Ruined King: A League of Legends Story

Oglądając cotygodniowe mecze europejskiej sceny Ligi Legend, co rusz słyszę, jak komentatorzy nawiązują do serialu “Arcane”. Dosłownie raz usłyszałem z ich ust o grze Ruined King. A szkoda, bo chociaż tytuł genialny nie jest, to każdy fan LoLa powinien się nim zainteresować.

Zacznijmy od wstępu dla osób, które w LoLa nigdy nie grały. Ruined King: A League of Legends Story z rozgrywką typu MOBA nie ma nic wspólnego. Mamy za to do czynienia z turowym RPG-em osadzonym w Runeterry. Akcja toczy się w dwóch rejonach tego regionu – pirackim mieście Bilgewater oraz tajemniczych Wyspach Cienia. W przygodę są również wplątani bohaterowie z innych regionów, takich jak mroźny Freljord czy magiczna Ionia.  Kierując ich losem, poznamy nie tylko tajemnice czy motywacje, które posiadają, ale też zgłębimy historię mrocznych wysp. Pokonamy też szereg przeróżnych istot, by powstrzymać Zniszczonego Króla.

Bilgewater dopiero co pozbyło się Gangplanka, a już nad miastem czai się Czarna Mgła.

Osobom niezaznajomionym zbyt mocno z historią League of Legends fabuła gry może się spodobać. Misje poboczne w Bilgewater znakomicie oddają klimat tego miejsca, a masa dzienników porozrzucanych po świecie gry przybliży nam nie tylko losy miasta, ale też czasy, gdy Wyspy Cienia zwane były Błogosławionymi. Akcja gry poprowadzona jest dość zręcznie, choć czasami miałem wrażenie, że niektóre działania czy lokacje powstały tylko po to, by wydłużyć czas rozgrywki (który w moim wypadku wyniósł około 35 godzin, ale można się zmieścić w 25) lub domknąć klamrą rozwój pewnych postaci (szczególnie widoczne jest to w przypadku Yasuo).

A jak fabułę przyjmą maniacy, którzy historię postaci mają w małym paluszku, a w samego LoLa grali więcej niż we wszystkie inne gry razem wzięte? Cóż, dwojako. Bilgewater i postaci przedstawione zostały znakomicie, ponieważ zachowały swoje główne cechy, padają nawet znane powiedzonka i przeniesiono umiejętności prosto z oryginalnego tworu Riot Games. Niestety ogromnym fabularnym zawodem jest druga część Ruined Kinga. Wyspy Cienia to bodaj jeden z najbardziej ekscytujących rejonów Runeterry i wywodzi się z niego plejada ciekawych postaci i historii; w grze jednak wykorzystano ledwie połowę. Być może scenarzyści nie chcieli przedobrzyć z fanserwisem, ale sprawili jednak, że duża część historii Błogosławionych Wysp po prostu ginie, nie ma jej. Co gorsza, twórcy bez problemu mogliby umieścić brakujących przeciwników w historii tylko ją wzbogacając. Mam wręcz wrażenie, że kilka postaci miało pojawić się w grze, zostali jednak zastąpieni totalnymi no-name’ami, którzy nigdy wcześniej nie pojawili się w lore. Gra na Switcha wydaje się też mocno opóźniona i niespójna z główną linią fabularną Ligi Legend – event Zrujnowanie zaczął się rok przed wydaniem gry i zdążył się dawno skończyć, nie mówiąc o tym, że uczestniczyli w niej bohaterowie w Ruined Kingu nieobecni – nie ma Luciana czy Senny (tak przecież kluczowej dla historii Viego!), nie ma strażników światła.

Fajnie budowane są więzi między bohaterami – chociaż odbywa się to głównie w opcjonalnych rozmowach przy ognisku.

Jedno muszę natomiast przyznać twórcom – bohaterowie wybrani, by walczyć z Czarną Mgłą spowijającą Wyspy Cienia, wyselekcjonowani zostali znakomicie. Ciekawie rysują się zależności pomiędzy nimi (choć głównie w opcjonalnych scenkach przy punktach odpoczynku), ale przede wszystkim są oni zróżnicowani pod względem stylu gry. Na pierwszy rzut oka mamy oczywistości – Braum i Illaoi są tankami, Yasuo, Pyke i Miss Fortune potrafią solidnie przyfranzolić, a Ahri leczy i czaruje. Gdy jednak już lekko podbijemy poziom i odblokujemy kolejne skille, zobaczymy pewne zależności. Zrodzony z Lodu mięśniak nie tylko wytrzyma dużo obrażeń, ale też nałoży specjalny debuff na przeciwników, który aktywuje się po zadaniu odpowiedniej ilości ciosów. Yasuo posiada umiejętności zadające kilka ataków w jednej turze, więc będzie idealnym uzupełnieniem dla naszego tanka. Żadne z nich nie leczy, musimy więc dobrać Illaoi lub Ahri do zespołu. A że zespół może posiadać tylko trzech bohaterów, to mamy już wybraną drużynę do końca gry. Szczęśliwie exp zdobywają wszyscy bez względu na udział w walkach, w skrzynkach rozsianych po mapach zdobywamy ekwipunek dla wszystkich bohaterów, nie ma więc problemu, by zmieniać skład w trakcie gry. Tylko poziom trudności mógłby być trochę wyższy – od początku wybrałem “trudny”, ale faktyczne kłopoty sprawiły mi może trzy walki w trakcie całej gry.

Bardzo ważne jest, by z kolejną turą postaci trafić w pole z buffem – potrafi to uratować skórę przy bardziej wymagających przeciwnikach

Sama walka odbywa się turowo, mamy jednak do czynienia z linią czasu podzieloną na trzy aleje – Szybkości, Równowagi oraz Mocy. Każdy czar możemy użyć na każdej z tych alei, decydując tak naprawdę, czy chcemy uderzyć szybciej, ale słabiej, czy lepiej poczekać i zadać większe obrażenia. Ma to również kluczowe znaczenie przy trudniejszych walkach, bowiem na linii czasu mogą pojawić się bonusy lub debuffy – warto wtedy mądrze zarządzać umiejętnościami, by w dane pole trafić i otrzymać tarczę, zwiększenie szansy na uderzenie krytyczne lub zrobić unik, nie otrzymać obrażeń. Na tej mechanice opierają się również zróżnicowane walki z bossami, a planowanie swoich ruchów nie nudzi się do samego końca gry. Warto też korzystać z trybu inspekcji – dzięki niemu dowiemy się, jak można najefektywniej zniszczyć ulepszenia przeciwników i jak najlepiej bronić się przed ich atakami.

Za wygraną walkę otrzymujemy walutę (złoto i czarne korony, właściwie obie bezużyteczne), przedmioty oraz exp. Nie musimy odblokowywać nowych umiejętności – te zdobywamy automatycznie wraz z poziomami, natomiast dodatkowe warianty wpływające na skille musimy już wykupić za specjalne punkty (również zdobywane z poziomami). Runy potrafią drastycznie wpłynąć na statystyki bohaterów, podobnie zresztą jak przedmioty, które dodatkowo możemy ulepszać dzięki prostemu systemowi craftingu.

Niektóre przedmioty to oczko w stronę graczy LoLa – niewielu pamięta kombinację Serca ze Złota i Kamienia Filozoficznego na górnej alei.

Mam natomiast mieszane uczucia co do eksploracji. Na pewno brawa należą się za stworzenie kilku całkowicie opcjonalnych ukrytych lokacji, za wielkość map czy dodatkowe atrakcje, które aktywować mogą tylko konkretni bohaterowie. Fajne są też zagadki środowiskowe – te niezbędne dla fabuły pojawiają się z odpowiednią częstotliwością, by urozmaicić rozgrywkę, nie są też jakoś trudne. Przeciwnicy są doskonale widoczni w trakcie eksploracji (można im zrobić kuku jeszcze przed walką!), a odradzają się tylko jeśli odwiedzimy odnawiające zdrowie i manę ogniska. Na szczęście nie żyjemy już w 1997 roku i zapisywać grę możemy w każdym momencie poza walką. Skiepszczono za to totalnie system szybkiej podróży. Aktywować ją możemy tylko w konkretnych miejscach na mapie i tylko w obrębie danej miejscówki. Możemy więc skakać po niektórych częściach Bilgewater, ale żeby wybrać się na Wyspy Cienia musimy iść w konkretne miejsce i dopiero stamtąd dalej podróżować po wyspach. Nie sprawia to większego problemu przy głównej linii fabularnej, ale totalnie zaciera sens misji pobocznych czy opcjonalnej minigierki w wędkowanie. Nie bardzo czułem potrzebę wracania do Bilgewater, by wymienić złowione ryby na czarne korony czy sprawdzić tablicę z poszukiwanymi istotami do zabicia, bowiem nawet na wyższym poziomie trudności przy odrobinie myszkowania, zbierając zaznaczone na mapie skrzynki, zdobywałem niezbędne uzbrojenie czy mikstury. Teoretycznie wszelkie zadania poboczne można wykonać po przejściu fabuły, jednak czy jest sens gonić za minibossem, który da nam przedmiot na dziesiąty poziom, jeśli sami już mamy trzydziesty?

Skład możemy zmienić przy każdym ognisku, jeśli nie dajemy rady z bossem warto poeksperymentować ze strategią.

Za grę odpowiada studio Airship Syndicate mające na koncie całkiem udane Battle Chasers: Nightwar jak i Darksiders Genesis. Pierwsza na Switchu działała porządnie, druga kłuła po oczach niską rozdzielczością. I mimo że eksploracja trochę przypomina poprzednią grę studia, to na szczęście poziom techniczny produkcji mogę uznać za “dobry”. Są przydługie loadingi, bywają doczytujące się tekstury, nie ma jednak tragedii i drobne problemy nie przysłaniają odbioru gry. Trochę gorzej jest z bugami – te występują dość często. Dość powiedzieć, że niemalże w każdej walce zauważyłem problemy z odświeżaniem się statusów takich jak podpalenie – na samym początku walki widzimy statusy, które mieli na sobie przeciwnicy w poprzedniej walce. Nie zawsze odświeżają się też statystyki naszych postaci przy nałożeniu na nich tarczy chroniącej przed obrażeniami. Ona jest nakładana i działa, jednakże wizualnie przy pasku zdrowia zobaczymy ją dopiero, gdy złapiemy bęcki od wroga. Audio to raczej gatunkowy standard – nic co puszczałbym poza grą, ale odpowiednio nastrajało na bieżące wydarzenia. No i gdy zabrzmiał utwór bitewny stanowiący remiks utworu z LoLa sprzed kilku lat – łezka się w oku zakręciła. Klasyczny plusik za pełną polską wersję językową, wypada ona naprawdę bardzo dobrze. Dziwnie brzmiał mi tylko Yasuo – okazało się, że w 2020 roku dostał w polskiej wersji Ligi Legend nowego aktora, a ja kojarzyłem oryginalnego.

Ruined King to nie tylko turowa walka, ale też zagadki czy… Wędkarstwo!

Grę zdecydowanie polecić mogę dwóm grupom osób – maniakom LoLa i fanom turowych RPG-ów. Jeśli tak jak ja jesteście w obu grupach – bierzcie bez zastanowienia. Natomiast dla reszty kluczowe słowo to “jeśli”. Fani Ligi Legend powinni zainteresować się tytułem, jeśli nie oczekują zbyt wiele po warstwie fabularnej, która w oryginalnej grze na PC przedstawiona została zupełnie inaczej i w pewnych aspektach (Wyspy Cienia) została spłycona. Natomiast fani gier RPG powinni się zainteresować Ruined Kingiem, jeśli od początku zwiększą poziom trudności. Dodatkowo należy zauważyć, że już premierowa cena tego tytułu, jak na nintendowskie standardy, jest dość atrakcyjna!


Polecamy!


Producent: Airship Syndicate
Wydawca:  Riot Forge
Data wydania: 16 listopada 2021 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 9,9 GB
Cena: 119,99 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *