Teenage Mutant Ninja Turtles: Splintered Fate
Żółwie z Hadesu.
Zbierasz ulepszenia, pokonujesz zastępy wrogów, minibossa, większego złola, ale w końcu natłok wrogów jest zbyt duży. Giniesz. Nie wracasz do checkpointu – wracasz na start. Nie wszystko idzie jednak na marne – za zebrane fanty możesz ulepszyć statystyki podstawowe swojej postaci, przez co kolejne próby są coraz prostsze. W końcu ubijasz ostatniego bossa i… okazuje się, że trzeba go ubić jeszcze raz. I kolejny. I kolejny. W tym wypadku jednak nie podążamy tropem greckich mitów, a ratujemy naszego mistrza Splintera w skorupach Wojowniczych Żółwi Ninja!

Ninja, żółwie i roboty – poza światem TMNT ciężko to złapać na jednym obrazku.
Podstawy są niemal te same, co w najlepszej grze roku 2020 według Maniaka. Mamy więc rougelite’a w rzucie izometrycznym, różnorodność broni zastąpiono różniącymi się pod względem charakterystyki walki Żółwiami (i niezastąpionym Casey Jonesem w ramach płatnego DLC). Zamiast bogów zsyłających błogosławieństwa pojawiły się moce żywiołów czy umiejętności ninja. Dodatkowo pod wieloma względami uproszczono gameplay, by trafił również do młodszych odbiorców, co dodatkowo podkreśla prosta lecz przyjemna dla oka grafiką i… Wyszedł z tego hit?
Rozgrywka gra tutaj pierwsze skrzypce i czuć, że włożono w nią dużo pracy i serca. Postacie są responsywne, ciosy ładnie siadają, a frajda z unikania wrogich szlagów jest dość spora. Od czasu do czasu zawalczymy z losowo rozstawionymi minibossami, by na końcu każdego z czterech poziomów (piąty znajduje się w DLC) zmierzyć się z większym zawadiaką. Ciosy wrogów są w większości dodatkowo sygnalizowane, by dać graczowi szansę na ucieczkę, zbieramy moce, ulepszamy, wydajemy walutę i jest super, prawda?

Za czasów szkolnych popularne były gry przeglądarkowe obsługiwane przez Adobe Flash. Jeśli któraś gra miała podpis „są ulepszenia!” to z miejsca była hitem w sali komputerowej.
Niestety nie do końca, ponieważ w Teenage Mutant Ninja Turtles: Splintered Fate wszystko jest słodko-gorzkie. Cieszy, że portrety postaci nie nawiązują do najnowszych abominacji Nickelodeonu i Paramountu. Samo środowisko 3D jest ok, ale jest problem z czytelnością ataków obszarowych czy shurikenów rzucanych przez wroga. Podobny problem w trakcie walki stanowią przeszkody – jeśli „schowa” się za taką wróg, to możemy go nigdy nie znaleźć. Zbyt szybki rozwój jest blokowany przez całe mnóstwo przedmiotów, które należy zebrać (i dobrze, bo w grze groźni są nie bossowie, a chmary zwykłych wrogów), ale jeśli chce się ulepszyć niektóre skille w bazie, trzeba grzebać po menusach, by przypomnieć sobie, jak daną pierdołę uzyskać.
O, właśnie, menusy – fajnie, że możemy wyjść z gry w każdej chwili i wrócić na ten sam etap, ale czasem włączenie menu nie pauzuje gry (!!), czasem gra się zawiesi, czasem reaguje tylko jeden konkretny przycisk (absolutnie losowy i często nieużywany). Zastanawiający jest też balans – żółwie różnią się zasięgiem czy umiejętnością specjalną, ale zdolności pasywne w części przypadków bywają bezużyteczne. Casey Jones z kolei (czyli postać z płatnego dodatku) wydaje się przepotężny, jednak nie ukrywajmy – gra jest prosta i bez takiego „ułatwiacza”.

Bossowie biją mocno, ale ich ataki są bardzo proste do uniknięcia.
To, co wyróżnia i wybija Teenage Mutant Ninja Turtles: Splintered Fate ponad Hadesa (czy nawet dwójkę!), to multiplayer. Żółwie mamy cztery, więc właśnie czterech graczy może usiąść jednocześnie do rozgrywki czy to online, czy grając na jednym systemie. Działa to dość sprawnie, a pokonani sojusznicy nie muszą odkładać pada, czekając aż padną wszyscy – wystarczy pokonać wrogów i przejść na następny etap, by wrócić do walki w pełnym składzie. Panuje przy tym spory chaos, ale przy kilkunastominutowej sesji da się go ogarnąć.

Casey Jones pojawia się w fabule, ale żeby nim zagrać, trzeba zapłacić. Warto, bo dostajemy też nowy region z dodatkowymi bossami.
Teenage Mutant Ninja Turtles: Splintered Fate działa na Steam Decku wyśmienicie. OLED bez problemu wyciąga 90 klatek, pobór mocy jest bardzo niski, więc możecie wybrać tę grę na dłuższą podróż. Ciekawi brak ustawień graficznych – żadnych detali, cieni, nawet wyboru rozdzielczości nie mamy. Gra sprawia wrażenie, że najpierw stworzono solidne podwaliny pod system walki, ale potem trzeba było na szybko nabudować na nim resztę systemów. Nawet „ostateczny zły” odpowiedzialny za całe zamieszanie tylko gada – nie ujawniając swojej prawdziwej formy, nie dając też szansy, by skopać mu twarz.
Przygoda Żółwi do podróży Zagreusa się nie umywa, ale stanowi miły, około 7-godzinny dodatek słodzący oczekiwanie na pełną wersję Hadesa 2. Może nie za pełną switchową cenę, ale ta steamowa jest już jak najbardziej odpowiednia. Fani gatunku nie powinni żałować.
Serdecznie dziękujemy firmie Super Evil Megacorp
za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego gry
Producent: Super Evil Megacorp
Wydawca: Super Evil Megacorp
Data wydania: 6 listopada 2024
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 1,1 GB
Cena: 89,99 zł (Steam), 120 (Nintendo eShop)
Platformy: PC, Nintendo Switch
Najnowsze komentarze