Crisis Core: Final Fantasy VII Reunion

Jak ja długo czekałem, żeby zagrać w Crisis Core… Kojarzę, że słyszałem o nim nawet za czasów PSP. Natomiast gdy kupiłem PSV, okazało się, że nie ma go w europejskim PS Store… A teraz, po tylu latach, przyszło mi siąść do odnowionej wersji, i to na Steam Decku.

Crisis Core to prequel Final Fantasy VII, ale pewnie o tym wiecie, nawet jeśli nie graliście w żadną wersję Siódemki. To po prostu tytuł, który się zna chociażby ze słyszenia. Do tej pory nie wiele wiedziałem o fabule. Kojarzyłem jednak, że pojawia się Sephiroth, czyli antagonista z FFVII. Nie wiedziałem jednak, kim jest ten koleś z czarnymi włosami, który jest głównym bohaterem omawianej produkcji. Okazało się, że to Zack, na początku żółtodziób w formacji SOLDIER, którego czeka trudna przyszłość. Dowie się okrutnej prawdy o świecie, zakocha się i dozna bolesnej straty. I tak właściwie nie wiem, czy jest sens pisać więcej, bo historia nie jest jakoś specjalnie długa, a każda potencjalna informacja tu podana odbierze Wam część przyjemności z jej poznawania. Jak to w growych fabułach bywa, szczególnie jRPG-owych, jest trochę skrótów i dziwnych wydarzeń, jednak nawet nie zwraca się na to uwagi, bo ciągle korci, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej. Duży wpływ na to ma sam Zack, który jest wręcz świetnie napisanym bohaterem i od razu nabiera się do niego sympatii. Na przestrzeni gry naprawdę rozwija swój charakter, ale wciąż pozostaje wierny sobie i swoim przekonaniom. Poza tym ekscytacja, jakiej towarzyszy się dowiadywanie się, co wydarzyło się przed epicką przygodą pokazaną w Final Fantasy VII utrzymuje nas przy ekranie. A przynajmniej tak było w moim przypadku, bo spędziłem setki godzin Siódemką czasów PSX-a. Co prawda po ponad 20-latach pamiętam piąte przez dziesiąte, ale przy Crisis Core natychmiast w konkretnych sytuacjach wracała pamięć o tym, że byłem w tym miejscu, miałem tego summona, oraz uśmiechałem się, gdy pojawiały się kolejne znane mi postaci. Myślę jednak, że jeśli nie znacie FFVII, czy to z oryginalnej wersji, czy niedawno odświeżonej, to i tak porwie Was ten świat, a zaraz potem będziecie chcieli sięgnąć po więcej!

Na mniejszym ekranie napisy bywają mniej czytelne w niektórych sytuacjach. Niestety nie da się z tym nic zrobić.

Trochę mniejsze wrażenie zrobił na mnie gameplay. Zacznę od tego, co doskwierało najbardziej. Przede wszystkim były to miejscowe dłużyzny. Zdarzają się przypadki, w których akcja strasznie się wlecze, szczególnie gdy kogoś eskortujemy. Poza tym zadania poboczne bywają jakieś na wyrost. Na przykład w pewnym momencie można znaleźć w Midgarze szpiegów. I mimo że obleciałem wszystkich mieszkańców, żaden nim nie był. Z kolei w jednym miasteczku trzeba znaleźć dziewczynkę, która znika z obrazu – obleciałem całą okolicę i jej nie znalazłem. Dobija także trochę liczba materii, które mamy do dyspozycji, a prowadzimy tylko jedną postać, więc masterowanie ich do fuzji trwa długo. Przypuszczam, że skorzystają z niech tylko osoby, które przysiądą do misji pobocznych, które są dostępne w punktach zapisu. Jako że gra oryginalnie wyszła na PlayStation Portable, misje te są króciutkie i polegają jedynie na walkach i szukaniu skrzyń, ale ich ilość jest naprawdę spora. Poza tym już te na sześć gwiazdek (z dziesięciu), potrafią dać w kość. Tylko dlaczego po zaliczeniu zadania zostajemy przeniesieni do save pointu zamiast do menu ich wyboru? Wchodzenie tam co chwilę i przekopywanie się przez listę jest strasznie upierdliwe… W trakcie biegania po kolejnych lokacjach natrafimy na różne minigry, które też czasem mają dziwne rozwiązania. Dla przykładu, gdy trzeba ze snajperki ustrzelić roboty, zoom jest na prawej gałce, co nie ułatwia sterowania. Ale i tak najbardziej dobijała mnie sekcja, w której trzeba się prześlizgnąć między patrolami, żeby zebrać skrzynie. Cały jej system jest tak kulawy i nieintuicyjny, że przy każdej próbie zostałem dostrzeżony i nie zebrałem żadnej…

To tylko namiastka efekciarskości pojedynków.

Rdzeniem rozgrywki jest jednak walka, a ta cieszy, przynajmniej przez większość czasu, dopóki się nie przekoksujemy tak, że jeden atak magiczny rozwali wroga, a czasem i kilku. Ale zanim do tego dojdzie (o ile w ogóle, zależy, jak podejdziecie do materii i ekwipunku), przez większość czasu walki będą dość wyrównane. Rozgrywamy je formie action RPG, czyli mamy dużą swobodę poruszania się po polu walki, możemy robić uniki, blokować, atakować fizycznie, magicznie oraz zdolnościami. Żeby było ciekawiej, w lewym górnym rogu trwa automatyczna gra w jednorękiego bandytę, z której wpadają nam losowo różne bonusy. Czasem będzie to zerowy koszt magii czy zdolności, a innym razem chociażby pole ochronne na konkretny typ ataków. Najważniejsze jednak są momenty, gdy wpada atak limitowy. Liczbę jego wersji zwiększamy, poznając kolejne postaci w grze, które będą ważne dla Zacka, oraz zdobywając materie czy przedmioty związane z summonami i pomagierami, takimi jak chocobosy czy Cat Sith. Zwykle dają możliwość dodatkowego, potężnego ataku, ale też są pośród nich leczenie czy inne bonusy Te ostatnie jednak tak rzadko wpadały, że nawet nie zapamiętałem, co w nich było. Dodatkowym powodem było też to, że walki potrafią być bardzo intensywne i nieraz nawet nie zauważyłem, że mam limit do wykorzystania. Z racji tego, że dzięki materiom mamy do wykorzystania bardzo obszerną listę typów ataków magicznych i zdolności, potyczki można prowadzić na wiele sposobów. Bywa jednak, że można się pogubić w klawiszologii, szczególnie gdy zostaniemy przyparci do muru niską maną i życiem, a trzeba na szybko przeklikać kilka z wszystkich dostępnych do wykorzystania przedmiotów, równocześnie uciekając i robiąc uniki. Takie sytuacje zdarzają się głównie przy bossach i kilku mocniejszych przeciwnikach, co nieraz skończy się zgonem. I tu wchodzi ogromna zaleta w postaci powtórzenia walki, i to każdej! Po porażce możemy wybrać, czy chcemy wrócić do punktu zapisu, czy spróbować ponownie. Druga opcja potem daje jeszcze szansę rewizji ekwipunku, co może sporo zmienić. Pomocny jest też stały dostęp do dodatkowych misji z save pointu, ponieważ może się zdarzyć, że będziemy za słabi, żeby utłuc danego wroga. A to mi się zdarzyło tylko raz przez kolesia, który poprzedza finałową walkę. Dziad był cholernie szybki i potrafił mnie utłuc dwoma czy trzema atakami… Co prawda pokonałem go za chyba dziesiątym razem, ale byłem zmuszony do zrobienia kilku misji i rewizji swojego set upu. Z materiami do ataku nie miałem co zrobić, bo miałem je silne już od ósmego rozdziału z dziesięciu. Niemal każdy zwykły przeciwnik padał od mojej Firagi czy Eksplodującego Skoku, podobnie z Blizaggą. Za to gdy spojrzałem na staty, okazało się, że właściwie nie miałem nic, co by podbijało mi obronę. Z tak rozwiniętym atakiem załatwiałem potyczki na tyle szybko, że nawet nie zwróciłem na to uwagi, nawet gdy w międzyczasie musiałem powtórzyć kilka walk. Za to gdy zabrałem się za weryfikację ekwipunku i materii pod podbicie witalności, skończyłem z o 70 punktów wyższą liczbą, i to wiele ułatwiło przy ostatnim bossie, choć i tak podchodziłem z trzy razy do niego (miałem 36 level postaci). Przy okazji odkryłem, że łatwo można sobie podbijać staty w materiach dzięki fuzji i nadmiarowi wolnych kulek. Czy to źle? Zdecydowanie nie, właściwie pokazuje, że jeśli dobrze pozna się mechanikę gry, można z niej wyciągnąć ciekawe rzeczy.

Skop tyłek Ifritowi, żeby go przywoływać!

Grafika Crisis Core generalnie została odświeżona bardzo dobrze. Cieszą oczy przede wszystkim cutscenki i spora część lokacji. Modele postaci i przeciwników również są na plus, choć głównie przy części ludzi, z którymi wchodzimy w interakcje, widać, że Kwadratowi nie chcieli przyłożyć się do wszystkiego. Trochę sztywne bywają ruchy w trakcie dialogów, a niektóre projekty wydają się leniwsze, co najlepiej widać przy Tifie, zarówno w jej postawie, jak i ubraniu. Poza tym część rozmów odbywa się niby w środowisku 3D, po którym przemieszczamy się w trakcie rozgrywki, ale tła wyglądają na 2D, na dodatek nieraz są rozmazane, co trochę psuje odbiór. Zastanawia mnie też, czemu skóra części bohaterów, szczególnie ręce Zacka, wygląda jakby była pokryta lekkimi bliznami po oparzeniach… Występuje to zarówno na Decku w natywnej rozdzielczości, jak i przy 1080p, gdy grałem na monitorze. Dopiero 1440p dało porządny efekt, ale wtedy gra średnio sobie radziła z utrzymaniem 30 klatek na sekundę. Jeśli chodzi o ustawienia jakości grafiki, właściwie nie trzeba w nich zbytnio grzebać. Na początku Crisis Core pojawiają się spore szarpnięcia przy przechodzeniu między scenami (fps startował z zera i skakał do docelowego), co pewnie było spowodowane ładowaniem shaderów. Później problem ten właściwie nie występował, choć podczas gry na monitorze 1440p, trafiały się miejsca, gdzie wyraźnie było widać, jak pojawiają się tekstury, np. na bloku, który był murem. Jednak mimo tych różnych drobnostek, część wizualną i tak odbiera się pozytywnie.

Za to muzyka jest po prostu świetna! Część utworów powtarza się z tymi z FFVII, i choć nie słyszałem ich spokojnie z 20 lat, to od razu, gdy rozbrzmiewały, budziła się pamięć o nich. Natomiast gdy zaczął lecieć w jednej ze scen „One Winged Angel Sephiroth” przeszły mnie ciarki! Ba, nawet teraz się pojawiły, bo właśnie włączyłem go na YT, żeby podrzucić Wam link. Z kolei oryginalna muzyka w CC poszła trochę bardziej w nowoczesność, więcej utworów jest na fortepianie oraz pojawia się sporo mocnego rocka z twistem międzygatunkowym. Całego tego miksu podczas gry słucha się niezwykle przyjemnie! W przypadku japońskiego dubbingu nie mam większych zastrzeżeń, ale to, co zwróciło moją uwagę, to głosy Tiffy i Aerith. Nie wiem, jakieś płaskie wydają się te aktorki. Chociaż sądzę, że to głównie wina ich linii dialogowych, szczególnie w przypadku kwiaciarki – przy niej pierwszy raz zdarzyło mi się pomyśleć, że dana postać jest albo jakaś ograniczona umysłowo, albo ma umysł dziecka, a w to raczej twórcy nie celowali… Efekty dźwiękowe z kolei są świetne i tu nie mam się czego przyczepić.

Przykład jednej z ładniejszych lokacji.

Crisis Core: Final Fantasy VII Reunion jest grą po prostu dobrą, w którą warto zagrać, nawet jeśli nie zna się Siódemki. A jeśli się ją zna, ale nie grało w ten prequel, to jest to pozycja wręcz obowiązkowa, ponieważ świetnie wprowadza do późniejszych epickich wydarzeń. Z pełną powagą też stwierdzam, że jest to najlepszy prequel, z jakim miałem do czynienia, czy to w postaci gry, filmu, czy serialu. Trochę zaporowa jest jednak cena. Na Steamie trzeba dać 205 zł, z kolei wydanie na Switcha jest o 50 zł droższe… W związku z tym stwierdzę, że jeśli zastanawialiście się, czy warto brać jak najszybciej, bo Was korci, to tak, bierzcie, będziecie się dobrze bawić. Spędzicie z grą minimum piętnaście godzin, z czego sama fabuła to jakoś jedenaście, ale trudno nie uderzyć w zadania poboczne i dodatkowe misje, co dodatkowo wydłuży czas z grą. Natomiast jeśli nadal nie jesteście pewni, to łapcie się za nią przy pierwszej promocji, która będzie Wam odpowiadać, bo warto!

PS. Jakoś nie miałem gdzie tego wcisnąć w tekst, więc dopiszę tutaj. CC na Steam Decku ma problemy ze skakaniem między kontrolerami. Co podpinałem jeden z dwóch 8Bitdo (trzeba zmieniać kolejność kontrolerów, jeśli robi się to bez resetu gry), to wychodziły jakieś cyrki z zmianą klawiszy. Mimo że podłączałem pady jako kontrolery do Xboksa, to potrafiły działać z układem Nintendo, raz nawet na Decku mi się zmieniły… Jednak dużą zaletą grania na Decku jest możliwość pełnej konfiguracji przycisków poza grą, w tym zamiana stron przycisków grzbietowych. Wspominam, ponieważ domyślne ustawienie bloku na prawej stronie i wywołania menu materii na lewej jest w cholerę niewygodne. W grze można tylko zamienić LB/RB z LT/RT, co dla części z graczy będzie niewystarczające. Co zabawne, gdy zamieniłem strony na Decku, wszystko działało. Z kolei przy padach musiałem bardziej grzebnąć w ustawieniach, bo naciśnięcie każdego triggera wywoływało blok i menu materii naraz. Dodatkowo na początku gra miała jakiś problem z rozdziałką Decka. Mimo że w ustawieniach sama sobie znalazła 800p, to obraz był w 720p. Z czasem po którymś włączeniu i wyłączeniu gra nagle sama z siebie leciała z obrazem 800p już w trybie handheldowym i aż się zdziwiłem, co się stało. Co za bałagan…


Opinia dodatkowa


Krowen:

Po Crisis Core widać, że nie jest to tytuł, któremu poświęcono tyle uwagi, co Final Fantasy VII Remake. Grając na Switchu może tego nie uświadczymy, ale na innych platformach, na których”rimejk” się pojawił, widać to ewidentnie. Słabej jakości FMV, pocięte loadingami lokacje, brak “nowej gry plus” czy chociażby wyboru rozdziału klasyfikują mi Crisis Core jako “dobrą grę z początku generacji PS4”. Gdy jednak uzmysłowimy sobie, że jest to gra na tym samym silniku co na PSP, z niemalże tymi samymi animacjami i exploitami (łatwo wbić wysoki poziom na pierwszych misjach lub omijać pojawiających się przeciwników “przyklejając” się do ściany), ręce składają się same do oklasków. Dla fanów przygód Clouda czy Zacka jest to pozycja obowiązkowa nie tylko przez znakomite odświeżenie wizualiów (chociaż powtarzam – miejcie w głowie, że to bardziej remaster niż remake), ale też dzięki unowocześnionej walce. Wreszcie znajduje się w niej tak wymagana dynamika, ale i druga gałka (PSP jej przecież nie miało) pozwala lepiej orientować się na polu walki. Poprzez zwiększenie częst0tliwości ataków głównego bohatera, gra jest też dużo prostsza – weteranom polecam wyższy poziom trudności, by strategiczny dobór materii pod konkretne pojedynki faktycznie miał sens. Gra nie jest sprzedawana w (nowej) pełnej cenie, za co brawa dla wydawcy. Jeśli przymkniecie oko na drobne archaizmy i zmienicie sterowanie (podstawowe jest tragiczne), czeka Was krótka, ale intensywna przygoda, w trakcie której spotkacie ulubionych bohaterów i przypomnicie sobie, za co miliony pokochały ten tytuł.


Polecamy


Serdecznie dziękujemy Cenedze
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: SQUARE ENIX
Wydawca: SQUARE ENIX
Data wydania: 13 grudnia 2022 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 3,5 GB
Cena na Steamie: 205 PLN

Gra jest również dostępna na Nintendo Switch w cenie 259 zł w eShopie oraz w wydaniu fizycznym.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *