Undungeon

Undungeon zaciekawił mnie grafiką, trailer też miał ciekawy, więc usiadłem do niego z nadzieją na fajny szpil. Po niemal godzinie miałem dość, bo tak topornej pozycji nie trafiłem od dłuższego czasu.

Zacznijmy od tego, że twórca pomylił gatunki. Od razu widać, że bardzo chciał stworzyć ciekawy świat i bardzo szczegółowo go opisać. Tekstu jest od zarąbania i można dowiedzieć się wielu detali o tym kto, co i czemu, a do tego jeszcze sporo mają do powiedzenia osoby, które zlecają zadania dodatkowe. Na samym początku dowiadujemy się, że nasza postać, Herold, została stworzona przez Próżnię. Jej celem jest zebranie jakichś przedmiotów, które posiada sześciu jakichś kolesi. Nie zapamiętałem tych detali, bo duża ilość tak sobie czytelnego tekstu, która została na mnie zrzucona, przytłoczyła mnie. O ile na początku jeszcze to czytałem, tak pod koniec godzinnej posiadówki z grą już mi się nie chciało. Zresztą problem, i to większy, z czytelnością mają napisy objaśniające dane urządzenia. Cała otoczka gry wydaje się więc ciekawa, ale została podana w mało atrakcyjny sposób. Może gdyby twórca zdecydował się pójść w produkcję bardziej tekstową, wyszłoby to tytułowi na zdrowie, bo gameplay to porażka.

Panel z dialogami na pierwszy rzut oka jest czytelny, ale zmienia się to, gdy dochodzi więcej opcji odpowiedzi.

Pod kątem rozgrywki dostajemy hack’n’slasha. Prowadzimy Herolda, ale czasem towarzyszy mu pomocnik, którego trzeba najpierw zrekrutować. Broń jest zniszczalna, do tego mamy do wykorzystania różne gadżety, jak bomby, tarcze czy noże do rzucania, jest też dash. Właściwie taki standard, które daje sporo możliwości. Sęk w tym, że wszystko jest tak toporne, że niemal od razu odechciewa się walczyć. Przede wszystkim bohater za bardzo się ślimaczy i zwykłe ataki też ma dość wolne. Potem odkryłem, że można olać zwykłe ciosy i rozwalać masowo wrogów silnym atakiem, choć kosztem jest szybsza utrata broni i wtedy znowu zostaje machanie gołymi łapami. Gołe łapy z kolei są dość słabe… Niby mamy przedmioty wzmacniające atak, ale nie można ich mieć po ręką razem z leczącymi – trzeba je co chwilę zmieniać, wchodząc do specjalnego menu aktywowanego ZR. Z jego poziomu też można wybrać inne alternatywy dla danych typów pomocy, np. granaty czy rzucałki, jeśli wpadły nam przynajmniej dwa rodzaje. Przeskakiwanie po tym menu jest wręcz upierdliwe. Jeszcze bardziej upierdliwe jest wchodzenie do menu głównego, gdzie możemy przechodzić między kartami z customizacją postaci. Opcji jest wręcz za dużo, bo do ustawiania są organy, ekwipunek i jeszcze jakieś rdzenie, a gdy chcemy po walce zobaczyć, co nam wpadło, zajmuje to za dużo czasu, bo przechodzenie między zakładkami jest strasznie zamula. Jest też  inny problem – strasznie czułe przeskakiwanie znacznika, bo wystarczy ociupinkę przytrzymać strzałkę kierunkową, żeby przesunął się o co najmniej dwa pola. Co lepsze, nawet gdy bardzo się starałem nacisnąć szybko i puścić, to co mniej więcej trzy-cztery razy i tak skakał o dwa…

Pobojowisko po walce i nieśmiertelny towarzysz (po prawej). Nasza postać, to ten smęt odziany w czerń po lewej.

Na powyższym problemy się nie kończą. Przeciwnicy mają bardzo podbite zdrowie i ubicie głupiego początkowego homara średniej wielkości to jakieś dziesięć uderzeń. Jego silniejsza wersja wymaga jakoś dwa razy więcej. Na dodatek, jeśli przeciwnik nas trafi, to dostaje boosta do ataku i może go sobie stackować. A teraz pomyślcie, że atakuje Was nagle kilka takich homarów… Jedynym plusem jest to, że wrogowie chęć ataku mają pokazaną nad ciałem, bo nawet nie byłoby wiadomo, co nas uderzyła. Ale, co śmieszne, kilka razy i tak nie wiedziałem, czemu i czym oberwałem. Dobrze, że przypadkiem trafiłem na tego pomocnika, bo bez niego byłaby lipa, bo rzeczywiście był przydatny w walce. Czasem nawet mnie podleczył, on sam wydawał się nieśmiertelny, co spojrzałem na jego zdrowie, to miał tylko troszkę uszczuplone…

Tak kiepsko zrobionej mapy nie wiedziałem w grze już dłuższy czas.

Sześć światów zostało podzielonych na małe plansze, w które wchodzimy z poziomu mapy. Gdy skończyłem z jedną lokacją i spojrzałem na plan całej pierwszej krainy, już ostatecznie miałem dość. Przemieszczenie się po tej mapie jest strasznie wolne, na dodatek żeby ją odkryć, trzeba łazić od jednej małej lokacji z checkpointem do drugiej, a loadingi do tego nie zachęcają. Poza tym nieciekawe też były spadki płynności podczas walk – to chyba jako specjalny bonus do już i tak wolnego toczenia się rozgrywki. Obok ciekawego świata i ogólnego zamysłu fabularnego, które zostały mało ciekawie zaprezentowane, właściwie jedyną dobrą rzeczą w Undungeon jest grafika. Muzyka niestety przynudzała tak samo jak walka. W związku z tym wszystkim nie polecam tej produkcji. Dodatkowo jestem zawiedziony, bo przewinęła mi się na Twitterze, gdy była dostępna tylko na PC, więc liczyłem na switchowy port. No trudno, przynajmniej Wy nie przejedziecie się na tej pozycji.


Omijać z daleka


Serdecznie dziękujemy tinyBuild Games
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Laughing Machines
Wydawca: tinyBuild Games
Data wydania: 29 września 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 6 GB
Cena: 79 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *