspaniałe doznania gameplayowe. Nie pamiętam kiedy ostatni raz coś wciągnęło mnie na dłużej i sprawiło, że Vita w każdej wolnej chwili podpięta była do ładowarki. Brać i grać, bo więcej nowych gier na Vitę możemy już nie dostać.


Zakup obowiązkowy!


Serdecznie dziękujemy Plug In Digital
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Flying Oak Games
Wydawca: Plug In Digital
Data wydania: 22 kwietnia 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 359 MB
Cena: 71 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 68 PLN. W eShopie znajdziecie również demo gry.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *