Cynthia: Hidden in the Moonshadow

Najmniej skuteczna łuczniczka we wszechświecie.

Główna bohaterka po długim treningu wraca do swej rodzinnej wioski, by wreszcie wieść spokojne życie u boku ukochanego. Nie ma jednak tak łatwo, bo wioskę zaatakował zły czarnoksiężnik, który wraz ze swoimi sługusami zamienił wszystkich mieszkańców w kamień. Potem zleca nam znalezienie i oddanie dwóch cennych magicznych artefaktów, grożąc przy tym, że pozabija wszystkich, jeśli odmówimy. Historia jest raczej niższych lotów, podobnie zresztą jak strasznie przejaskrawiony voice-acting, ale to tylko pretekst do przemierzania pagórków leśnych, łąk zielonych i starożytnych ruin. Jak natomiast wygląda trzon rozgrywki?

Przygoda naszej młodocianej łuczniczki to połączenie prostych zagadek, szczątkowych elementów platformowych ze skradanką i okazjonalnym craftingiem. Pętla rozgrywki jest więc dość prosta – zbierz składniki, stwórz strzały, omiń/pokonaj przeciwników, rozwiąż zagadkę. W przypadku przeciwników ważne jest, że Cynthii nie widać w wysokiej trawie, więc owa niewidzialność to nasz główny sprzymierzeniec. Wrogowie są bardzo wytrzymali, trzeba wpakować w nich aż trzy strzały, by padli, a że ilość łuczniczej amunicji jest mocno ograniczona, to trzeba zastosować się do starożytnej mantry „Mistrz polecił unikać niepotrzebnych walk”. Element skradankowy wypada zdecydowanie na plus – działa sprawnie, z czasem będziemy mogli też likwidować wrogów, zrzucając im na głowę skrzynki czy dostaniemy dodatkowe strzały/umiejętności ograniczające ruchy adwersarzy. Gdy zostaniemy zauważeni, mamy jeszcze potencjalnie szansę – wystarczy wystarczająco szybko wystrzelić trzy pociski, by wróg padł i wydał karykaturalne wręcz ostatnie tchnienie. Gdy w naszą stronę leci wrogi czar, jest ciężko – niby da się go uniknąć, ale jest to trudne, ponieważ pocisk jest szybki i potrafi pokonywać przeszkody terenowe.

Zagadki zaproponowane przez twórców nie są z tych wybitnych. Czasem musimy przebiec po specjalnych polach, odwzorowując ścieżkę podświetloną na ścianie, a innym razem trzeba machnąć do tego dodatkowo wajchą. Właściwie tyle – nie ma tutaj żadnej wielkiej filozofii. Elementy platformowe po prostu są – Cynthia potrafi skakać (chociaż animacja skoku jest co najmniej dziwna, ale w końcu „biali nie potrafią skakać”) i wspinać się po belkach/drabinach. Nie bardzo potrafi po nich zejść, więc gdy tylko chcemy się wrócić do dołu ekranu, to świat ciemnieje, a gra wita nas po przeteleportowaniu postaci. Całość można ukończyć w mniej niż trzy godziny i uważam to za odpowiedni czas – produkcja nie zdąży znużyć, a wiele jej problemów czy niedoskonałości nie zacznie nas specjalnie irytować.

Tych niedoskonałości jest całe mnóstwo. Od niby zeldowego paska staminy, ale jednak dziwnie przytwierdzonego do postaci (ruszając kamerą góra/dół robi się śmiesznie płaski), przez wspomniany dublaż czy brak animacji aż do bugów czy niedopatrzeń. Nie są to sprawy wielkie – po prostu czasem da się skakać w miejscu, mając włączone menu z dziennikiem, czasem jakiś skrypt nie zadziała, czasem gra puszcza nas tylko jednym, wyznaczonym torem. Idealnym tego przykładem jest rozdział, w którym spora grupa wrogów blokuje wejście w górski przesmyk. Twórcy chcą, by uderzyć w kilka dzwonów alarmowych, które sprawią, że przeciwnicy sobie pójdą. Mnie jednak udało się przejść bokiem i sprintem zgubić ścigającą mnie grupę. Nie dało to jednak nic, bowiem zamiast przejścia do kolejnego rozdziału, przywitała mnie niewidzialna ściana blokująca dalszy postęp.

Dziwne rzeczy dzieją się też z grafiką i wydajnością. Cynthia dostała od Valve zielony znaczek weryfikacji na Decku i jako tako się z tym zgadzam – nie ma problemów z klawiszologią, jest pełny ekran, wszystko wyświetla się poprawnie. Grafika jest nawet ładna – Unity przyzwyczaiło mnie raczej do „badziewia”, a tutaj widoczki można podziwiać. Tyle że Steam Deck niemiłosiernie i niewytłumaczalnie się przy tym wszystkim poci, nie będąc w stanie w niektórych miejscach wyciągnąć nawet stałych 30 klatek na sekundę. Do tego spija baterię niemal identycznie, jak ja z Naczelnym, kiedy raczymy się łzami hejterów piszących „znowu o tym PeCecie, kiedy Switch?”. Spodziewałbym się raczej, że taką Cynthię da się przejść na jednym ładowaniu, a tutaj dwa mogą nie starczyć. Konsola też mocno się grzeje, więc wiatraki są niestosownie głośne. Nie ujmując twórcom niezłego poziomu grafiki, nie ukrywajmy – Spider-man to to nie jest, więc niskie odświeżanie i pobór mocy są dla mnie ogromnym zaskoczeniem.

Wiele tłumaczy skład studia – jeśli nie liczyć aktorów oraz kompozytora, to grę stworzyły właściwie trzy osoby, co jak na produkcję w środowisku 3D jest imponującym wynikiem. Można by rzec wręcz, że to całkiem dobre demo technologiczne, które warto wpisać sobie w portfolio, chwaląc się jakością wizualną projektu. Czy jednak jest to gra, która spodoba się standardowemu Nowakowi? Nie. Czy fani skradanek w klimatach fantasy poczują się ukontentowani? Być może. Gdybym miał umiejscowić w rzeczywistości grę Cynthia: Hidden in the Moonshadow, wrzuciłbym ją jako drugi tytuł na płytę DVD dodawaną do czasopism o grach sprzed lat. Nie jest to kasowy hit reklamowany wielką czcionką, ale mały tytuł, który może zainteresować garstkę. No i wstydu na pewno nie będzie.

Jeśli powyższy tekst niewystarczająco Was zachęcił/zniechęcił, polecam spróbować Cynthię na własną rękę – na Steam dostępne jest demo.


Trudno powiedzieć


Serdecznie dziękujemy firmie Catthia Games
za przesłanie egzemplarza recenzenckiego gry


Producent: Catthia Games
Wydawca: Catthia Games
Data wydania: 10 kwietnia 2023 r.
Dystrybucja: cyfrowa
Waga: 3,3 GB
Cena: 63,99 PLN

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *