Ring Fit Adventure
Czas zrobić formę na (następne) lato!
Nie ukrywam, że jestem dość “dużym” mężczyzną. Zakończenie szkoły i przejście w pracę przy komputerze zabrało mi ruch z życia. Przestałem słyszeć babcine “jedz, bo cię wiatr porwie”, a to już oznacza koniec pewnego etapu w życiu. Trzeba się za siebie wziąć! Siłownia – próbowałem, ale jako nerd-piwniczak nie bardzo odpowiada mi tam, ile ludzi gapi mi się na bebech. Rower? Kochałem, mieszkając na wsi, w mieście wkurza mnie, że nie mogę się rozpędzić, bo światła czy madki na ścieżce rowerowej. Zostaje użyć broni ostatecznej, przy której nie ma wymówek – gier wideo!
Więc próbowałem. Najpierw z Let’s Get Fit, którego nie polecam nikomu – równie dobrze możecie puścić sobie serie ćwiczeń z YouTube. Fitness Boxing był spoko, ale nie zawsze łapało mi haki, a same ćwiczenia były raczej skierowane tylko i wyłącznie na ręce. I wtedy całe na biało wjechało Nintendo, oferując proste, lecz wspaniałe rozwiązanie.
Słowem klucz na dziś jest “gamifikacja” – wprowadzanie mechanizmów growych, by zmotywować do konkretnych akcji. Konkretną akcją w tym przypadku są ćwiczenia, a Ring Fit Adventure motywuje, obudowując ruch w grę RPG. Gra sama w sobie jest dość prymitywna, ma banalną (lecz zabawną) fabułą i proste założeniami. Jest to jednak tak wypieszczone, że po prostu działa.
Kluczem jest Ring-Con – dodawany do zestawu pierścień, który po wpięciu w niego Joy-cona jest w stanie wykryć swoją pozycję oraz siłę nacisku. Drugi Joy-Con ląduje na lewym udzie i voila! Mamy sensowne wykrywanie ruchu ciała. To pozwala na wykorzystanie szeregu ćwiczeń nie tylko typowo fitnessowych, ale również siłowych. A Ring-Con to kawał dziada, wcale nie jest tak łatwo go w pełni ścisnąć, szczególnie w zróżnicowanych pozycjach. Dodajemy do tego ćwiczenia na leżąco i siedząco angażujące różne partie ciała i mamy układ idealny.
Pętla rozgrywki również jest odpowiednio zróżnicowana. Podstawą jest tryb “fabularny”, gdzie, pomagając Ring-Conowi, chcemy przywrócić trochę rozumu jego przyjacielowi, który omamiony mocą fizyczną zapomina o największej sile – sile przyjaźni. Gra wyraźnie podzielona jest na poziomy, których podstawą jest eksploracja. Gdy my truchtamy w miejscu, nasz bohater biegnie do przodu i od czasu do czasu zmusza nas do innych, lekkich ćwiczeń. Przerywamy też bieganie na potyczki z wrogami i to tutaj kryje się sól Ring Fit Adventure. Walka toczy się w turach, a wszystko jest ćwiczeniem. Atak w przeciwnika – cyk, seria. Obrona – ćwiczenie na mięśnie brzucha. Ataki specjalne bossa – minigierka. Urozmaiceniem zwykłych ataków (czy to w pojedynczy cel, czy w obszarowy) są kolory umiejętności. Każdy kolor odpowiada za inną partię ciała, a wrogowie są wrażliwi na obrażenia o tej samej barwie – premiuje to żonglowanie używanymi ćwiczeniami i chociaż w późniejszych etapach miałem już swoje ulubione, to na początku zmieniałem je dość regularnie.
Mechanizmy wyciągnięte z gier RPG są tutaj absolutnie podstawowe i mają nagradzać, ale też nie rozpraszać milionem statystyk. Ot, zdrowie, atak, obrona, moc przypisana do każdej umiejętności, ciuchy z dodatkowymi statystykami. W późniejszej fazie gry odblokowujemy też dodatkowe drzewko rozwoju i powiem szczerze – mimo dziesiątek godzin nie odblokowałem go jeszcze w całości. Co oprócz tego? Możemy wziąć udział w ciekawych minigrach w ramach aren, a także – już poza trybem fabularnym – pobawić się w rytmiczne wygibasy w rytm utworów choćby z Zeldy lub Mario.
Muszę pochwalić twórców za to, jak sprawnie i przemyślanie działa całość gry. Podczas gdy inne gry fitnessowe nie czekają jakoś mocno, czy zrobisz serię poprawnie i lecą z kolejnymi powtórzeniami, Ring Fit Adventure dostosowuje się do Ciebie. Tutaj doskonale widzisz, ile powtórzeń należy zrobić, a tytuł zmierzy poprawnie nasze powtórzenie, więc jeśli zabraknie nam sił w połowie serii możemy na moment odsapnąć i kontynuować bez problemów. Początkowo wypełniamy ankietę i gra wybiera za nas poziom trudności (który zmienia nie tylko liczbę zdrowia wrogów, ale też liczbę i czas powtórzeń w serii ćwiczeń), nic jednak nie stoi na przeszkodzie byśmy ręcznie to zmienili. Nie dajemy rady z którymś ćwiczeniem? Nie ma sprawy – możemy dowolnie je wymienić, bo listę umiejętności wybieramy sami z dostępnej puli. Gra sprawdza nasz puls i na bazie poprzednich sesji z nią sama proponuje odpowiednie przerwy. Boisz się, że zapomnisz o ćwiczeniach? Cyk, ustawiasz dedykowany grze tryb notyfikacji, który o konkretnej godzinie wybudza prawy Joy-Con, który świeci się i wibruje. Gra jest przy tym bardzo motywująca – najmniejsza aktywność fizyczna podbija poziom postaci, nie zmusza do dalszych ćwiczeń, jeśli chcemy wyjść, oraz zasypuje nas tytułami i pochwałami, nie krytykując przy tym w żadnym momencie. Ziomeczek, gdy jeszcze próbowałem swoich sił na siłowni, tak mnie motywował do powtórzeń mimo braku sił, że skończyło się to u mnie kontuzją kolana. Ring Fit nigdy mi czegoś takiego nie zrobił.
No właśnie. Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, po czym stwierdził, że coś za dobrze poszło. I dał mu kolana. Przeklęte kolana. Tak jak ćwiczenia w trakcie walki możemy dostosować sami, tak w trakcie eksploracji jesteśmy już zdani na łaskę twórców. Jeden z poziomów musiałem powtarzać kilkukrotnie nie z powodu zmęczenia, a bolących kolan. Nie wiem też, czy opaska na udo będzie wystarczająca dla wszystkich – sam krążę między pierwszym a drugim stopniem otyłości i mam jeszcze spory zapas (opaska jest dość rozciągliwa), da się to też obejść domowymi sposobami (jedyna elektronika tam to Joy-Con). Jedynym realnym minusem gry jest brak możliwości zakupu Ring-Cona osobno. Kupiłem zestaw używany i po jakimś czasie zaczął losowo się rozłączać lub przestawał rejestrować nacisk. Musiałem niestety zakupić drugi pełny zestaw, chociaż opaska czy fizyczna gra były mi zupełnie niepotrzebne.
Pytanie najważniejsze – czy Ring Fit Adventure pozwolił mi schudnąć? Tak, ale było to obwarowane sporym wysiłkiem, również mentalnym. Bardzo pomógł mi w tym zbliżający się ślub, a regularne ćwiczenia (trzy razy w tygodniu) dopchnąłem niezbyt ścisłą, ale jednak pomocną dietą. To pozwoliło mi zejść ze 120 do 103 kilogramów w ciągu około roku. Czy to dużo? Fit dziki stwierdzą że nie, ja – nerd-piwniczak – powiem że to bardzo dużo. Najważniejsza była regularność – dziś, gdy nie mam większego celu, a i życie zawodowe zabiło jakąkolwiek regularność w moim życiu, ciężko mi do Ring Fita wrócić. A to jest u mnie zawsze najgorsze – zacząć. Zrób więc coś dla siebie i kup Ring Fit Adventure. Daj sobie szansę, by zacząć. Spróbujesz, pociągniesz dwa tygodnie, a potem już nie będziesz chciał przestać.
Zakup obowiązkowy!
Producent: Nintendo
Wydawca: Nintendo
Data wydania: 18 października 2019 r.
Dystrybucja: fizyczna
Cena: 200-250 PLN
Najnowsze komentarze