Sympathy Kiss

Im bliżej mi do rozpoczęcia kariery zawodowej, tym mniej ekscytują mnie biurowe romanse… a jednak Sympathy Kiss rozbudza fantazję.

Główna bohaterka pracuje w korpo i nie ma szczególnych ambicji związanych ze swoją posadą – zajmuje się designem, robi to dobrze i wiele więcej jej do szczęścia nie potrzeba. Zostaje jednak zrekrutowana do specjalnego teamu, którego celem jest uratowanie aplikacji Estarci, od której rozpoczęła się kariera całej firmy. Niestety, niegdyś świeża aplikacja serwująca niusy już nie jest świeża i przynosi głównie straty… ale za to próby jej odratowania niejednokrotnie sprawią, że serce protagonistki zabije mocniej (i to nie tylko od wyrzutu kortyzolu spowodowanego perspektywą utraty pracy w przypadku niepowodzenia).

Sympathy Kiss to biurowy romans na całego – niemal każdy potencjalny kochanek pracuje w firmie bohaterki lub w drugiej, z którą robią biznesy. Wyjatki to barman z pobliskiej miejscówki oraz chłopiec zgarnięty dosłownie z ulicy. Motyw przewodni znajduje też swoje odzwierciedlenie w mechanice. Zamiast standardowego licznika afektu w tej VN-ce są dwa, z których jeden wiąże się z zaangażowaniem w pracę, a drugi z poziomem uczuć. Jest to ciekawe rozwiązanie i fajnie wpływa na zakończenia, które kładą nacisk albo na samorealizację, albo spełnienie uczuciowe (ale rzadko kiedy jest to drastyczne, w zawodowych zakończeniach na ogół i tak jest się w związku z wybrankiem), albo balans między tymi aspektami, jeśli zachowamy tę równowagę podczas wybierania opcji dialogowych.

Sama kwestia balansu między pracą i miłością jednak mało wybrzmiewa w fabule, a twórcy stawiają raczej na lekką obyczajówkę z przeważającym wątkiem romansowym bez martwienia się tym, czy biurowe romanse przyniosą jakieś komplikacje (myślałby kto, że szef może dwa razy by się zastanowił przed podbijaniem do swojej pracownicy czy przynajmniej miał jakieś większe opory przed tym, żeby inni się dowiedzieli). Wątek ratowania aplikacji też w większości ścieżek jest pretekstowy, nie uświadczymy też jakiejś większej intrygi, która spajałaby je ze sobą. Zamiast tego mamy aż ośmiu(!) panów, którzy w swojej ścieżce muszą przezwyciężyć jakiś osobisty dramat, czy to traumę po pracy w gastro, nawiedzające duchy przeszłości czy kryzys wieku średniego. Romanse z nimi trwają dość krótko – trzy godziny spokojnie wystarczą, a w przypadku ścieżek dodatkowych można wyrobić się nawet i w dwie – więc wychodzi około dwadzieścia godzin na całą grę. Ma to swoje zalety, bo ciężko o dłużyzny, ale jednocześnie pozbawia możliwości pogłębienia fabuły czy kreacji postaci.

To nie zmienia faktu, że poszczególne ścieżki na ogół satysfakcjonują, zachowując balans pomiędzy codziennymi dramatami a słodkością i fluffem. Panowie są dość zróżnicowani na zasadzie „dla każdego coś dobrego” i uosabiają przy tym miks znanych i lubianych schematów. Przykładem pierwszym z brzegu jest Yoshioka, syn dyrektora konkurencyjnej firmy, który cechuje się książęcą aparycją i równie dżentelmeńskim zachowaniem, a w bohaterce odkrywa… swoją pierwszą miłość z dzieciństwa. Nie byłam fanem tej akurat ścieżki, chociaż ma ona swoich zwolenników, wydawała mi się z jednej strony zbyt przesłodzona, jeśli chodzi o zachowanie wybranka, a z drugiej nadmiernie przepełniona zwrotami akcji niczym z k-dramy. Dziwny wydawał mi się też romans z szefem, który okazał się być bardzo natarczywą postacią (a natężenie tekstów w rodzaju „Jesteś taką piękną bezbronną kobietą, powinnaś zrozumieć, że przy tobie nie jestem w stanie się kontrolować” wywoływało we mnie nudności), a jego mroczny sekret z przeszłości okazał się nie taki mroczny i dość nudny w gruncie rzeczy. Najgorsza jednak była jedna ze ścieżek pobocznych, w której nasz luby wchodzi w totalny tryb yandere, a jako że Sympathy Kiss nie ma żadnych złych zakończeń, to kończymy w układzie, w którym generalnie to w porządku, że chłopak nas uśpił i porwał, po prostu trochę go poniosło, wystarczy mu wybaczyć i otoczyć miłością. Bleh. Ja wiem, że niektórym to się podoba, ale dziwi mnie umieszczenie tego motywu w grze, która generalnie jest słodka i przyjemna.

Na szczęście na drugim biegunie mamy kompletnie inne historie, np. Mitsukiego, narwańca z naszego departamentu, który współpracownikiem byłby prawdopodobnie fatalnym, ale wybrankiem jest już całkiem niezłym (i można z nim przeżyć randkę na motorze); czy Hige, samotnego ojca, którego poznajemy przez jego dzieciaka i możemy razem z nim przeżyć  żałobę, trudy codzienności, a potem powoli przezwyciężać swoje zahamowania i otwierać się na nową miłość i nowe życie. Świetny jest też Minato, kolega, który pod skorupą pozornej oschłości kryje mnóstwo czułości dla swojej rodziny, a docieranie do jego wnętrza krok po kroku stanowi bardzo satysfakcjonujący proces. Wspomniany już wcześniej utrzymanek z ulicy, Nori, to kompletny słodziak, chociaż trochę smutny i złamany, który powoli uczy się przejmować kontrolę nad swoim życiem. Na koniec zostaje Usui, niespełna dwie dekady starszy od bohaterki barman, który jest czarującą postacią, ale mam wrażenie, że jego ścieżka została trochę zmarnowana przez przeciąganie konfliktu o treści „może i ja chcę, i ona chce, ale jestem za stary, czy ona NA PEWNO chce?”, przez co zabrakło miejsca na rozwinięcie innych wątków.

Bohaterka to totalny self-insert, do tego stopnia, że na żadnej grafice nie są pokazane jej oczy, wiele ilustracji jest zrobionych w konwencji POV, a w przebiegu fabuły nie pojawiają się konkretne wypowiadane przez nią słowa (nie licząc opcji dialogowych) – są opisane jej myśli, a potem bohater od razu odpowiada. Nie byłam fanem tego zabiegu, ale zdołałam to zignorować i dzięki temu zauważyłam, że bohaterka mimo wszystko wykazywała się sporą dozą inicjatywy, dążyła do sensownych konfrontacji i przejawiała dość powszechne zmartwienia i wątpliwości. Otomate w celu zwiększenia immersji i identyfikacji poszło jeszcze krok dalej, wprowadzając mechanikę reakcji emocjonalnych na konkretne poczynania kochanków, co nie wpływa na sam rozwój fabuły, ale uwiarygadnia interakcję między bohaterką, a jej facetami, którzy np. dwa rozdziały później będą pamiętać, że nie smakowała jej czarna kawa i zrobią jej inną. Czasami też można np. wybrać, co napisać w smsie, co nie zmienia treści, ale zmienia sposób wyrażania. Ogólnie rzecz biorąc, wcielona w protagonistkę bez oczu bawiłam się lepiej, niż się spodziewałam, ale wolałabym jednak, żeby miała oczy, chociażby dla dobra ilustracji.

Grafika i voice acting są – co dość standardowe dla Otomate – na bardzo wysokim poziomie. Pojawiającym się z rzadka „pikantnym” scenom (za dużo tam opisane nie jest, ale sugestie są) towarzyszą odpowiednio atrakcyjne ilustracje, a romantyczne momenty wyglądają naprawdę bardzo, bardzo uroczo. Barwy są łagodne i delikatne, wręcz pastelowe. Dziwi mnie tylko, że przy niektórych dialogach twórcy zastosowali, zamiast standardowych teł, po prostu plamy jednego koloru.

Ostatecznie Sympathy Kiss to bardzo miła gra – lekki biurowy romansik odpowiednio balansujący wątki dramatyczno-obyczajowe z elementami komediowymi, całkiem dobrze wprowadzający bohaterkę typu self-insert. Niestety, ścieżki są dość krótkie, bardzo nierówne i potrafią pozostawić niedosyt, a brak innych wątków niż romansowy sprawia, że osoby niebędące fanami gatunku otome nie mają tu czego szukać. Najnowsza produkcja Otomate jest sympatyczna, ale niewiele poza tym: to dość przeciętny przykład sprawnego wykorzystania znanych tropów.


Trudno powiedzieć…


Serdecznie dziękujemy Idea Factory
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Otomate
Wydawca: Idea Factory
Data wydania: 27. lutego 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa i fizyczna
Waga: 4.5 GB
Cena: 200 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *